Captain Tsubasa 2018: sezon 1, odcinek 14 – recenzja
Tsubas kontra Kojiro nie rozczarowuje. Początek starcia największych rywali to jeden z lepszych odcinków Captain Tsubasa.
Tsubas kontra Kojiro nie rozczarowuje. Początek starcia największych rywali to jeden z lepszych odcinków Captain Tsubasa.
Mecz Meiwa z Nankatsu na samym początku krajowych rozgrywek to zagranie zaskakujące perfekcyjne. W normalnych warunkach tego typu motywy pojawiłby się dopiero w finale jako kulminacja. Niewykluczone, że i tak będzie w tym przypadku, ale na razie emocjonujemy się starciem, które sprawdza się lepiej niż oczekiwałem. Mamy dopiero kawałek pierwszej połowy, a emocje i napięcie stoją na wyższym poziomie, niż we wszystkich poprzednich rozgrywkach tego sezonu.
Dobrze ukazano kontrast pomiędzy drużynami. Piłkarze Nankatsu są waleczni, weseli i pełni pasji. Drużyna Meiwa natomiast jest mroczna i bardzo dziwaczna. Twórcy obrazują to trenerem alkoholikiem i czarnymi strojami (ciekawe jest to, że w pierwowzorze były one ciemnoniebieskie). Ten dysonans dolewa oliwy do ognia tej konfrontacji, która dzięki temu nabiera większego wyrazu i znaczenia. Zwłaszcza, że w tradycji serialu Captain Tsubasa mecz szybko zamienia się w kluczowe dla fabuły pojedynki 1 na 1. Cieszy fakt, że oprócz oczekiwanego starcia Kojiro z Tsubasą, mamy niezłe i pozytywne starcie Misakiego z Takashim. Bez gniewu, niezdrowej rywalizacji i w duchu gry fairplay. To stanowi kontrast dla podejścia Kojiro, które przekracza wszelkie granice.
Walka Kojiro z Tsubasą jest zrealizowana wręcz perfekcyjne. Ich pierwsze starcie jest wyrównane, a to drugie jest kluczowe. To wówczas Tsubasa potrafi zaskoczyć i sprawić, że odcinek ogląda się, siedząc na skraju fotela z wypiekami na twarzy, jak wiele lat temu podczas seansów na Polonii 1. Przerzucenie piłki nad Kojiro w taki sposób było niespodziewane i emocjonujące, a zaskoczenie przeciwnika Tsubasy jest niewymownie satysfakcjonujące. Nikt nie wie, kim jest Tsubasa, a Kojiro na tym etapie jest znanym perspektywicznym piłkarzem. A to samo w sobie szybko staje się też lekcją dla tytułowego bohatera, gdy Kojiro włącza swój tryb bestii. Brutalne ataki i strzelenie bramki po twarzy bramkarza pokazują jego styl gry. Brudny, brzydki i na granicy przepisów. Z jednej strony wiemy, że to jest przeciwnik, który wiele nauczy Tsubasę. Jego finezyjny styl będzie musiał wyewoluować, by przezwyciężyć fizyczną siłę przeciwnika. Tak jak ewoluował w poprzednich meczach, gdy grali przeciwko defensywnie grającej drużynie lub tej, która kryła Tsubasę czterema piłkarzami na raz. To w kolejnym odcinku musi zagwarantować jeszcze większe emocje.
Każdy etap odcinka jest ważny, ciekawy i fascynujący. To pokazuje, jak ten serial świetnie się rozwija i nabiera charakteru, jednocześnie odcinając się od duchów przeszłości. Nie ma wciąż wrażenia sztucznego przedłużania meczy, bo choć obserwujemy zaledwie początek spotkania, jest ono dynamicznie i szybkie. Nie ma też wymyślnych nazw superstrzałów, jak pamiętny strzał tygrysa Kojiro. Tak jakby w tej wersji chciano troszkę odciąć się od konwencji typowej dla anime na rzecz większego realizmu. Choć tamte fikuśne nazwy dawały wiele frajdy i automatycznie kojarzyły się z określonymi piłkarzami, były one za bardzo w stylu anime. Obecnie mogłyby popsuć budowane wrażenie.
Captain Tsubasa może być zaskoczeniem, jak przez 14 odcinków trzyma dobry i równy poziom. Historia rozgrywa się, ma doskonałe tempo i dużą dawkę emocji. Nie ma monotonni czy przestojów, a kolejne wątki, jak z panią obserwującą Tsubasę i Kojiro, są już na horyzoncie.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat