Charmed – sezon 2, odcinki 17-19 – recenzja
W końcu u naszych czarodziejek zaczęło coś się dziać. Pewne rzeczy się wyjaśniły, inne w końcu znalazły swoje rozwiązanie, ale uczucie, że powinno się to wydarzyć trochę wcześniej – nie znika. Oceniam Charmed.
W końcu u naszych czarodziejek zaczęło coś się dziać. Pewne rzeczy się wyjaśniły, inne w końcu znalazły swoje rozwiązanie, ale uczucie, że powinno się to wydarzyć trochę wcześniej – nie znika. Oceniam Charmed.
W ostatnich trzech epizodach dzieje się w końcu całkiem dużo. W odcinku siedemnastym nasze czarodziejki wraz z Jordanem i Abigail włamują się do sekretnej kryjówki (lub nie tak sekretnej, w końcu to piwnice firmy Juliana), gdzie przetrzymywane są magiczne istoty. My za to możemy dowiedzieć się, co dokładnie motywuje Juliana i jego ciotkę, lepiej poznajemy także tragiczną przeszłość Abigail. Macy zaś może w końcu wyjawić swoje uczucia – szkoda tylko, że Harry ma zanik pamięci…
W odcinku osiemnastym Macy wciąż próbuje uratować wspomnienia ducha światłości, przy czym sama zostaje trafiona użytą przez siebie magią. I powracają do niej wspomnienia, o których nie mieliśmy pojęcia. Jak to, że za studenckiego życia była piosenkarką, czy to, że spotkała zarówno Harry’ego, jak i swoją matkę. Jej dwie młodsze siostry ruszają na przygodę ze swoim ojcem, by odkryć jeszcze więcej tajemnic skrywanych przez Juliana. Odbywają też rozmowę od serca.
W dziewiętnastym odcinku czarodziejki znów zasięgają rady u Celeste, którą poznaliśmy wcześniej – ostatniej ze starszyzny, która ma im pomóc złapać ducha ciemności, Jimmy’ego. Niestety, nie wszystko idzie zgodnie z planem, przez co Harry stawia wszystkich w niebezpieczeństwie…
Nie będę mówić o tych trzech odcinkach jako finałowych, bo finałowe one na pewno nie są. Zresztą, sami producenci mówili, że kończą opowieść w miejscu, w którym musieli skończyć, a resztę epizodów – pozostałe trzy – poznamy wraz z trzecim sezonem przygód naszych latynoskich czarodziejek. Jednak skoro i tak niewiele ich zostało, myślę, że można podsumować cały sezon, mając na uwadze, że prawdziwy finał jeszcze przed nami.
Charmed to przyjemny, acz głupiutki serial, choć mi przypadł do gustu, zwłaszcza w pierwszym sezonie, nie licząc dosyć męczącego pilota. Chemia między aktorkami była przyjemna, ich interakcje zarówno między sobą, jak i duchem światłości fajnie wyważone, nawet lepiej niż w oryginale. Tam od początku Leo był związany jedynie z Piper, a dla reszty był jedynie jej partnerem. To, że tutaj udało się pokazać nawiązującą się przyjaźń pomiędzy każdą z czarodziejek a Harrym, było ogromnym plusem. Podobał mi się również jasny ton całej opowieści, często humorystyczny lub dający do myślenia. Jasne, nie był to idealny sezon. Ale miałam wrażenie, że z każdym odcinkiem coraz lepiej łapie pomysł na siebie.
Niestety, nie mogę tego powiedzieć o sezonie drugim. Jasne, mam wrażenie, że producenci spisali sobie na kartce, co nie pasowało the CW we wcześniejszym sezonie i chcieli poprawić błędy poprzedniczki. Przez co popełnili własne. Mamy o wiele poważniejszy ton, zawieszono odcinki proceduralne, cała historia ciągnęła się do punktu kulminacyjnego. Podkreślam - ciągnęła się, bo inaczej tego nazwać nie można. Minęło dziewiętnaście odcinków, odkąd ktoś zaatakował dziewczyny do poznania historii, kto zbudził Jimmy’ego. I w sumie większość tych odcinków można by było spokojnie ominąć. W rozumieniu historii niewiele to zmieni. A przynajmniej sam serial nabierze pędu.
I właśnie to największy problem tego sezonu Charmed. Scenarzyści zamiast zrobić parę zwrotów akcji,woleli niepotrzebnie zostawiać wszystko w tajemnicy do samego końca, przez co widz kompletnie stracił zainteresowanie tym, co się dzieje na ekranie. I przez to, jak wyczekiwali, żeby rozłożyć karty na stół pod koniec, mamy jeden wielki chaos. Ciekawa i zabawna Abigail stała się popychadłem czarodziejek i Harry’ego. Jordan (który nadal zupełnie nie ma charakteru) robi zbyt dużo. Kat, nie wiadomo czemu, została zupełnie odsunięta, a na jej miejsce, nie wiadomo po co, pojawiła się równie niepotrzebna Ruby.
Także cały obraz sezonu drugiego nie wygląda dobrze, jednak nie będę oceniała go ostatecznie. Zobaczymy, co nam dadzą ostatnie trzy odcinki – które przy dobrych wiatrach na świecie pojawią się na jesieni, przy złych nie wiadomo kiedy – by ocenić całościowo ten sezon . Teraz skupię się na ostatnich odcinkach.
W końcu Macy i Harry porozmawiali o swoich uczuciach, choć cały wątek z amnezją był najmniej potrzebnym wątkiem w tym całym serialu (a konkurencja jest spora). Ciężko mi było uwierzyć też w Macy występującą na scenie i wracającą późno do domu – w ogóle nie pasowało to do jej nerdowskiego usposobienia w pierwszym sezonie. Oczywiście, nie mówię, że nerdy nie mogą chodzić do klubów, ale myślę, że każdy, kto widział poprzednie odcinki przyzna, że średnio Macy pasowała do tego typu osoby. Jednak to, że nowym producentom nie do końca odpowiadały charaktery bohaterek stworzone przez wcześniejszą producentkę, to inna para kaloszy i temat na długą rozprawkę. Również zupełne porzucenie wątku, czy Harry na pewno nie pamiętał ich pierwszego spotkania, woła o pomstę do nieba, a raczej o okrzyk: „Po co?!”.
Cieszę się jednak, że to, co zostało zarysowane w finale zeszłego sezonu, w końcu miało prawo wybrzmieć. Choć tu też widać, jak napsuli scenarzyści – na początku tej serii dziwiło mnie szybkie tempo tych uczuć, które rozlazło się podczas odcinków tak bardzo, że już nawet nie myślę, czy ta relacja była dobrze zbudowana. Cieszę się po prostu, że jest z głowy. Również powrót Raya jest jednym z plusów, dzięki któremu Maggie mogła w końcu powiedzieć o tym, co ją boli. Tylko znowu – od pierwszego odcinka płakała, że wszyscy traktują ją jak dziecko. I nic się nadal nie zmieniło. Rozwój postaci równy zeru. Dziwi mnie również ten dramatyzm sytuacji, jeśli chodzi o związek Juliana i Macy czy Mel i Ruby. Czy kogokolwiek obchodzi, że obie relacje zostały zniszczone? Nie sądzę, zwłaszcza przy Mel, najgorzej traktowanej w tym sezonie postaci. Nikt nawet nie pamiętał, że spotykała się z Ruby (tak, to aż tak epizodyczna postać), by teraz cierpieć, że się z nią rozstała. A i tak wielu fanów już bardziej widzi Mel z Abigail…
Co do samego odkrycia tajemnicy tego sezonu, co mogę powiedzieć – jest w porządku? Ani ziębi, ani grzeje? Połączyli to całkiem sprawnie, ale tylko tyle. Myślę, że wszystkich opuściła już jakakolwiek ciekawość co do tego wątku, a pewnych rzeczy łatwo było się domyśleć i potem tylko pozostało patrzeć, czy Julian okaże się równie zły jak jego ciotka, czy nie. Wiemy już, że nie. Więc chyba nie muszę mówić, kto ją powstrzyma w finałowych odcinkach, w bardzo dramatycznej sekwencji?
Charmed niestety nie spełnia oczekiwań. Pogubione wątki i postacie, zupełnie zniszczony potencjał niektórych bohaterów (ale ten Jimmy był przerażający, a zarazem fascynujący na początku!), a jak już otrzymaliśmy odpowiedzi, to chyba nikt nimi nie był zainteresowany. Szkoda, że the CW zamiast dać szansę Carter Covington, producentce pierwszego sezonu, która już odnalazła styl dla Charmed i wystarczyłoby go tylko trochę poprawić, woleli oddać ten serial nowym twórcom.
Źródło: fot. materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Anna OlechowskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1964, kończy 60 lat
ur. 1973, kończy 51 lat
ur. 1977, kończy 47 lat