Captain Tsubasa 2018: sezon 1, odcinek 4 i 5 – recenzja
Captain Tsubasa rozwija się sprawnie, bez dłużyzn i niepotrzebnych momentów. Dobre tempo nowego serialu może się podobać, a równomiernie rozwijanie go o nowe elementy daje frajdę.
Captain Tsubasa rozwija się sprawnie, bez dłużyzn i niepotrzebnych momentów. Dobre tempo nowego serialu może się podobać, a równomiernie rozwijanie go o nowe elementy daje frajdę.
Tak jak już wielu z was mogło sobie zdać sprawę, Nakazawa, czyli szefową grupy kibiców, nie pojawiła się w pierwszym odcinku Captain Tsubasa, tak jak w Captain Tsubasa. Inne wprowadzenie jej w tę historię wydaje się nawet lepszym rozwiązaniem, bo jest to rzecz bardziej naturalna, sprawnie przemyślana i po prostu pasująca do tempa opowieści. Nakazawa jest taka, jaką mogliśmy zapamiętać z dawnych lat - silna, władcza i czasem zabawna. Jej reakcje na Tsubasę już potrafią rozbawić, gdy podporządkowuje działania grupy pod piłkę nożną, a w zasadzie samego Ozorę. Dzięki temu, że najpierw jest sceptyczna, a dopiero podczas treningu Nankatsu jest w stanie uwierzyć, że ta drużyna ma szansę, wygląda to o wiele lepiej i wiarygodniej niż wcześniej. Tam ona była od razu i w zasadzie bez żadnego racjonalnego usprawiedliwienia. Dlatego brawa dla twórców, którzy dobrze to przemyśleli i naprawdę ciekawie zrobili.
Te dwa odcinki to główne trening Nankatsu do turnieju, gdzie zagrają z Wakabayashim i spółką. Wszystko ma tutaj swoje miejsce i sens. Czy to nakaz dryblowania z piłką do domu, co uczy ich panowania nad futbolówką, czy zmiana nastawienia poszczególnych członków drużyny. Świetnie to widać, jak w tych odcinkach ze strachliwych dzieciaków bawiących się w piłkę zaczynają się zmieniać w prawdziwych piłkarzy i kolektyw. Tsubasa może jest wśród nich najlepszy i najbardziej utalentowany, ale ten serial dobrze podkreśla znaczenie drużyny. On nigdy nie chełpi się przewagą nad innymi, motywuje i pozwala innym dojrzeć piłkarsko. Trening przygotowany przez Hongo w ciągu dwóch odcinków pozwolił klarownie ich rozwinąć, nadać im charakteru i osobowości. A to wszystko ma dobre tempo i odpowiednio rozłożone akcenty.
Dobrze też, że poświęcono trochę czasu dla indywidualnego treningu Wakabayashiego, który jest brutalny i wyczerpujący. Widać inną szkołę i inne podejście do życia, które daje efekt, ale samo w sobie wydaje się sprzeczne z ideą tego sportu. Koniec końców Wakabayashi też dojrzeje przez te wydarzenia. Dobrze, że w końcu przedstawiona drużynę Shutetsu z wyrazistymi osobowościami, które stanowią o jej sile. To będzie sprawiać, że sam mecz pomiędzy drużynami nabierze głębszego znaczenia. Nie będzie to gra bohaterów przeciwko bezimiennym. To szybko stanie się pojedynkiem osobistym na wielu płaszczyznach, a dla nas czymś, co będzie angażujące i interesujące.
Z oryginału pamiętamy, że w Nankatsu był też Misaki, który razem z Tsubasą grał z przodu drużyny. Wprowadzenie Misakiego następuje dość swobodnie w 5. odcinku. Jest to wątek rozgrywający się w tle. Praktycznie dwie sceny, w których go poznajemy, jego miłość do piłki i nietuzinkowe umiejętności. Na razie bez większego znaczenia czy rozwoju, ale z sugestią, że odegra on rolę w tej historii. Cieszy fakt, że Misaki ma tutaj inne znaczenie niż w oryginale i głębszą historię, której kompletnie nie pamiętam ze starego serialu. Ciekaw jestem, jak dołączy do drużyny, bo na razie czuć jego brak w Nankatsu. A sam fakt nowości można też powiązać z chorobą Roberto Hongo, która - jeśli mnie pamięć nie myli - też nie była obecna wcześniej. Być może niektóre elementy były pomijane w pierwowzorze lub twórcy nowego serialu dokonują ich stosownej ewolucji. W końcu tutaj mamy telefony komórkowe, czyli coś, czego tam na pewno nie było. Aczkolwiek szkoda, że na razie jest to tak w tle, bo gdyby nie jedna scena jak Ishizaki sprawdza komórkę, moglibyśmy sądzić, że fabuła rozgrywa się w czasach bez ich obecności.
W końcu doszliśmy do najważniejszego etapu tego początku serialu. Konsolidacja drużyny, ewolucja poszczególnych zawodników i podwyższenie ich umiejętności za nami. Czas teraz na turniej i pierwszy poważny mecz. Jak na razie Captain Tsubasa ogląda się świetnie, a uaktualnienia i pewne zmiany w opowiadanej historii wychodzą na plus. Oby tak dalej.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat