Captain Tsubasa: sezon 1, odcinek 9 i 10 – recenzja
Koniec starcia Shutetsu z Nankatsu i początek nowego wątku z eliminacjami do drużyny reprezentującej całe miasto. Captain Tsubasa nadal w formie.
Koniec starcia Shutetsu z Nankatsu i początek nowego wątku z eliminacjami do drużyny reprezentującej całe miasto. Captain Tsubasa nadal w formie.
Koniec meczu Nankatsu i Shutetsu buduje więcej emocji, niż mógłbym oczekiwać. Trudno było dostrzec, czy w tej rozgrywce można wyłonić zwycięzcę. Obie drużyny dają z siebie wszystko. Były w tym momenty zaskakujące (Wakabayashi strzelający bramkę) oraz emocjonujące, gdy ta walka trwała do samego końca. Remis w tym boju jest wynikiem sprawiedliwym i potrzebnym, bo twórcy doskonale to podbudowali, rozkładając akcenty podczas meczu. Zwłaszcza że tutaj musiała pozostać zdrowa rywalizacja bez goryczy porażki. W końcu zaraz ci ludzie będą kolegami z jednej drużyny.
Szybko twórcy przechodzą do kolejnego wątku, jakim jest stworzenie drużyny całego Nankatsu, która będzie rywalizować w okręgowych rozgrywkach. To pozwala Wakabayashiego i Tsubasę wsadzić do jednej ekipy, by walczyli ramię w ramię. Piłkarskie próby, gdzie Tsubasa z Misakim tworzą coraz lepiej zgrany duet, pozwalają szybko wciągnąć się w nową historię, która będzie na pierwszym w planie w nadchodzących odcinkach. W tym miejscu jednak to Ishizaki zdobywa największe uznanie. Wie, że nie ma takiego talentu jak Misaki i Tsubasa, więc pracuje dziesięć razy bardziej nad tym, by osiągnąć jakąś formę na wyższy poziom rozgrywek. To pokazuje dobre przesłanie tego serialu, który nie tylko nagradza talent, ale łączy go z naprawdę ciężką pracą. W końcu przecież widzimy, że Tsubasa i Misaki nie są tacy, jacy są, bo po prostu urodzili się ze smykałką do piłki. Oni żyli futbolem i to kształtowało ich życie.
Captain Tsubasa w końcu przedstawia Kojiro, czyli wielkiego adwersarza Tsubasy, którego wielu z nas pamięta z oryginału. Twórcy podeszli do tej postaci z ciekawym pomysłem i dobrym wykonaniem. Z jednej strony obserwujemy jego bezwzględność na boisko: walka bez znaczenia dla zdrowia przeciwnika, a z drugiej strony widzimy jego problemy osobiste związane z ciężką sytuacją w domu. To kształtuje obraz trochę inny niż ten, który oglądałem przed laty. Ten Kojiro ma zrozumiałe motywacje, a jego działania są bardziej wiarygodne. Dzięki temu możemy zdać sobie sprawę, że podobnie jak inni bohaterowie, on też ma swoją historię wartą opowiedzenia. Nawet, jeśli na pierwszy rzut oka wydaje się aroganckim gburem, jest on postacią intrygującą.
Przed nami turniej, którego finał wydaje się oczywisty. Droga do niego to tylko środek, który ma wypełnić czas. Liczy się oczekiwany pojedynek Kojiro z Tsubasą, czyli to, co w dużej mierze napędzało serial z lat 80. A dostaliśmy już ciekawy zalążek, czyli Kojiro kontra Wakabayashi, który doskonale uśpił czujność napastnika. To coś, co może kapitalnie rozwinąć ten serial i nadać mu większych emocji.
Te odcinki pokazują, że nie ma tego wrażenia, jak w oryginale, że mecze ciągną się bez końca. Każdy etap ma sens, tempo jest dobre i nie czuć obecności zapychaczy. Oby tak dalej, bo frajda jest nadal wielka. Nie jestem na razie przekonany do dalszego celu fabularnego, jakim jest wycieczka do Brazylii. Ciekawe, czy twórcy pokuszą się o to, by to pokazać?
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat