„Broadchurch”: sezon 2, odcinek 2 i 3 – recenzja
"Broadchurch" trzyma wysoki poziom w 2. sezonie, ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że czegoś tutaj brakuje.
"Broadchurch" trzyma wysoki poziom w 2. sezonie, ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że czegoś tutaj brakuje.
"Broadchurch" w 2. sezonie oferuje podział tak naprawdę na trzy równo przedstawione elementy. Z jednej strony mamy kontynuację wątku z 1. serii, czyli proces Joe Millera; z drugiej - całą sprawę z Sandberg, czyli nową kryminalną historię. Gdzieś pomiędzy tym wszystkim są bohaterowie: ich rozwój, relacje oraz emocjonalne rozterki, a to w tym serialu zdecydowanie klaruje się jako osobny motyw.
Sprawa sądowa jest bez wątpienia ciekawa i pomysłowa. Jest to taki potrzebny powiew świeżości, który wprowadza w 2. serii dobre zamieszanie i zarazem urozmaicenie. W tym wszystkim same przesłuchania świadków nie są najważniejsze, bo nie to odgrywa tutaj istotną rolę. Kluczem jest tutaj pojedynek dwóch kobiet wiedzących, że są w tym dobre - prokurator i obrońcy. Starcie tych silnych osobowości przy jednoczesnym dodawaniu tutaj pierwiastka ludzkiego i rozwijaniu ich charakterów jest czymś, co porywa i potrafi zainteresować. Nie do końca jednak podobać się może forma tego, jak Joe Miller jest broniony - nie można odmówić tym argumentom zasadności, ale w pewnych momentach wydają się one bardzo naciągane. Szczególnie czuć to podczas przesłuchania pani Miller. Jeśli w istocie odwrócenie kota ogonem i skierowanie podejrzeń na kogoś innego ma napędzać ten wątek, jest to szalenie ryzykowne i może nie skończyć się dobrze.
[video-browser playlist="613861" suggest=""]
Jest też Sandberg, któremu na razie brak czegoś, co potrafiłoby porządnie zaintrygować. Nie zrozumcie mnie źle, nie chodzi o to, że to zły wątek - po prostu brakuje w nim tempa i zwrotów akcji, jakie zapewniała nam fabuła 1. sezonu. Jest ciekawie, szczególnie gdy sprawa komplikuje się w 3. odcinku, ale na razie to za mało, by odczuć pełną satysfakcję. Dochodzi też bardzo słabe zakończenie 2. odcinka, które oparte jest na ogranym schemacie - czegoś takiego twórcy "Broadchurch" nie mogą robić, bo to stoi wyraźnie poniżej poziomu tego serialu.
Wszelkie niedociągnięcia fabularne są nadrabianie atmosferą, a ta nie straciła kompletnie nic ze swojego uroku. Nadal jest ona tworzona perfekcyjnie - to idealne połączenie wpływającej na emocje muzyki, wyśmienitych zdjęć i aktorów, którzy dają z siebie wiele. Dzięki Olivii Coleman sztampowy atak na jej bohaterkę podczas przesłuchania w sądzie staje się sceną emocjonalną i działającą. Zresztą to właśnie Coleman w obu odcinkach ponownie udowadnia, że jest aktorką wyjątkową - dzięki niej wszystko nabiera zupełnie innego wydźwięku, a sympatia wobec jej cierpienia nigdy nie zanika (szczególnie w 3. odcinku). Na jej tle David Tennant kompletnie blednie, a jego bohater staje się trochę irytujący - jest zamknięty na zdrowy rozsądek i argumenty płynące z różnych stron. Oby jego rola trochę rozwinęła się w dalszych odcinkach.
Czytaj również: „Hannibal” – ważna postać z 3. sezonu obsadzona (SPOILERY)
"Broadchurch" nadal intryguje, bryluje klimatem i wciąga historią. Choć nie zawsze jest tak samo genialnie jak w 1. sezonie, bo wyraźnie czegoś brak, nadal jest to serial wyjątkowy, którego seans to czysta przyjemność.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat