Bunkier miliarderów - sezon 1 - recenzja
Data premiery w Polsce: 19 września 2025Bunkier miliarderów to nowy serial Netflixa od twórców Domu z papieru. Tym razem postawiono na połączenie sprawdzonego schematu i powiewu świeżości. Jest dobrze, nawet bardzo dobrze. Wróciła forma, za którą ludzie dawno temu pokochali ekipę w maskach Salwadora Dali.

Jeśli byliście fanami pierwszych sezonów Domu z papieru, to musicie sprawdzić Bunkier miliarderów. Jeśli czuliście zawód tym, jak bardzo rozciągnięto oryginalną opowieść o Profesorze i jego ludziach, jeśli uważacie, że koszmarny, nikomu nie potrzebny spin-off Berlin na zawsze pogrzebał hiszpańską franczyzę, to z radością ogłaszam Wam, że twórcy wreszcie porzucili drenowanie swojego uniwersum. Bunkier miliarderów to jakość pierwszych sezonów Domu z papieru, połączona ze świeżym spojrzeniem i z zupełnie nowym fantastycznym pomysłem. Wątpię, żeby fani przygód Nairobi, Helsinki, Tokio czy Rio poczuli rozczarowanie nowym serialem. Jest tu wszystko to, co sprawiło, że hiszpańska produkcja sprzed lat osiągnęła sukces, ale dołożono intensywności i wprowadzono coś, co kilka lat temu było ledwie science fiction, sferą marzeń i przypuszczań. Dołożono wstrząsający, szybki rozwój sztucznej inteligencji, ten temat stał się niejako osią fabuły Bunkra miliarderów.
Jednak po kolei, od największych plusów. Zdecydowanie są nimi bohaterowie opowieści. Każdy z nich dostał sporo czasu na wyjątkową, niebanalną, niepowtarzalną ekspozycję. Miliarderzy znajdują się w ekstremalnej dla siebie pozycji, są świadkami końca świata, ale nie przestają być miliarderami, ze swoim poczuciem wyższości, swoją lekkomyślnością, stylem życia, w którym o nic nigdy nie musieli się martwić. To bardzo ciekawe studium przypadku. Swego rodzaju eksperyment, który ogląda się z zapartym tchem. Scenariusz tego serialu jest zaskakujący, nieprzewidywalny i bardzo dobrze napisany. Pierwszy odcinek to jeden z lepszych epizodów o apokalipsie, jaki zobaczycie. To jakby oglądać początek Silosu. Moment jego pierwszego zamknięcia. To coś porównywalnego z genialnym przedostatnim odcinkiem serialu Paradise, z tym nieustępującym napięciem, tyle tylko, że bez przemocy i z większą dawką absolutnej bezczelności obserwatorów końca świata. Muzyka pomaga w jeszcze lepszym wczuciu się w to, co na ekranie. Idealnie dobrane kawałki plus oryginalne motywy podbijają emocje u widza.
Ani na moment serial nie daje zapomnieć o tym, kto go tworzy. Nawiązań do Domu z papieru jest mnóstwo, choć nie są one bezpośrednie. Chodzi o styl opowieści, o przejścia między scenami, o rolę narratora, o kolejne wydarzenia. O to, że co chwila pojawia się jakiś problem do rozwiązania. Jeśli zakochaliście się w Domu z papieru i tęskniliście za niekiedy absurdalnymi do granic możliwości rozwiązaniami, nie ma mowy, żebyście nie pokochali Bunkra miliarderów. To jest jak odświeżona wersja tamtego klasyku, przeniesiona w nowe realia, w świat, który wciągu trzech, czterech ostatnich lat zmienił się niemal nie do poznania, który pędzi, rozwija się w szalonym tempie. Każdy kolejny odcinek przynosi kolejne fantastyczne sceny. Z jednej strony trudno to wszystko ogarnąć, z drugiej człowiek zaczyna dostrzegać w tym obecną rzeczywistość i to co dzieje się z AI.
Ważne są też relacje międzyludzkie. Naprawdę przemyślane i dobrze zbudowane. Nie raz widz zostanie zaskoczony wyznaniami jakiejś osoby, jej bezczelnością, hipokryzją czy brakiem jakichkolwiek zahamowań. Widzimy ludzi całkowicie oderwanych od rzeczywistości, zapatrzonych w siebie. Idealnie oddano klimat miejsca, gdzie zebrała się taka zepsuta do szpiku kości śmietanka towarzyska. Tak samo jak w Domu z papieru, tak i tutaj ważną rolę odrywa Enrique Arce. Znów stanie się on tym, który bruździ, który próbuje zniszczyć plan, który chce być w centrum uwagi. Sceny z tym hiszpańskim aktorem przynoszą dużą dawkę humoru. I pokazują, jak kreatywni są scenarzyści. Jak nie śpieszy im się do ostatecznych rozwiązań, jak bardzo są cierpliwi i jak spokojnie bez nerwów rozrysowują swój plan. Co prawda minimalnie zawiedli w końcówce akurat tego wątku, ale w tym momencie jeszcze nie jest to wielki problem, choć w przyszłości może okazać się czymś nie do przeskoczenia.

Jednak to nie jest tak, że Bunkier miliarderów to tylko gra na nostalgii po Domu z papieru i, że serial jest skierowany tylko do fanów tej produkcji. Wręcz przeciwnie, tam było sporo akcji, niekiedy bardzo absurdalnej, było sporo strzelanin i niekiedy przypominało to produkcje z twardzielami obwieszonymi amunicją do karabinu. Tutaj jest dużo spokojniej, wszystko opiera się na złożonej, zagmatwanej intrydze. Oglądamy, jak mogłaby wyglądać prawdziwa krypta z Fallouta, wyjęta z tamtego świata i sprowadzona w nasze rzeczywiste realia. To postapo zrealizowane tak, żeby czuło się, że może być prawdziwe, że coś takiego naprawdę może istnieć. Oczywiście do czasu, bo przesada i ilość absurdów przekracza granice, ale w pozytywnym znaczeniu. To serial o ambitnych ludziach umieszczonych w klatce i o sprawnej ekipie, która chce ich kontrolować. Hiszpańscy aktorzy wchodzą na wyżyny swoich umiejętności, potwierdzając po raz kolejny, że w tym kraju znajduje się cała rzesza wielkich talentów. Scenariusz jest drobiazgowy i dopracowany, od strony reżyserii, scenografii i realizacji także nie ma się do czego przyczepić. Jest montaż, do którego fani Domu z papieru przywykli i który stał się znakiem szczególnym tej marki. Tak więc
Bunkier miliarderów jest skierowany zarówno do tych, którzy znają i kochają tych twórców, ale także do ludzi, którzy nie do końca czuli tamten klimat. Mam nadzieję, że Bunkier miliarderów nie skończy się na tym pierwszym niezwykle udanym sezonie i że dostanie kontynuacje. Byle tylko nie rozciągano tego w nieskończoność. Drugi sezon zamykający tę historię i tyle. Polecam z całego serca sięgnąć po ten serial.
Poznaj recenzenta
Jakub Jabłoński
Najnowsze



naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1986, kończy 39 lat
ur. 1968, kończy 57 lat
ur. 1948, kończy 77 lat
ur. 1975, kończy 50 lat
ur. 1957, kończy 68 lat

Lekkie TOP 10
