Cloak & Dagger: sezon 1, odcinek 5 – recenzja
Już chyba wszyscy widzowie przyzwyczaili się do myśli, że pierwszy sezon serialu Cloak & Dagger prawie w całości będzie poświęcony genezie superbohaterów. Nie ma oczywiście w tym nic złego – to nie pierwsza i nie ostatnia produkcja tego typu. Szkoda tylko, że przy okazji twórcy rozmieniają opowieść na drobne, serwując tak mało apetyczny odcinek.
Już chyba wszyscy widzowie przyzwyczaili się do myśli, że pierwszy sezon serialu Cloak & Dagger prawie w całości będzie poświęcony genezie superbohaterów. Nie ma oczywiście w tym nic złego – to nie pierwsza i nie ostatnia produkcja tego typu. Szkoda tylko, że przy okazji twórcy rozmieniają opowieść na drobne, serwując tak mało apetyczny odcinek.
Piąty epizod marvelowskiego serialu to zdecydowanie najsłabsza odsłona. Co prawda, wciąż śledzimy Tyrone’a i Tandy, torujących sobie drogę do wielkości, ale tym razem ich perypetie ani nie pogłębiają charakterów protagonistów, ani nie częstują widza atrakcyjnymi pod względem rozrywkowym motywami. Punktem kulminacyjnym odcinka jest międzyszkolny mecz koszykarski. To podczas tego segmentu twórcy chcą nam dostarczyć najwięcej emocji. Czy Tyrone, celując do kosza, trafi czy chybi? Na dodatek wszystko dzieje się w zwolnionym tempie, a my czujemy się, jakbyśmy oglądali jakąś amerykańską teen dramę z lat osiemdziesiątych. Jeśli serial rzeczywiście chce budować napięcie tego typu zagraniami, to możemy mieć tutaj pewien problem.
Oczywiście sekwencja ta, jak i kilka pozostałych, podszyta jest metafizyką. Bohaterowie coraz bardziej ochoczo korzystają ze swoich mocy. O ile Tandy potrafi je kontrolować, to Tyrone wciąż ma z tym problem. Niestety nieumiejętne korzystanie ze swoich możliwości przez Tyrone’a wprowadza do narracji wiele chaosu. Nie dość, że opowieść staje się szarpana i fragmentaryczna, to jeszcze wydarzenia, których chłopiec jest świadkiem, nie zawsze są czytelne fabularne. Widać to między innymi podczas meczu. Bohater doświadcza wizji pełnych rasizmu i niesprawiedliwości, które później wpływają na jego działania. Widząc, jak sędzia odgwizduje faule, których nie było na korzyść jego drużyny, sprzeciwia się takiemu stanowi rzeczy i celowo nie trafia podczas decydującego rzutu. Jeśli ma wygrać, woli zrobić to uczciwie. Motywacja niby jasna i klarowna, ale z drugiej strony iluzje nie są na tyle przekonujące, abyśmy uwierzyli w ich siłę oddziaływania na bohatera.
Twórcy ewidentnie przekombinowali, próbując nadać wizjom nastolatków artystyczny charakter. W większości pozbawione są one smaku i nastroju. Niektóre są dość łopatologiczne, co kontrastuje ze stylem wypracowanym przez serial. Widać to szczególnie podczas spotkania Tandy z, jak się okazuje, jednym z głównych „złych” serialu. Dziewczyna, prowadząc swoje śledztwo, trafia na niejakiego Petera Scarborougha. Dotykając go, doświadcza wizji, podczas której złoczyńca ukazany zostaje jako zbrodniarz bogacący się na śmierci swoich pracowników. Twórcy wykładają więc „kawę na ławę”, określając tego pana jako bezlitosnego antagonistę. Czy na takiego adwersarza wszyscy czekali? Można mieć wątpliwości. Dajmy mu jednak trochę czasu. Być może wątek ten w kolejnych odcinkach zostanie poprowadzony właściwie.
Przydałby się kop fabularny, ponieważ jak na razie opowieść stoi w miejscu. Zarówno śledztwo Tandy, jak i rodzinne problemy Tyrone’a nie zostają przedstawione w atrakcyjny dla widza sposób. Można odnieść wrażenie, że oglądamy dwa różne seriale - dziewczyna występuje w szpiegowskim akcyjniaku, a chłopak w klasycznej teen dramie. Jest jeszcze oczywiście detektyw O'Reilly, która z jednej strony może irytować, z drugiej intrygować. Wiemy o niej tylko tyle, że daleko jej do wizerunku „grzecznej dziewczynki”, ale zdecydowanie stoi po właściwiej stronie. Śledztwo, mające na celu schwytanie Connorsa toczy się jak na razie w klasycznym serialowym tempie, nie zaskakując nagłymi zwrotami akcji. Oczywiście niektórych może zdziwić współpraca Duane’a ze skorumpowanym gliniarzem i jego rola jako szarej eminencji narkotykowego rynku, ale z drugiej strony motyw zdrady i kłamstwa to obowiązkowy składnik każdej opowieści opowiadających o zbrodni i karze.
Najnowszy odcinek nie posuwa fabuły mocno do przodu. Wizje bohaterów nie zostały zrealizowane w interesujący sposób, a punkty kulminacyjne nie generują odpowiedniego napięcia. W pewnych momentach twórcy dość nachalnie i łopatologicznie wykładają nam przesłanie charakterystyczne dla poprawnie politycznych produkcji. W omawianym odcinku nie uświadczymy też wspaniałej kultury Nowego Orleanu. Oprawa audiowizualna jest wciąż na wysokim poziomie, choć tym razem ścieżka dźwiękowa pozostawia nieco do życzenia. Czy te wszystkie zarzuty oznaczają, że serial jest na równi pochyłej? Na to pytanie odpowie z pewnością kolejny epizod.
Źródło: zdjęcie główne: Freeform
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat