Captain Tsubasa 2018: sezon 1, odcinek 8 – recenzja
Captain Tsubasa się rozkręca zgodnie z oczekiwaniami, ale nie wszystkie zagrywki w meczu mogą się podobać.
Captain Tsubasa się rozkręca zgodnie z oczekiwaniami, ale nie wszystkie zagrywki w meczu mogą się podobać.
Captain Tsubasa to nadal serial anime, więc łatwo w tej konwencji popaść w przesadę, która sprawi, że przyjemność z oglądania meczu nie będzie tak duża, jak powinna. W tym przypadku odczułem przekroczenie granicy z taktyką zamknięcia Nankatsu w klatce. Rozumiem, że anime to konwencja często oparta na wizualnej dosłowności, ale czy naprawdę trzeba było stawiać tę klatkę na boisku? Przez to też odbiór tego segmentu meczu był co najmniej dziwny i nieszczególnie satysfakcjonujący. A oblane sosem z patosu przebicie klatki przez Tsubase nie spełniło swojej roli w takiej samej formie, jakbym tego chciał. Cały czas w tym aspekcie towarzyszyły mi mieszane odczucia, bo z jednej strony jest to motyw przesadzony i zbyt dosłowny, ale z drugiej strony zachowanie piłkarzy w akcji dobrze współgrało. Szczególnie poświęcenie Ishizakiego.
To właśnie ten plus drugiej połowy meczu Nankatsu z Shutetsu. Bohaterowie po stracie bramki pokazali ducha i waleczność, jakiej jeszcze od nich nie widzieliśmy. Ishizaki ryzykujący zdrowiem, by można było wyjść z kontrą, jest tym aspektem, który ratuje trochę wątek odcinka. Tsubasa tutaj także został pokazany z innej strony. Już nie było tak łatwo, jak dotychczas. Widać, że to wszystko nie tylko wymagało gry zespołowej, to też wysiłku ze strony samego Tsubasy.
Kontratak na bramkę Shutetsu to jedna z lepszych części odcinka. Pomimo znajomości pierwowzoru to jest moment, który doskonale buduje emocje i napięcie. Starcie z Wakabayashim spełnia oczekiwania i napędza rozwój historii w sposób wręcz perfekcyjny. A strzał w przewrotki wywołuje wielkie emocje i ciary po plecach, jakich trudno oczekiwać po wielu serialach. To właśnie w tym wszystkim leży klucz do sukcesu tej produkcji: potrafią zarazem godnie oddać to, co najważniejsze w historii, rozwinąć ją i naszpikować emocjami. Mecz oglądaliśmy przez trzy odcinki, ale nie czuć dłużyzn czy sztucznego przedłużania. Dynamika jest utrzymana dobrze, a te poszczególne aspekty wpływają na walory rozrywkowe serialu.
Gdy Ishizaki doznał kontuzji, można było spodziewać się rozwoju wydarzeń, czyli wejścia Misakiego. Doskonale podkreślono jego umiejętność w tym krótkim fragmencie odcinka. Czuć podobną klasę zawodnika do Tsubasy, ale zarazem widać, że to piłkarz innego rodzaju. Jego współpraca z Tsubasą to idealny przykład połączenia rozgrywającego z napastnikiem na poziomie telepatii. Na razie dostaliśmy przedsmak, który satysfakcjonuje.
W tym wszystkim specyficznym przypadkiem jest Wakabayashi, który zachowuje się jak rozwydrzone dziecko. Czasem można zapomnieć, że bohaterowie są przecież dzieciakami z podstawówki, ale po dramatycznej reakcji bramkarza na porażkę w starciu z Tsubasą twórcy dobrze to akcentują. W tym trochę traci Wakabayashi, bo jego zachowanie jest niedorzeczne i komiczne. Zarazem scenarzyści solidnie wykorzystują motyw do nakreślenia dojrzewania tego bohatera, które rozpoczęło się w momencie uderzenia w twarz przez trenera. To jest jego pierwszy krok w kierunku stania się doroślejszym człowiekiem i lepszym piłkarzem.
Captain Tsubasa nadal sprawdza się znakomicie i świetnie opowiada historię. Tym razem jednak nie wszystkie rozwiązania wynikające z konwencji mnie przekonują. Nie zmienia to jednak faktu, że frajda jest kapitalna.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat