Braindead: sezon 1, odcinek 9 – recenzja
Dziewiąty odcinek BrainDead nieco rozczarował. Nie można mówić w tym wypadku o znaczącym spadku jakości, po prostu nie było tak ciekawie i zabawnie jak ostatnio. To wciąż tylko średnia produkcja z przebłyskami, a tych w tej odsłonie było niewiele.
Dziewiąty odcinek BrainDead nieco rozczarował. Nie można mówić w tym wypadku o znaczącym spadku jakości, po prostu nie było tak ciekawie i zabawnie jak ostatnio. To wciąż tylko średnia produkcja z przebłyskami, a tych w tej odsłonie było niewiele.
Największym minusem Taking on Water: How Leaks in D.C. are Discovered and Patched jest nieobecność Gustava. Co prawda BrainDead nie cierpi na brak ciekawych i dających się polubić indywiduów, bo choćby główna bohaterka to niezwykle sympatyczna osoba, ale dla mnie postać, którą gra Johnny Ray Gill, kradnie każdą scenę. To właśnie Gustav jest według mnie najzabawniejszy i wprowadza do serialu lekkość, czyli to, czego tym razem zabrakło. Rochelle również nie odegrała w tym odcinku znaczącej roli, co również mi się nie podoba, bo jej postać ostatnio zyskiwała coraz więcej w moich oczach.
Pałeczkę w utrzymywaniu uśmiechów widzów musiał przejąć Gareth i nieźle mu to wychodziło. Jego relacja z Laurel i wpływ pracy na ich związek został pokazany bardzo dobrze i wiarygodnie. Aaron Tveit był mistrzowski w ukazywaniu reakcji swojego bohatera na informacje o dawnych podbojach miłosnych jego obecnego obiektu uczuć. Motyw z wyrzucaniem chłopaka za drzwi może i był oklepany, ale się sprawdzał. Trudno po tym wszystkim nie polubić Rittera jeszcze bardziej. Rozdzielenie go z panną Healy może nie być najlepszą decyzją scenarzystów, chociaż dobrze umotywowaną przez Laurel. Bardziej martwi mnie, czy rozdzielanie tych postaci drugi raz w ciągu dziewięciu odcinków to naprawdę dobry pomysł. W ewentualnych kolejnych sezonach (które mogą nie powstać, patrząc na wyniki oglądalności) z tego wątku może wyjść historia rodem z telenowel.
Red był za to bardziej irytujący niż zwykle. Podtrzymuję twierdzenie, że Tony Shalhoub jest dobry w tej roli, ale za to scenarzyści nie potrafią go odpowiednio wykorzystać. Męczy mnie jego ciągłe mylenie imienia Laurel (to już dawno przestało być śmieszne, o ile w ogóle kiedyś było) oraz gadanie o Syrii. Dlaczego ktoś go jeszcze w ogóle słucha po tym, jak ośmieszył się, stawiając przed komisją świadków, którzy byli oszustami? Dobrze, że ktoś przynajmniej zareagował na jego próbę manipulacji faktami; wprawdzie lepiej, żeby to było jednak CIA, ale rozwiązanie zaproponowane przez twórców również mi się podoba. Przynajmniej nie było tak przewidywalne jak poprzednie zagadki. Cały czas spodziewałem się, że za przeciekiem stoi ojciec rodzeństwa Healy. Wracając do Reda – najbardziej w jego wykonaniu podobało mi się morderstwo, którego dokonał. Szkoda, że sposób zatajenia zbrodni nie był już zbyt wiarygodny. Naprawdę w Kapitolu można kogoś zabić ot tak i bez problemu ukryć ciało? Nikogo w ogóle nie dziwi, że osoba mająca rozwiązać spór trybunału tak po prostu znika? Takie niedociągnięcia skutecznie odbierają przyjemność z oglądania.
Ostatnio pisałem, że w BrainDead trwa cisza przed burzą. W zasadzie wciąż tak jest, na co wskazuje zegar odmierzający czas do wcielenia planu mrówek w życie. Gdy tak się będzie działo, nie mam żadnych wątpliwości – będzie naiwnie i dziurawo pod względem fabularnym. Mam za to nadzieję, że pomimo tego będę czuł przyjemność zbliżoną do tej sprzed tygodnia. Wydaje mi się, że aby tak się stało, BrainDead musi częściej pokazywać Gustava i Rochelle, bo w tej dwójce tkwi największa siła omawianej produkcji.
Poznaj recenzenta
Mateusz TutkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat