Billions: sezon 4 - recenzja
Bobby Axelrod i Chuck Rhodes zawiesili chwilowo broń w swojej prywatnej wojence i wycelowali działa gdzie indziej. Walka pomiędzy samcami i samicami alfa trwa w najlepsze. Zapraszamy do przeczytania recenzji 4. sezonu serialu Billions.
Bobby Axelrod i Chuck Rhodes zawiesili chwilowo broń w swojej prywatnej wojence i wycelowali działa gdzie indziej. Walka pomiędzy samcami i samicami alfa trwa w najlepsze. Zapraszamy do przeczytania recenzji 4. sezonu serialu Billions.
Bobby Axelrod, Chuck Rhodes, Taylor Mason i Wendy Rhodes to główni bohaterowie 4. sezonu Billions. Oprócz nich na pierwszym planie znajdują się także nowa partnerka życiowa i biznesowa Axe’a Rebecca Cantu, próbujący zapuszkować Chucka Bryan Connerty oraz przebiegły Rhodes senior. W serialu istotne role odgrywają również rosyjski potentat Grigor Andolov, ojciec Taylor oraz wszechmocny Waylon "Jock" Jeffcoat. Wszyscy oni kotłują się w polityczno-biznesowym tyglu, gdzie niczego nie da się przewidzieć, a sojusze zmieniają się w przeciągu sekundy.
Tym razem główne konflikty mamy na linii Axe – Taylor oraz Chuck – Jock. Pozostali orbitują pomiędzy tymi relacjami, odgrywając w nich mniejsze lub większe role. Niezwykle istotna jest Wendy, która wprowadza do opowieści nieco refleksyjności, oraz Connerty napędzający bardziej dynamiczne wątki (klasyczny motyw pościgu za przestępcą). Wszystko jednak sprowadza się do tego co zawsze w Billions było najważniejsze. Walka toczy się w najlepsze, tym razem jednak główni bohaterowie wzięli na cel kogoś innego. Chuck i Bobby zawarli sojusz, ale o jakiejkolwiek przyjaźni nie ma mowy. Łączy ich szorstka, męska relacja, która kończy się z finałowym epizodem. Dobrze, że twórcy nie próbują nas kokietować jakimś wydumanym koleżeństwem. Samce alfa zawsze będą konkurować, nawet wtedy, gdy muszą chwilowo połączyć siły w starciu z mocniejszym przeciwnikiem.
Jaki jest 4. sezon Billions? W dużej mierze taki sam jak poprzednie. Dla jednych może to być zaleta, a dla innych wada. Wyobraźmy sobie grę planszową, w której bierze udział kilkanaście figur. Każda sesja wygląda tak samo – postacie zaczynają jednak w innych miejscach oraz w innych konfiguracjach. Taki jest właśnie Billions. Bohaterowie zmienili swoje wcześniejsze ustawienia i rozpoczynają rozgrywkę w całkiem nowym ułożeniu. To te same znane nam postacie. Czy będzie im do twarzy w odmiennych barwach wojennych?
Problem z 4.sezonem Billions jest taki, że niewiele on zmienił w koncepcie fabularnym całości. W świetle tego, co wydarzyło się w ostatnim odcinku, trzeba go odbierać nie inaczej, jak dygresję czy chwilowy oddech od motywu przewodniego, jakim jest obijanie się po facjatach przez Axe’a i Chucka. Co ważnego wydarzyło się w zakończonej właśnie serii? Andolov został pokonany, Chuck pozbył się Jocka, na jaw wyszły sekrety życia seksualnego Rhodes’ów, Taylor wróciła do Axe Corp. Jakie reperkusje przyniosły te sytuacje? Ujawnienie sadomasochistycznych ciągotek prokuratora praktycznie nie wpłynęło na bieg zdarzeń, a pod koniec w ogóle przestało mieć znaczenie. Sytuacja Taylor też nie zmieniła się za bardzo. W finale sezonu kobieta praktycznie znalazła się w punkcie wyjścia. Wszystko, co dokonała, staje się pieśnią przeszłości. Przed nią nowe wyzwania, także 5. sezon stanowić będzie całkiem nowe rozdanie. Wrogowie po raz kolejny zostali pokonani, a główni bohaterowie wciąż tkwią w swoich okopach. Co nam w takim razie po skomplikowanych dialogach, finezyjnych szermierkach słownych i błyskotliwych polityczno-biznesowych woltach?
Nie oszukujmy się, momentami dobrze się tego słucha i przyjemnie się na to patrzy. Lubimy przecież wszelkiego rodzaju „masakracje”, podczas których charyzmatyczny mówca wbija w ziemię swojego oponenta. Chuck i Axe właśnie taki mają styl i w czwartym sezonie pod dostatkiem jest podobnych motywów. Problem jednak w tym, że to nie posuwa akcji do przodu. Mamy tu do czynienia ze sztuką dla sztuki, atrakcyjną formą, bez większej treści. Jedyny wątek, w którym twórcy pozwolili sobie na refleksję to historia Wendy, kobiety umiejscowionej pomiędzy dwoma samcami alfa. Ujawnienie szczegółów jej życia seksualnego oraz zamach na praktykę zawodową wyrządziły wielką szkodę kobiecie. Szkoda, że nie poświęcono więcej miejsca rozterkom tej bohaterki, bo niektóre wątki aż proszą się o nieco bardziej psychologiczne podejście. Tutaj tego brakuje. Poszczególne odcinki wypełnione są potyczkami na słowa. Nie ma czasu, żeby przystanąć i zastanowić się, co w duszach bohaterów drzemie. To jednak nie nowość w Billions. Tak wygląda przecież cały serial.
Oczywiście powyższe dla niektórych może okazać się to wielką zaletą. Fabuła ma swój urok, a każda z postaci unikatowy charakter. Wypluwane z prędkością światła one linery często trafiają w punkt, a podchody głównych bohaterów nieźle bawią. Taylor jest godnym przeciwnikiem dla Axe’a i wciąż najciekawszą postacią w serialu. W pewnym momencie do fabuły zostaje wprowadzony jej ojciec (grany przez Kevina Pollacka). Ich wzajemne relacje służą podbudowie charakterologicznej Taylor i umiejętnie podkreślają oczekiwania i dążenia bohaterki. Rywal Rhodesa dostaje dużo mniej czasu ekranowego. Mimo niewątpliwej charyzmy, Jock pozostaje raczej bierny, czekając na kolejne ciosy Chucka. Szkoda też Johna Malkovicha, który tak szybko pożegnał się z serialem. Następna zmarnowana postać, bez większego wpływu na bieg wydarzeń.
Billions w 4. sezonie nie mówi niczego nowego, nie zaskakuje pomysłowością, nie kokietuje oryginalnością. Twórcy konsekwentnie utrzymują obrany wcześniej kurs. Jak widać, wychodzi im to na dobre. Serial ma rzeszę oddanych fanów, produkcja dostała zamówienie na kolejną odsłonę, a gwiazdorzy portretujący głównych bohaterów ani myślą rezygnować ze swoich ról. Dla każdego fana poprzednich odsłon nowa seria będzie wysmakowanym daniem. Nie ma tu mowy o odgrzewanym kotlecie, a raczej o smacznej potrawie przygotowanej po raz wtóry wedle tego samego przepisu. Jeśli polubiliśmy jej smak za pierwszym razem i teraz będziemy zadowoleni. Jeśli jednak z każdym kolejnym posiłkiem przestawała nam smakować, być może tym razem podziękujemy w połowie dania. Dość już tych kulinarnych analogii. Najlepiej sprawdzić samemu.
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1982, kończy 42 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1990, kończy 34 lat
ur. 1979, kończy 45 lat