Cień i kość: sezon 2 - recenzja spoilerowa
2. sezon serialu Cień i Kość już jest dostępny na Netflixie. I powinniście go obejrzeć, jeśli lubicie dobre sceny walk, piękne światy fantasy i trochę popłakać.
2. sezon serialu Cień i Kość już jest dostępny na Netflixie. I powinniście go obejrzeć, jeśli lubicie dobre sceny walk, piękne światy fantasy i trochę popłakać.
Przyznam szczerze, że początek 2. sezonu Cień i Kość nie napawał mnie optymizmem. Wątek Aliny poruszał się wolniej niż Polak po dokładce bożonarodzeniowego sernika i podjęto kilka wątpliwych decyzji artystycznych, przez które blizny Zmrocza wyglądały niemal tak prawdziwie jak podróbki Adidasa na bazarze. Szybko poczułam się znużona seansem, jednak w przeciwieństwie do wielu innych seriali, w tym przypadku im dalej, tym lepiej. Po słabym starcie akcja zaczęła się rozkręcać, a od fenomenalnego 6. odcinka do samego finału była, kolokwialnie mówiąc, jazda bez trzymanki. Ale zacznijmy od początku.
Nie można mówić o 2. sezonie Cień i Kość bez wspomnienia o aktorach. Były momenty, w których nie do końca kupowałam pewne wątki. Znając książkę, potrafiłam na przykład zrozumieć, dlaczego Genya tak drastycznie zareagowała na okaleczenie, jednak jako widz czułam, że jej reakcja jest trochę przesadzona. W momencie, w którym po długim czasie mogła ponownie zobaczyć ukochanego, całego i zdrowego mimo trwającej wojny, a zdecydowała się bez słowa wyjaśnienia po prostu go unikać, czułam się skonsternowana. Jakby twórcy myśleli, że muszą jakoś wpleść ten wątek w historię, ale nie mieli na to dość czasu, więc dostaliśmy go w ekspresowej wersji jak kawę z podejrzanego automatu na dworcu. Jednak mimo wszystko było coś, co ratowało tę scenę, czyli genialny występ Daisy Head. Artystka na przestrzeni serialu naprawdę dobrze pokazywała strach, przerażenie i rozpacz. I nie była wyjątkiem. Nawet jeśli dialogi czy scenariusz były momentami nieprzekonujące, to aktorzy potrafili je wybronić. Jestem naprawdę pod wrażeniem tego, jak idealnie obsadzono bohaterów: Szóstkę Wron, generała Kirigana, czy w 2. sezonie Tolyę i Tamar. Nie ma jednej osoby, która odstaje poziomem od reszty. I to właśnie między innymi aktorzy sprawiają, że ten serial jest dobry.
Warto też dodać, że w 2. sezonie wiele osób miało o wiele większą szansę, by się wykazać. Zoë Wanamaker jako Baghra po prostu błyszczy. W poprzedniej części mimo wszystko dość wtapiała się w tło, a teraz gdy dostała więcej czasu ekranowego, stała się jedną z najbardziej interesujących i niejednoznacznych postaci. W jednej scenie widzimy ją przez pryzmat zaniepokojonej matki, by zaraz dostać w twarz informacją, że przecięła swoją młodszą siostrę na pół. Chciałam dowiedzieć się więcej o niej i tragicznej spuściźnie tej rodziny. Poza nią na przykład nagle Sujaya Dasgupta jako Zoya przestała być po prostu wredną i zazdrosną rywalką Aliny, a kimś kto zagłusza wszystkie osobiste tragedie, by bronić kraj, który kocha. Widzimy ją teraz przede wszystkim jako patriotkę i wojowniczkę. Wydaje mi się, że w momencie, w którym serial zaczął grać poważniejszą nutę, dostał szansę, by wejść na nowy poziom. O ile 1. sezon Cień i Kość z punktu widzenia czasu był przyjemną, ale dość schematyczną historią fantasy o nastoletnim wybrańcu, który musi uratować świat, teraz widzimy wojnę w najbrzydszej odsłonie: bliscy naprawdę umierają, twoi wrogowie także płaczą nad mogiłami swoich poległych żołnierzy, a pokonanie Fałdy nie sprawiło, że wszystkie problemy Ravki zostały rozwiązane, bo kraj nadal rozdzierają różnice poglądowe i zagrożenie ze strony sąsiadów.
