fot. materiały prasowe
Erotyczne thrillery wracają ostatnio do łask, a Bone Lake próbuje wpisać się w tę modę, łącząc napięcie między dwiema parami z historią o pragnieniach i trudnościach w relacjach. Zaczyna się obiecująco: para zakochanych przyjeżdża na romantyczny weekend do przepięknego domku nad jeziorem, gdzie odkrywa, że przez pomyłkę wynajęła go również inna, bardziej tajemnicza, atrakcyjna i z pozoru nieskazitelna para. To idealny punkt wyjścia dla historii, która mogłaby eskalować w niepokojącą psychologiczną grę. I faktycznie przez jakiś czas tak jest.
Film nie straszy jump scare'ami, zamiast tego buduje atmosferę lekkiego dyskomfortu, subtelnych spojrzeń i sygnałów, że „coś tu nie gra”. To kino bardziej z kategorii powolnego niepokoju niż gwałtownych zwrotów akcji. Problem w tym, że zbyt łatwo domyślić się, który element układanki nie pasuje i dokąd zmierza cała historia. Bone Lake, zamiast prowadzić widza przez sprytne twisty, opiera się na schematach na tyle czytelnych, że trudno mówić o realnym zaskoczeniu. Szkoda, bo fundamenty są naprawdę dobre. Aktorsko film prezentuje się solidnie, chemia między bohaterami jest widoczna, a dynamikę obu par ogląda się z ciekawością. Jedna z relacji wypada szczególnie autentycznie – drobne spięcia, szczerość i niedopowiedzenia brzmią jak problemy, które widz mógłby zobaczyć w prawdziwym związku. To właśnie w tych socjologicznych obserwacjach twórcy odnoszą największy sukces. Trafnie pokazują, jak łatwo naruszyć kruchą równowagę między zaufaniem a zazdrością, a także to, jak subtelne pęknięcia mogą przerodzić się w coś o wiele mroczniejszego.
Reżyserka Mercedes Bryce Morgan świetnie wykorzystuje też przestrzeń. Dom nad jeziorem (od lat klasyka gatunku) jest tu pokazany zarówno jako miejsce romantyczne, jak i klaustrofobiczne, z mroczną historią. Światło i kadry dobrze budują klimat, który daje nadzieję nawet wtedy, gdy fabuła nie zapewnia nam już niespodzianek.
Największą wadą pozostaje jednak tempo. Przez jakieś dwie trzecie filmu czeka się na moment, w którym coś wreszcie „pęknie”. Myślę, że mimo to znajdą się osoby, którym spodoba się taka dynamika zdarzeń – jednak gdy oczekujesz intensywnej gry psychologicznej, możesz poczuć znużenie. Bone Lake bardzo chce być erotycznym thrillerem, ale w wielu momentach brakuje mu odwagi, by naprawdę zanurzyć się w tym gatunku. Raz unika mocnych scen, innym razem odpuszcza potencjalnie ciekawą ambiwalencję. Za to finał wynagradza długo budowane oczekiwania. Bez wchodzenia w szczegóły – ostatni akt jest najbardziej energiczną, emocjonalnie angażującą częścią filmu. To właśnie wtedy Bone Lake pokazuje, co mogłoby się wydarzyć, gdyby twórcy pozwolili sobie na więcej ryzyka. Działa zarówno napięcie, czarny humor, jak i bohaterowie, a niektóre decyzje reżyserskie dają historii nieoczywistą wymowę.
Bone Lake to film, który ma ciekawy klimat, dobrą obsadę i intrygujące pomysły, ale nie zawsze potrafi wycisnąć z nich maksimum. Jeśli lubisz opowieści o relacjach, zaufaniu i powolnym narastaniu niepokoju, seans może cię usatysfakcjonować. Jeśli liczysz na twisty, świeżość i pełne wykorzystanie potencjału erotycznego thrillera, możesz mieć poczucie niedosytu.
Bone Lake to ciekawe kino, które ogląda się przyjemnie, ale pozostawia wrażenie, że mogło być czymś znacznie odważniejszym.
Poznaj recenzenta
Marta Karcz