Christy - recenzja ze spoilerami [BELLATOFIFEST 2025]
Pełnometrażowy debiut Brendana Canty’ego Christy to minimalistyczna opowieść o 17-latku zagubionym w świecie, który nie oferuje łatwych rozwiązań. Film stawia na prostotę środków wyrazu i chłodną obserwację rzeczywistości – co poruszy jednych, a innych pozostawi obojętnymi.
Pełnometrażowy debiut Brendana Canty’ego Christy to minimalistyczna opowieść o 17-latku zagubionym w świecie, który nie oferuje łatwych rozwiązań. Film stawia na prostotę środków wyrazu i chłodną obserwację rzeczywistości – co poruszy jednych, a innych pozostawi obojętnymi.

Twórca podkreślał w wywiadach, że prace nad Christy przez długi czas utrzymywano w tajemnicy, a sam film był debiutem zarówno reżysera, jak i wielu aktorów – nowych twarzy, często związanych z lokalną sceną hiphopową. Czy wszyscy poradzili sobie na ekranie? I tak, i nie. Trudno jednoznacznie oceniać osoby, które po raz pierwszy zetknęły się z formą pełnometrażową, jednak trzeba przyznać, że aktorzy pierwszoplanowi i drugoplanowi wypadli naturalnie. Postacie były autentyczne w swojej prostocie, a dialogi – mimo że chwilami irytujące przez powtarzające się „mate” i „boy” – nadawały historii lokalny koloryt i wiarygodność.
Ostatecznie to nie gra aktorska, lecz fabuła przesądziła o mojej mniej entuzjastycznej ocenie. Główny bohater, Christy, po wyrzuceniu z rodziny zastępczej trafia pod dach swojego przyrodniego brata. Choć film sygnalizuje powód tej sytuacji, temat zostaje potraktowany po macoszemu. W centrum opowieści jest relacja dwóch braci – chłodna, napięta, zbudowana na przepaści emocjonalnej i życiowej. Widać próbę ukazania, jak z czasem między bohaterami rodzi się porozumienie, choćby nieśmiałe i nienazwane. Niektórym może zabraknąć mocniejszego akcentu, ale właśnie ta delikatność czyni relację bardziej realistyczną.
Jedną z większych luk stanowi wątek matki – jej śmierć, choć kluczowa dla losów chłopaków, zostaje ledwie zarysowana. Wspomnienia pojawiają się bez wyraźnego kontekstu, a dopiero pod koniec filmu jedna subtelna scena, w której bracia wspominają ją z uśmiechem, przynosi wyczekiwane ciepło i prawdziwe zbliżenie. Innym niewykorzystanym wątkiem jest relacja Christy’ego z bezdomną dziewczyną. Jedno dłuższe spotkanie daje nadzieję na rozwinięcie tego wątku, ale postać znika niemal bez śladu – a szkoda, bo miała potencjał, by wnieść więcej światła w chłodny krajobraz emocjonalny.
Sceneria, jej zimny obraz podkreślany poprzez puste ulice osiedla Cork i napięte relacje bohaterów nadają produkcji szorstki klimat. Wisienką na torcie – moim zdaniem – jest warstwa dźwiękowa. Jeśli ktoś jest fanem długich ścieżek dźwiękowych z filmów, to nie będzie zachwycony, bo nie dostajemy zbyt wiele muzyki. W zastępstwie możemy usłyszeć miasto, co pomaga głębiej wejść w historie nam przedstawiane. Te proste dźwięki życia, samochodów, wiatru wciągają nas w środek ekranowej rzeczywistości, jakby się było częścią otoczenia. Gdy muzyka już występuje, nadaje duże znaczenie oraz wzbogaca daną scenę o intensywne emocje.
Choć może być to zaskakujące, dostajemy dawkę naprawdę fajnego humoru przeplatanego równie zabawną ironią. Mimo dość trudnego tematu, napięta atmosfera tworzona przez braci jest rozładowywana.
Film Christy miał potencjał. Gdyby nie luki fabularne, oceniłabym go wyżej, jednak dla mnie to były zbyt kluczowe informacje dla zrozumienia bohaterów, by je tu pomijać. Jest to produkcja nie dla każdego. Nie ma licznych scen pełnych akcji czy szybkiej fabuły – dostajemy za to emocje.
Poznaj recenzenta
Amelia FigielaPoznaj recenzenta
Adam Siennica


naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1985, kończy 40 lat
ur. 1982, kończy 43 lat
ur. 1977, kończy 48 lat
ur. 1982, kończy 43 lat
ur. 1952, kończy 73 lat

