Bosch: sezon 2, odcinek 10 (finał sezonu) – recenzja
Finał 2. sezonu serialu Bosch potwierdził, że produkcja prezentuje poziom niezłej beletrystyki detektywistycznej. Osnowa neo-noir sprawia zaś, że dobrze oglądało się nawet te klasyczne chwyty, które prowadziły do nie zawsze oczywistych zakończeń. Oceniamy bez spoilerów.
Finał 2. sezonu serialu Bosch potwierdził, że produkcja prezentuje poziom niezłej beletrystyki detektywistycznej. Osnowa neo-noir sprawia zaś, że dobrze oglądało się nawet te klasyczne chwyty, które prowadziły do nie zawsze oczywistych zakończeń. Oceniamy bez spoilerów.
W odcinku Everybody Counts, który wieńczy 2. serię serialu Bosch, sprawdziła się artystyczna prawda, że każda dobra opowieść musi w finalnym akcie wrócić się do swych korzeni. Tutaj funkcję tę spełnia przykra tajemnica z przeszłości, dotycząca morderstwa matki protagonisty, która stała się jednocześnie kluczowym wątkiem przewodnim. Harry (odgrywający go Titus Welliver jak zawsze wypada bez zarzutu) musi stawić czoła niełatwej historii o prostytucji, zdradzie przyjaźni i bolesnemu rozczarowaniu, jakie przychodzi z najmniej oczekiwanej strony.
Te emocje nadają motywacjom bohatera głębszy wymiar i pokazują, że jego działania na przestrzeni całego sezonu wynikały również z chowanych uraz, a nie tylko poczucia sprawiedliwości i społecznego obowiązku. Osobiste aspekty wzięły także górę w zachowaniu Irva Irvinga, którego polityczne ambicje ustąpiły w końcu miejsca życiowym priorytetom i uniwersalnemu dogmatowi uczciwego czynu.
W ryzach wiarygodności do końca utrzymana została także sprawa kryminalna. Ta bowiem nie skończy się dopóki nie przejdzie drogi sądowej, której zakręty i wyboje potrafią skomplikować nawet oczywisty z pozoru rezultat. Odkrycie kluczowej poszlaki następuje zaś w procesie sumiennego śledztwa, podążania za tropem dokumentów i w wyniku logicznej dedukcji, a nie fortunnego zbiegu okoliczności.
Historia kończy się z przytupem. Złoczyńca, który wcześniej został zaprezentowany możliwie wielobarwnie, u kresu nie miał już wielu opcji działania, więc scenariusz sprawnie narzucił mu rolę rannego zwierza. A skoro takowi osobnicy są najniebezpieczniejsi, to nie obyło się bez ołowiu i eksplozji. Rozegrana strzelanina była efektowna, ale na jej straży nie stała hollywoodzka poetyka heroizmu, a życiowa proza, która od sukcesu wymaga także pierwiastka szczęścia i przypadku. W zgodzie z tymi nieidealistycznymi przykazaniami zasugerowano także, że choć jedna zbrodnia spotkała się z karą, to zło zatryumfowało w innym miejscu.
Przewrotnego zakończenia, acz przemyślanie spiętego z bieżącymi postaciami, doczekał się również wspomniany na wstępie osobisty wątek matki Harry’ego Boscha. Bez oczywistej gratyfikacji i sztampowego happy endu, a z prerogatywą nieobliczalnych i niesprawiedliwych kolei losu, na które nie zawsze mamy wpływ. W ostatnich scenach ukryto więc i bezkompromisowe splunięcie i nieco ckliwy montaż, który nie gryzie się jednak z historią, a podkreśla ostatecznie jej kontekst rodzinnych wartości.
Słowo pochwały należy się jeszcze za stronę realizacyjną. Stonowana i po prawdzie mało atrakcyjna, ale jednak wspiera ona tonację opowieści. Bez wątpienia świetny był za to jazzowy soundtrack, ożywiający kolejne sceny serialu Bosch, które mimo niepowiązanej z literackim pierwowzorem treści i tak sprawiają wrażenie kart wyrwanych z powieści. Bez rewelacji, ale tyle wystarczy, aby również w przyszłości obejrzeć kolejne rozdziały udanej produkcji Amazonu.
Źródło: zdjęcie główne: Amazon
Poznaj recenzenta
Piotr WosikDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat