Chew #08: Przepisy rodzinne – recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 5 lutego 2018Biedny ten Tony Chu. Już po raz ósmy musi przeżywać kolejne, w większości niechciane przygody w świecie po dziwacznej miniapokalipsie. W odwrotnej sytuacji są czytelnicy, wciąż czerpiący niezaprzeczalną przyjemność z lektury stale przepełnionego absurdem Chew.
Biedny ten Tony Chu. Już po raz ósmy musi przeżywać kolejne, w większości niechciane przygody w świecie po dziwacznej miniapokalipsie. W odwrotnej sytuacji są czytelnicy, wciąż czerpiący niezaprzeczalną przyjemność z lektury stale przepełnionego absurdem Chew.
Głównym wydarzeniem w najnowszym tomie serii John Layman i Rob Guillory jest powrót jej najsympatyczniejszej bohaterki. Jak to? Przecież siostra Chu, Toni, jest martwa - zginęła z rąk głównego antagonisty naszego bohatera, pewnego wampira (w zasadzie nie do końca) z Rosji (a właściwie z Serbii). Ale przecież powrót Antonelli zapowiada okładka - widzimy jej roześmianą twarz, widzimy podkoszulek z napisem NASA i mocno zaskoczonego, oderwanego od konsumpcji Tony'ego. Spójrzmy przy okazji, co też konsumuje nasz bohater. No tak, toż to palec. A dokładniej, palec ucięty od swej stopy przez samą Toni, zapakowany najpierw do lodówki wraz z palcem innej osoby, a następnie czekający cierpliwie, aż Chu go znajdzie i napocznie, by dowiedzieć się prawdy o okolicznościach śmierci swojej siostry. Czy pamiętamy, że znalazł go w końcówce poprzedniego tomu? Jeśli tak, to wszystko powinno być jasne. Antonella powraca jako wspomnienie, jako swojego rodzaju duch, który w Chew, Volume 8 będzie kierował poczynaniami naszego bohatera.
Z tymi poczynaniami nie ma lekko. Autorzy wciąż, zamiast iść drogą prosto do celu, skręcają w przeróżne strony wykreowanego świata, racząc nas przy okazji przerywnikami z występami nieocenionego, krwiożerczego Poyo (Poyo jest kogutem, jakby ktoś zapomniał). W każdym razie, wciąż szykujemy się do nieuchronnej konfrontacji Chu z wampirycznym antagonistą, którą zapowiedziano w poprzednim tomie. Jak dobrze jednak wiemy, Layman z niczym zbytnio się nie śpieszy, misternie rozbudowując swój absurdalny świat. Dobrze chociaż, że jest postęp w zupełnie innej sprawie, którą ostatnimi czasy twórca zostawił nieco z boku, czyli z samą zagadką mini-apokalipsy, w dziwaczny sposób powiązanej z pewną odległą planetą i świecącymi literami, które jeszcze niedawno obiegały Ziemię.
O tak, z pewnością pamiętamy także, jak agent Colby sprał aroganckiego i zawładniętego obsesją rozwiązania tajemnicy ptasiej grypy Masona Savoya. Savoy siedzi teraz w więzieniu, narażony na niebezpieczeństwa ze strony innych osadzonych. Czy nam go żal? Niekoniecznie. Czy Masonowi też żal samego siebie? Również niekoniecznie, zwłaszcza kiedy wychodzi na jaw, że Mason chciał się dostać do tego konkretnie więzienia. Wszelkie okoliczności gry Savoya zostaną wyjaśnione w trzecim zeszycie niniejszego zbioru, który jest absolutna narracyjną perełką z udziałem znanych nam i występujących Chew po raz pierwszy (nierzadko przypadkowych) bohaterów. I cóż, z pewnością dzięki wydarzeniom z ich udziałem, fabuła w następnym tomie powinna ruszyć mocno do przodu.
Po lekturze mamy przynajmniej taką nadzieję, ponieważ odnosimy w pełni uzasadnione wrażenie, że Przepisy rodzinne są punktem przełomowym tej historii. Bohaterowie uzyskują niezbędną wiedzę, co do dalszych poczynań, co z tego, skoro twórcy pokazują czytelnikom wielką figę z makiem, wiedzę tę przed nami ukrywając... Wiernemu czytelnikowi serii pozostaje głębokie westchnienie po wszystkich cliffhangerach bez puenty zaserwowanych w Przepisach rodzinnych. Znowu nasz apetyt zostaje zaostrzony, znowu trzeba będzie trochę poczekać na dalszy ciąg opowieści, by za jakiś czas móc śledzić zwariowane przygody galerii tych głównych i tych pomniejszych postaci. Wariacka jazda trwa, wiadomo już, że minęła jakiś czas temu półmetek i jesteśmy coraz bliżej rozwiązania wszystkich wątków i tajemnic. I jakoś nie czujemy obawy, że coś będzie nie tak, że twórcy zakręcą się na tyle, że sknocą finał. Nic z tych rzeczy. W Chew najbardziej bowiem jest odczuwalna miłość do tworzonej historii, która dzięki nieograniczonej, twórczej wyobraźni, nieustannie napędza trzymającą poziom fabułę. Wciąż jest dobrze i z pewnością dalej też będzie dobrze. Czekamy zatem na kolejny tom.
Źródło: fot. Mucha Comics
Poznaj recenzenta
Tomasz MiecznikowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat