Co się stało z dziećmi?
Pascal Laugier to twórca, który miewa świeże i interesujące pomysły, ale średnio wychodzi mu ich realizacja. Nie inaczej jest w przypadku jego najnowszej produkcji Człowiek z Cold Rock, która bynajmniej nie stanowi wyjątku od reguły. Niemniej jest to film, z którym mimo wszystko warto się zapoznać.
Pascal Laugier to twórca, który miewa świeże i interesujące pomysły, ale średnio wychodzi mu ich realizacja. Nie inaczej jest w przypadku jego najnowszej produkcji Człowiek z Cold Rock, która bynajmniej nie stanowi wyjątku od reguły. Niemniej jest to film, z którym mimo wszystko warto się zapoznać.
Cold Rock to na wpół wymarła mieścina, w której nieliczni mieszkańcy próbują wieść swój nieciekawy i monotonny żywot. Po zamknięciu kopalni ten otoczony lasami, malowniczy zakątek stał się praktycznie miastem widmo. Pozbawiona perspektyw wegetacja jest tym, co czeka każdego, kto zdecyduje się tam zostać. Sytuację dodatkowo pogarsza tajemniczy Drągal, bo tak ochrzcili go miejscowi, który porywa dzieci. Tylko nieliczni mieli okazję przelotnie go zobaczyć, nikt nie wie, kim jest, jak wygląda ani dlaczego robi to, co robi, ale zaginięcia dzieci są niezaprzeczalnym faktem. Szokująca prawda zacznie jednak powoli wypływać na powierzchnię z chwilą, w której uprowadzony zostanie syn Julii, wdowy po szanowanym lekarzu. Kobiecie jako jedynej uda doprowadzić się do konfrontacji z porywaczem...
Francuskiego reżysera mieliśmy okazję szerzej poznać za sprawą filmu "Szepty w mroku", które były całkiem przyzwoitym, choć cechującym się nieszczególnie szybkim tempem, ghost story. Jednak dopiero kolejne jego dzieło przyniosło mu prawdziwy rozgłos. Chodzi naturalnie o "Martyrs: Skazani na strach", wokół którego swego czasu powstał niemały szum. Obraz nie tylko szokował, ale i zaskakiwał, choć niekoniecznie w taki sposób, w jaki powinien. Jednym nadmierne epatowanie przemocą i wolta fabularna, jaką zaserwował reżyser, podobały się, innym wręcz przeciwnie. Osobiście zaliczam się do tej drugiej grupy, uważając "Martyrs" za dzieło o wybitnie zmarnowanym potencjale, które przed porażką jako tako ratuje wyłącznie jego pierwsza połowa. Laugier zdaje się przedkładać nieprzewidywalne zwroty akcji ponad sens, logikę, a także pewną konsekwencję w prowadzeniu historii. Najważniejsze to zaskoczyć widza bez względu na to, jakie będzie to miało skutki dla samego filmu.
Człowiek z Cold Rock podąża niestety ścieżką obraną przy okazji poprzednika. Co prawda jest produkcją zwyczajnie lepszą, już choćby z tego względu, że pozbawioną nieuzasadnionej brutalności, ale pomysł wyjściowy można było rozwinąć w zdecydowanie ciekawszy i przede wszystkim bardziej wiarygodny w kontekście całej historii sposób. Zaczyna się naprawdę intrygująco; jest niewielka zamknięta społeczność, skrywająca mroczne tajemnice, są szerzące się w niej patologie, ubóstwo, a także miejska legenda wpleciona w ten przygnębiający krajobraz. Laugier kreśli bardzo wyraźny szkic miasteczka, w którym toczy się akcja, a widz bardzo szybko nabiera przekonania, że oto ogląda niebanalny thriller, zahaczający miejscami o kino grozy. Nic bardziej mylnego. W połowie seansu cały początkowy koncept zostaje wywrócony do góry nogami, a produkcja z klimatycznego dreszczowca przeradza się w dramat poruszający silnie zaakcentowany problem społeczny.
Nie byłoby w tym absolutnie nic złego, gdyby nie fakt, że niektóre sceny z pierwszej części filmu gryzą się z tym, czego jesteśmy świadkami później. W dodatku stylistyka kina grozy kompletnie nijak ma się do kwestii, na jakie Laugier swoim obrazem próbuje zwrócić uwagę widzów. Gdyby Człowiek z Cold Rock był w całości dramatem, wówczas produkcja o wiele mocniej oddziaływałaby na widza, a tak przekaz, będący apelem do urzędników o naprawę systemu, który ewidentnie szwankuje, został przez to bardzo osłabiony. Nie będę się wdawał w szczegóły, bo musiałbym zdradzić zbyt wiele, a nieprzewidywalność to, bądź co bądź, najważniejsza zaleta recenzowanego obrazu, ale kilka elementów nie zagrało, w efekcie czego rozwiązanie zagadki rozczarowuje zamiast satysfakcjonować.
Jednego natomiast nie można francuskiemu reżyserowi odmówić: jak mało kto potrafi podsycać ciekawość widza, nawet wtedy, gdy kolejne elementy układanki są coraz mniej zadowalające. Produkcja do ostatniej minuty trzyma w niepewności, a fakty ujawniane są stopniowo, dlatego też, pomimo kręcenia nosem na niektóre rewelacje, nie myśli się o wyłączeniu telewizora, tylko ogląda do końca. Obraz ma dobre tempo i umiejętnie buduje napięcie, dzięki czemu seans nie nuży.
Jak na film o niewielkim budżecie, aktorzy grają nadzwyczaj dobrze. Jessica Biel już nieraz udowodniła, że posiada ogromny talent, ale w przypadku tak drugorzędnej produkcji można by pomyśleć, że nieszczególnie przyłoży się do roli. Dlatego tym większą niespodzianką okazuje się stworzona przez nią kreacja Julii, która jest niezwykle wyrazistą, wiarygodną i wzbudzającą empatię postacią. Drugi plan, na którym ujrzeć można Jodelle Ferland czy Stephena McHattie, wypada wcale nie gorzej i magnetyzuje bardziej, aniżeli obsada niejednego blockbustera za grube miliony.
Człowiek z Cold Rock, pomimo kilku wad, to produkcja nietuzinkowa, oryginalna i wywołująca niemałe zaskoczenie, choć nie u wszystkich pozytywne. Do ideału wciąż sporo brakuje, ale jest to chyba jak dotąd najlepsza pozycja w całym dorobku Pascala Laugiera i trochę szkoda, że polskie wydanie DVD poza zwiastunami nie zawiera żadnych dodatków, bo aż chciałoby się posłuchać, co na temat swojego dzieła ma do powiedzenia sam reżyser. A film naturalnie polecam, gdyż jest na tyle specyficzny, że najlepiej wyrobić sobie o nim własne zdanie, a nawet jeśli nie przypadnie nam do gustu, to przynajmniej skłoni do zastanowienia nad pewnym poruszonym problemem.
Wydanie DVD |
Dodatki: zwiastun, zapowiedzi |
Język: angielski - DD 5.1, polski (lektor) - DD 5.1 |
Napisy: polskie |
Poznaj recenzenta
Marcin KargulDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1973, kończy 51 lat
ur. 1992, kończy 32 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1980, kończy 44 lat