Jak wspomniałam, pierwsze odcinki 2. sezonu Cień i Kość są dość nudne. Musiały wprowadzić widzów do historii, wyjaśnić dlaczego generał Kirigan przeżył pobyt w Fałdzie, trochę zarysować tło polityczne Ravki, a także przedstawić nowe postacie. O ile wątek Szóstki Wron od początku do końca trzymał poziom, to część poświęcona Alinie zaczęła się niemal boleśnie nużąco. Jednak w momencie, w którym wojna rozpoczęła się na dobre, serial drastycznie zmienił tempo i nie można było oderwać wzroku od ekranu. Dla mnie przełomowy był 6. odcinek, w którym po raz pierwszy się rozpłakałam. I to w momencie, w którym najmniej się tego spodziewałam. Scena, w której generał Kirigan trzymał umierającą matkę, czyli jedyną osobę, która przez te wszystkie lata nie zniknęła z jego życia, była dewastująca. Jest to o tyle bardziej godne podziwu, że właściwie chodzi tu o złoczyńcę, który zdążył pokazać, że nie cofnie się przed niczym, by osiągnąć cel, a także kobietę, która ostatnie sekundy życia wykorzystała, by odciąć załamanemu synowi rękę.
W 2. sezonie Cień i Kość jest naprawdę dużo nie tylko smutnych, ale i mrocznych elementów. W finale zostało jasno pokazane, że być może Alina powoli wkracza na ścieżkę, którą kroczył generał Kirigan. Nie tylko potrafiła wyegzekwować cięcie, ale przywróciła do życia kogoś z samolubnych pobudek, nie interesując się ceną takiej transakcji. Fakt, że Mal po śmierci był szczęśliwy, zanim został gwałtownie wyciągnięty z powrotem na Ziemię, przypomniał mi o wątku z mojego ulubionego serialu Buffy: Postrach wampirów, gdzie główna bohaterka także została siłą przywrócona do życia, co stało się źródłem ogromnego bólu. To nie wszystko. Bardzo podobała mi się scena, w której Matthias stanął na arenie walk naprzeciwko wilków, które w jego religii są świętością, a także cały wzruszający wątek poboczny Ucznia, w którym nieśmiertelna Święta dbała o swojego umierającego męża, uważając tego słabego i schorowanego człowieka za swoją największą siłę.
Ostatnie odcinki serialu były na tyle fantastyczne, że niemal zapomniałam o słabym starcie. I jeśli mam wybierać, wolę mocny finał, który pozostawia mnie z dobrym wrażeniem niż genialny początek i niesatysfakcjonujące zakończenie rodem z 8. sezonu Gry o Tron. 2. sezon Cień i Kość podobał mi się naprawdę pod wieloma względami. Przede wszystkim, niesamowite sceny walki, w których widać duży progres w porównaniu do 1. sezonu. Naprawdę podoba mi się także to, jak wiele różnych strojów, które zależą od regionu, kultury czy zawodu, widzimy w serialu. Czuć, że ten świat powoli się rozszerza, pokazując ogromny potencjał uniwersum Griszy. Co prawda w kilku momentach nadal widać to, że to serial z niebotycznie mniejszym budżetem niż takie giganty jak Władca pierścieni: Pierścienie Władzy czy Gra o Tron: Ród Smoka, bo ładniejsze lokacje widzimy tylko w kilkusekundowych przebitkach. Jednak twórcy i tak wyszli z tego obronną ręką, nie próbując wcisnąć na siłę słabej jakości CGI, tylko pokazując kosztowne rzeczy wtedy, gdy to absolutnie konieczne. 2. sezon Cień i Kość to naprawdę udana kontynuacja, ucząca się na błędach, poprawiająca niedociągnięcia, wykorzystująca swój potencjał. I mam nadzieję, że spin-off Szóstki Wron, nad którymi w tajemnicy pracowali scenarzyści, zostanie zrealizowany, bo nie jestem jeszcze gotowa pożegnać się z tym światem.
Poznaj recenzenta
Paulina GuzDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat