Belle Epoque: sezon 1, odcinek 10 (finał sezonu) – recenzja
Data premiery w Polsce: 18 listopada 2024Belle Epoque w końcu dobrnęło do końca. Nawiązując do nazwy serialu, należałoby stwierdzić, że zakończyła się piękna epoka, ale czy rzeczywiście była taka piękna…
Belle Epoque w końcu dobrnęło do końca. Nawiązując do nazwy serialu, należałoby stwierdzić, że zakończyła się piękna epoka, ale czy rzeczywiście była taka piękna…
Wielu widzów pewnie odetchnęło z ulgą, o ile oczywiście wciąż oglądali serial stacji TVN. Dziesięć odcinków absolutnie wystarczyło, aby stwierdzić, że Belle Epoque arcydziełem nie jest, choć tak naprawdę pewnie wystarczyły ze trzy. Finał serialu miał zapewne zwalić wszystkich z nóg, zaskakując ogromnym zwrotem akcji… No dobrze, ale czy ktokolwiek zdziwił się obrotem spraw?
Ciało antykwariusza Mrozowskiego zostało znalezione przez właściciela kamienicy, w której mieści się sklep. Było to do przewidzenia, skoro sam Mrozowski przeczuwał zbliżający się koniec swojego żywota. Został zastrzelony z małego i poręcznego pistoletu, najpewniej należącego do kobiety. Świadczy o tym jeszcze jeden fakt – kolczyk znaleziony przez Kazaneckiego. Szok przeżywa Jan Edigey-Korycki, kiedy drugi, identyczny kolczyk, znajduje na biurku Konstancji. Oczywiście nie wierzy w jej winę, ale pewność mieć trzeba, a właściciel kamienicy uparcie twierdzi, że to Konstancję widział niedługo przed śmiercią antykwariusza, wysiadającą z dorożki i udającą się w nieznanym kierunku. Anonimowy donos także obwinia ukochaną Jana, która, uwaga, nie jest jednak niewiniątkiem trzepiącym rzęsami i rzucającym powłóczyste spojrzenia w kierunku narzeczonego.
W końcu doszliśmy do najsłynniejszej metody śledczej, a mianowicie porównywania odcisków palców. Nie na wiele się to zdało, skoro Jan ewidentnie został wystrychnięty na dudka. Konstancja co prawda wyrzuciła z siebie potok słów i łez, ujawniając prawdę o wszelkich działaniach Lucjana, a także różnorakich szpiegach, ale na cóż się to zdało, skoro zapewne przeciętny widz nie wierzył w ani jedno jej słowo od dawna. Konstancja kreowała się na tajemniczą elegantkę do tego stopnia, że straciła wszelkie znamiona prawdomówności już kilka odcinków temu. Tylko Jan bezgranicznie wierzył jej czułym słówkom, nie wątpiąc nawet przez chwilę w ukochaną. Ukochana zresztą okazała się dwulicową… złą kobietą, żeby być delikatnym. Finał odcinka to jednak dopiero coś!
Główna para serialu irytowała do tego stopnia, że jej dalsze losy pewnie mało kogo interesowały. To ciekawe, ale zdecydowanie lepiej wypadała w Belle Epoque inna relacja łącząca dwójkę ludzi, a mianowicie Henryka oraz Mili (także, a zwłaszcza w tym odcinku). Oboje są zresztą znacznie ciekawszymi bohaterami, a grę Eryka Lubosa ogląda się z przyjemnością. Ta para jest odrobinkę nieporadna, ale przynajmniej wiarygodna, a o ile wiemy, że Henrykowi Mila ewidentnie się podoba, o tyle w drugą stronę stuprocentowej pewności już nie ma. Zdecydowanie więc lepiej ogląda się powolne dojrzewanie uczuć, niż regularne i stałe dostawy frazesów Jana skierowanych do Konstancji. Ich ślub miał być przypieczętowaniem związku, a stał się tylko przyczyną tragedii.
Ostatnie minuty odcinka próbowały dostarczyć sensacji, a ciężko było uwierzyć, że Konstancja i Jan pobiorą się i będą żyli długo i szczęśliwie. Korycki koniec końców zostaje zastrzelony przez niedoszłą żonę, a chwilę wcześniej ginie Iwanow. Pomijając już kwestię, że nie wszyscy goście wbiegli do zakrystii na dźwięk strzałów (dwóch!), śmierć Jana jakoś szczególnie… nie dostarcza większych emocji. Właściwie nie dostarcza emocji żadnych. Oczywiście potencjalny sezon drugi jest w planach, więc kto wie, może Jana odratują, a potem ten świetny policjant, którego wykiwała własna dziewczyna, ruszy w świat żądny zemsty? W każdym razie, jeżeli po dziesięciu odcinkach zgon głównego bohatera, było nie było, w dramatycznych okolicznościach rodem z telenowel, nie rusza widza w ogóle, coś naprawdę jest z serialem nie tak. Miała być sensacja, a tak jest średnio sensacyjna ucieczka Konstancji, której twarz w dalszym ciągu nie zdradza niczego. Ot, dzień jak co dzień.
Piękne czasy czy też epoka dobiegły końca. Dla jednych męczarnia, dla innych okazja do pozgadywania, kto jest mordercą, bez zwracania uwagi na umizgi bohaterów. Miało być oryginalnie, z klasą, a wyszło jak zwykle. Przewidywalnie, estetycznie i w ładnych kostiumach, przy akompaniamencie współczesnej muzyki, ale za to… nudno, pusto i bez emocji.
Źródło: zdjęcie główne: TVN/Mirosław Sosnowski
Poznaj recenzenta
Karolina SzenderaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1987, kończy 37 lat
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1982, kończy 42 lat