Billions: sezon 3, odcinek 12 (finał sezonu) – recenzja
Finał sezonu przynosi wydarzenia, które stawiają założenia fabularne Billions na głowie. Sprawdźmy, co wpłynęło na fakt, że ostatni odcinek jest jednym z lepszych w trzeciej odsłonie.
Finał sezonu przynosi wydarzenia, które stawiają założenia fabularne Billions na głowie. Sprawdźmy, co wpłynęło na fakt, że ostatni odcinek jest jednym z lepszych w trzeciej odsłonie.
Wszystko, co działo się w drugiej połowie serii, prowadziło w prostej linii do ostatniej minuty dwunastego epizodu. Chuck, Bob i Wendy pokonani i skompromitowani, razem przy stole, popijając wino, planują zemstę na swoich adwersarzach. Kto by się spodziewał, że ten sezon tak się zakończy? W poprzednich seriach i w premierowych odcinkach bieżącej odsłony panowie rzucali się sobie dosłownie do gardeł i chyba nikt nie miał wątpliwości, że owa konfrontacja musi się skończyć nokautem jednego z nich. A tutaj taka niespodzianka – w końcówce omawianego epizodu zostają położone podwaliny pod sojusz, który z pewnością będzie motywem przewodnim kolejnej serii. Jak na razie jest to tylko melodia przyszłości, więc zostawmy te dywagacje na potem. Skupmy się na czynnikach, które doprowadzają do zawiązania się tego dziwacznego przymierza. A może nie jest ono tak nietypowe, jak sugerują twórcy? Panowie są przecież do siebie niezwykle podobni. Wcześniej czy później musiało do tego momentu dojść.
Wystarczyła chwila, podczas której Chuck i Bob opuszczają gardę, aby ich przeciwnicy bezlitośnie wykorzystali nieuwagę. Co prawda Taylor już od dłuższego czasu planowała swój ruch, a Chuck trochę się sam „zakiwał”, ale nie da się ukryć, iż panowie w najistotniejszym momencie byli niezbyt uważni. Obaj padli też ofiarą ludzi, którzy ucierpieli podczas ich bezlitosnych machinacji. Wtedy, gdy zaufanie i szacunek miały okazać się na wagę złota, Chuck i Axe poczuli na własnej skórze, czym jest deficyt tych wartości.
Świetnie prezentują się momenty, w których bohaterowie orientują się, że zostali wystrychnięci na dudka. Axe po suto zakrapianej imprezie przybywa do firmy tylko po to, aby zorientować się, że jego najlepsi ludzie nie przybyli do pracy. Chuck natomiast, w momencie, gdy planuje zadać ostateczny cios, wpada w pułapkę zastawioną przez Jocka oraz jego byłych współpracowników. Damien Lewis i Paul Giamatti doskonale zagrali zaskoczenie, niedowierzanie i rosnący w nich gniew. Aktorom udaje się oddać emocje miotające ludźmi sukcesu, którzy właśnie zrozumieli, że odnieśli największą porażkę w swoim życiu.
Twórcom udaje się również pokazać pokłosie tych dramatycznych wydarzeń. Szczególnie dobrze wypada rozgrywka pomiędzy Axem i Taylor. Bohaterowie starają się przeciągać poszczególnych ludzi na swoją stronę. Część z pracowników zostaje ze swoim szefem, inni decydują się przystąpić do firmy Mason. Przemiana Taylor w pierwszoligowego gracza wydaje się przekonywująca. Mimo że posuwa się ona do nieczystych zagrań (które jak sama twierdzi, przyswoiła od Axelroda i Wendy), widzowie kibicują jej, bo to właśnie ona zasługuje na największy sukces. Obdarzona unikatowymi zdolnościami przeradza się z upośledzonego społecznie geeka w rekina biznesu. Przyjemnie obserwuje się tę metamorfozę. Cieszy fakt, że to właśnie taka, z jednej strony niedoskonała, z drugiej wyjątkowa, osoba skopała tyłek pewnemu siebie arogantowi, jakim jest Bobby Axlerod. Szkoda tylko, że w kolejnej serii czekają ją ciężkie chwile. Jak powiedział Axe – nie każdemu udaje się wrócić z Mount Everestu.
W świetle tych wydarzeń, widać wreszcie, które wątki stanowiły klucz do fabuły trzeciej serii, a które były całkowicie zbyteczne. Wygląda na to, że zarówno Jock Jeffcoat, jak i Grigor Andolov zagoszczą w serialu na dłużej. Ten pierwszy pełni rolę klasycznego villaina, z którym Chuck, w czwartej odsłonie, będzie toczył boje do ostatniej kropli krwi. Rosjanin natomiast jak na razie stanowi pewien języczek uwagi w rywalizacji pomiędzy Axem i Taylor. Bohater wydaje się jednak zbyt potężny, aby przez całą długość kolejnego sezonu pełnić taką rolę, więc również i jego można traktować jako antagonistę. Obaj panowie mają olbrzymie fabularne znaczenie. Aby je podkreślić, twórcy obsadzili w ich rolach tuzów aktorstwa – artystów, którym charyzma wręcz wylewa się uszami. Dodając do tego jeszcze tak charakterystyczną postać jak Taylor oraz dwóch głównych bohaterów, którzy już dawno wyrobili sobie markę, dostajemy jeden z najlepszych składów we współczesnym serialu telewizyjnym.
Billions to serial, który bardzo dobrze kończy swoje sezony. Po raz kolejny mamy sytuację, kiedy ostatni odcinek zaostrza apetyty przed kolejną odsłoną. Co ciekawe, udaje się to zrobić bez irytującego cliffhangera. Poszczególne odcinki pozostawiały wiele do życzenia, ale dzięki emocjonującemu finałowi jest na co czekać. Twórcy serialu to starzy wyjadacze, którzy wiedzą, jak rozłożyć akcenty, aby dość skomplikowana historia o brutalnej rywalizacji między prawem i biznesem wciąż była atrakcyjna dla widza.
Źródło: zdjęcie główne: Showtime
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat