Billions: sezon 1, odcinek 3 i 4 – recenzja
Billions ma z pewnością dwóch ciekawych głównych bohaterów. Pomimo tego, że wątek przewodni nie może ruszyć z miejsca, dzieje się naprawdę dużo.
Billions ma z pewnością dwóch ciekawych głównych bohaterów. Pomimo tego, że wątek przewodni nie może ruszyć z miejsca, dzieje się naprawdę dużo.
Trudno nadążyć za spiskami, śledztwami i pomysłami głównych bohaterów Billions, jednak pewne jest to, że bezpośrednia konfrontacja Axe’a i Chucka to raczej plan na dalszą niż bliższą przyszłość. W każdym odcinku dostajemy poboczny wątek, który niejako kręci się wokół śledztwa prokuratury, ale bohaterowie działają na zupełnie przeciwnych biegunach i atakują najdalej położone twierdze.
Tak historię można ciągnąć przez naprawdę długi czas. 12-odcinkowa pierwsza seria Billions może tak naprawdę zakończyć się tam, gdzie się rozpoczęła. Zanim mozolne śledztwo Chucka Rhoadesa w ogóle zacznie skupiać się na Axelrodzie, musi on uporać się z interesami jego współpracowników, którzy wcale nie są skłonni do pomocy. Żeby tego było mało, inne prokuratury również starają się wywęszyć w tym jakiś interes, a przeciek informacji, mimo że w końcu zatamowany, przyniósł ogromne straty. Z drugiej strony Axe radzi sobie o wiele lepiej – na tyle lepiej, że może sobie pozwolić w międzyczasie na koncert Metalliki i przelotny romans (choć na szczęście niespełniony, takim poczciwym człowiekiem jest nasz Axe).
Na szczęście nie jest to nudne. Co prawda wątek Bobby’ego jest zbiorowiskiem klisz, a sceny związane z jego żoną to często nieznośna mieszanka przesady i wyidealizowanego high-life’u, jednak od czasu do czasu postać grana przez Damiana Lewisa potrafi zaskoczyć - i to w najmniej spodziewanych momentach. Najciekawsze rzeczy dzieją się jednak w obozie Rhoadesa i to zarówno jeśli chodzi o pracę, jak i rodzinę. Tak dobry jest Paul Giamatti i tak dobre są scenariusze pisane pod niego. Zabawna scena podczas spaceru w parku, później przesłuchiwania Deckera, konfrontacje z ojcem i obie rozmowy z żoną pod koniec trzeciego i czwartego odcinka – to wszystko składa się na bardzo złożoną i ciekawą postać, którą ogląda się z przyjemnością. Reszta wcale mu nie ustępuje, bo zarówno Maggie Siff, jak i Jeffrey DeMunn świetnie spisują się w swoich rolach.
Oczywiście znów dostajemy mniej lub bardziej subtelne nawiązania do amerykańskiej popkultury, z czego najzabawniejszym z pewnością był cytat z Glengarry Glen Ross w odcinku trzecim... by czwarty wyreżyserował twórca właśnie tego filmu, czyli James Foley! Metapoziom najwyższej klasy. Pete Decker dodatkowo cytuje Chłopców z ferajny, co nie umknęło uwadze Bryana. Ci to oglądają jedynie męskie kino.
Narzekałbym z reguły na tłumaczenie innym bohaterom (a tak naprawdę widzowi) przebiegu wydarzeń, lecz przy Billions takie wyjście jest wręcz koniecznością, w końcu nie wszyscy jesteśmy specami od finansów. Gdy dowiadujemy się, że starszy Rhoades ma wredny plan wykorzystania poczynań Axe’a, ten potrafi po ludzku wytłumaczyć nam, co tak naprawdę się dzieje. Plus za troszczenie się o widza, bo dla większości Billions bez małych wskazówek byłby serialem nie do oglądania.
Można spodziewać się, że decyzja Axe’a pod koniec czwartego odcinka będzie jedynie zasłoną dymną, a nie decyzją po pewnego rodzaju objawieniu. Prawdopodobnie Tara jeszcze się Chuckowi do czegoś przyda, może nawet będzie jednym z kluczy do dorwania Axe’a. Na razie jednak cały czas stoimy w miejscu, choć coraz więcej furtek otwiera się przed nowojorską prokuraturą. Ja jestem zaintrygowany, jednak nie tyle rozwiązaniem całej sprawy, co tym, jak postacie Giamattiego i Lewisa rozwiną się w międzyczasie. Oglądanie ich sprawia niezłą radość.
Poznaj recenzenta
Jędrzej SkrzypczykDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat