BrainDead: sezon 1, odcinek 10 – recenzja
Jeżeli miałbym w jednym słowie określić najnowszy odcinek BrainDead, powiedziałbym: zapychacz. Nie oznacza to, że nie dzieje się w nim nic ważnego - po prostu najciekawsze wydarzenia mają miejsce w ostatnich minutach, a reszta jest w zasadzie niepotrzebna.
Jeżeli miałbym w jednym słowie określić najnowszy odcinek BrainDead, powiedziałbym: zapychacz. Nie oznacza to, że nie dzieje się w nim nic ważnego - po prostu najciekawsze wydarzenia mają miejsce w ostatnich minutach, a reszta jest w zasadzie niepotrzebna.
Moim głównym zarzutem pod adresem The Path to War Part Two: The Impact of Propaganda on Congressional War Votes Summary jest brak akcji. Gdy seans zaczął mnie interesować i śledziłem go z zaangażowaniem, to ujrzałem napisy końcowe. W zasadzie odcinek spełnił swoje zadanie, zaciekawił mnie na tyle, żebym chciał obejrzeć kolejny, ale dlaczego musi przy tym marnować 40 minut, żeby tak się stało?
W 10. odsłonie żona Luke'a w końcu dostaje więcej czasu antenowego. Wcześniej pojawiła się tylko raz na chwilę. W każdym razie jej osoba zaszczyciła widzów swoją obecnością i od razu kazała mężowi zaprzestać romansów, urodziła mu dziecko, a na koniec – gdy senator Healy przeszedł przemianę moralną dzięki narodzinom córki – okazało się, że jest przejęta. Zaskoczenia nie ma, gdyż przez cały odcinek sugeruje się oglądającym, że coś będzie nie tak z nowo narodzonym dzieckiem, więc widz jest przygotowany na ewentualne rodzinne zawirowania u Luke'a.
Sceny zrywania z kochankami, mimo że w założeniach miały być zabawne, dla mnie wcale takie nie były. Lubię postać graną przez Danny'ego Pino za jego praworządność w działaniach politycznych i opiekę nad siostrą. Nie potrafię do tych cech dołączyć zdradzania żony. Oczywiście w serialach czy filmach można znaleźć wiele postaci, które łączą dobroć dla innych ludzi ze złym traktowaniem swoich drugich połówek, po prostu w tym wypadku to nie wydaje się naturalne. Nie wiem, czy to wina scenariusza czy aktora - obstawiałbym to pierwsze, bo nie czuję chemii w małżeństwie Luke'a. Wiadomo, że taki był zamiar twórców, ale źle przedstawili tę relację, głównie przez rzadką obecność żony na ekranie, co może się teraz zmienić, pytanie tylko, czy nie za późno.
U Laurel także nie było ciekawie przez większość czasu. Jeszcze niedawno byłem zachwycony tym, jak rozwija się jej relacja z Garethem, w poprzednim odcinku już zaniepokojony, a w obecnym moje obawy się spełniły – wychodzi z tego nastoletni dramat, a postacie zachowują się jak dzieci. I jeszcze te teksty w stylu „teraz nie jest dobry moment, żebyśmy byli razem, może kiedy indziej”. Ja rozumiem, że bohaterowie w serialach nie mogą od razu żyć długo i szczęśliwie, bo o czym później pisać scenariusze, ale jest dopiero 10. odcinek, a oni już zerwali ze sobą dwa razy, a do tego Laurel, która doprowadziła do tej sytuacji, teraz chce ją odkręcić. Bardzo mi się to nie podoba.
Tak samo nie podoba mi się wątek z filmem. Zakończenie mnie zaciekawiło, chociaż w nim też pojawiły się zgrzyty, bo właściwie oprócz momentu montowania produkcji nie wnosił nic do odcinka. Relacja Bena i Laurel była raczej normalna, nie rozumiem jej początkowych nacisków na brata, by to on rozmawiał z filmowcem. To, co powstało w wyniku współpracy doświadczonego filmowca z główną bohaterką, było scenariuszowym żartem. Nie potrafię inaczej tego określić. Autor tworzy dzieło, po czym studentka z niewielkim doświadczeniem montuje je według jej widzimisię bez pozwolenia i wychodzi z tego hit, a laury za niego zbiera bez skrupułów sławny twórca. Scenarzyści mogli lepiej rozwiązać tę sytuację.
Red w tym tygodniu rzadko pojawiał się na ekranie, a jeżeli już to robił, to raczej miło się go oglądało. Mam nadzieję, że film Laurel zmieni jeszcze jakoś jego sytuację. Taka wpadka wizerunkowa musi się w końcu na nim odbić. Ja rozumiem, że BrainDead w założeniach ma być zabawny i należy przymknąć oko na niektóre zdarzenia, ale to nie jest czysta komedia, więc jakieś negatywne konsekwencje powinny go spotkać. Najciekawiej by było, gdyby plan kosmicznych mrówek miał na tym ucierpieć.
W The Path to War Part Two: The Impact of Propaganda on Congressional War Votes Summary brakuje Gustava. Na pewno gdyby Laurel podzieliła się z nim swoimi wątpliwościami w sprawie dziecka, bylibyśmy świadkami paru naprawdę zabawnych sytuacji. Brakuje też akcji albo czegoś, co skomplikuje trochę fabułę (chociaż ten drugi warunek w zasadzie się spełnił). Ważne, żeby wydarzenia z tego odcinka odbiły się na bohaterach. Mam nadzieję, że przejęcie Germaine wpłynie na Luke'a. Do końca sezonu już niewiele odcinków, więc wypadałoby, żeby serial zaczął lepiej wykorzystywać swój potencjał.
Poznaj recenzenta
Mateusz TutkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat