Biegnąc ostatkiem sił
Data premiery w Polsce: 31 stycznia 2014Wydaje się, że wszystko, co miał do powiedzenia, wszystkie najlepsze sceny, najlepsze żarty i najlepszych bohaterów Lars von Trier powiedział i pokazał w pierwszej odsłonie głośnej "Nimfomanki". Część druga rozczarowuje, bo brak jej energii i szaleństwa poprzedniczki.
Wydaje się, że wszystko, co miał do powiedzenia, wszystkie najlepsze sceny, najlepsze żarty i najlepszych bohaterów Lars von Trier powiedział i pokazał w pierwszej odsłonie głośnej "Nimfomanki". Część druga rozczarowuje, bo brak jej energii i szaleństwa poprzedniczki.
Choć w polskich kinach historia nimfomanki według Larsa von Triera gości w dwóch odsłonach, jest to jeden film, podzielony na części tylko ze względu na znaczną długość. Tym bardziej dziwi olbrzymia przepaść jakościowa, która dzieli oba obrazy - niby opowiadają o tym samym, ustami tych samych bohaterów, robią to jednak w zdecydowanie różny sposób.
Nimfomanka. Część I zaskakiwała podwójnie, bo raz, że nie była tak szokująca i pornograficzna, jak zapowiadano, a dwa, był to wyjątkowo zabawny, momentami wręcz rozbrajający film. Von Trier opowiadał w nim o seksie, ale z ogromnym dystansem, cięższe treści równoważąc komediowymi wstawkami – dualizm ten najlepiej objawiał się w konfrontacji postaci poważnej i ponurej Joe (Charlotte Gainsbourg) oraz ekscentrycznego Seligmana (Stellan Skarsgård). Nie brakowało przebłysków geniuszu, jak choćby wyborna scena z Panią H (Uma Thurman).
Tymczasem Część II to już tylko ponure rozważania na temat ludzkiej seksualności jako niepohamowanej żądzy, przyczyny nieszczęść i zła na świecie, a wreszcie - opowieść o drodze do zaakceptowania siebie jako osoby niepasującej do społeczeństwa. Więcej tu przemocy, więcej krwi (takiej, co to cieknie z łechtaczki), więcej dramatu i cierpienia, depresji wręcz, która uderza w Joe, gdy kobieta zatraca możliwość doznawania seksualnej satysfakcji. Znajdzie się miejsce dla sado-maso i posiniaczonych pośladków, dwóch wielgachnych czarnych penisów, koktajlu Mołotowa, orgazmu na okładce książki i dylematów rodzicielskich.
Problem w tym, że nic z tego nie zapada w pamięć. No, może poza łyżkami w restauracji, które tytułowa bohaterka wkłada… łatwo się domyślić gdzie.
W drugiej części swojej opowieści von Trier sprawia wrażenie wypalonego, jakby wszystkie asy dawno już wyjął z rękawa, a teraz tylko próbuje nadrabiać miną. Humor już jakby mniej bawi, dramat mniej porusza, nawet sceny seksu mają mniejszą siłę rażenia; ewidentnie widać, że historia brnie do mety w żółwim tempie, bez szans choćby na ostatni zryw. Chyba po prostu tego typu opowieść sprawdzić się mogła wyłącznie podana lżej, bez zadęcia i fatalizmu, który czynią ją nieatrakcyjną i nużącą.
Nimfomanka. Część I to świetne, odważne i zapadające w pamięć kino. Nimfomanka. Część II mogłaby nie powstać.
Poznaj recenzenta
Marcin ZwierzchowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat