Colony: sezon 3, odcinek 6 – recenzja
Szósty odcinek trzeciego sezonu Colony to jednocześnie nowa perspektywa i powrót bohaterów do kolonii. Serial wciąż utrzymuje bardzo dobry poziom.
Szósty odcinek trzeciego sezonu Colony to jednocześnie nowa perspektywa i powrót bohaterów do kolonii. Serial wciąż utrzymuje bardzo dobry poziom.
Zupełną nowością, jaka została przedstawiona w tym epizodzie, jest spojrzenie na styl życia kolaborantów na szczytach władzy. Alan jako przewodnik po tym nieprzybliżonym do tej pory luksusowym świecie sprawdził się doskonale. Jego sarkazm i przebiegłość wybijały się na tle zblazowania, które panuje wśród członków Globalnej Władzy, jak również idealnie się z nim kontrastowały. Alan należy do dość złożonych i ciekawych postaci, więc skupienie na nim tak dużej części odcinka było bardzo dobrym pomysłem. Dobrze też, że Helena otrzymała jakąś większą rolę w tym epizodzie, bo to niewątpliwie wyrazista bohaterka, i mimo iż jej motywacje sprowadzają się najpewniej do zdobycia jak najwyższej pozycji tylko i wyłącznie dla samej chęci posiadania władzy, nie mniej jednak jest ona przekonująca w swojej jednokierunkowości. Z pewnością ta postać powinna odgrywać coraz większą rolę w kolejnych odcinkach, a jej duet z Alanem dotychczas bez zarzutu prezentował się na ekranie, więc ich relacja najwyraźniej będzie jedynie zyskiwać. Z pewnością Snyder jeszcze wielokrotnie pomoże Bowmanom (np. wydostać się z Seattle) i oby odgrywał jak największą rolę, bo jest on po prostu niejednoznaczny i niebanalny, a przez to interesujący.
Jedyną niekonsekwencją, czy wręcz nielogicznością odcinka stanowi fakt, że ludzie mają jakiś istotny głos w przeprowadzaniu Totalnego Odtworzenia w koloniach. Kompletnie przeczy to temu, co miało miejsce w Los Angeles. Dlatego też dążenia Heleny do wygryzienia problematycznych pełnomocników kolonii ze stanowisk nie ma po prostu sensu. Jeśli Kliki zarządzą Totalne Odtworzenie, to nie będą przecież brać pod uwagę ewentualnego sprzeciwu ludzi zarządzających danym miejscem, więc tym bardziej, teraz kiedy ich wrogowie nadciągają znacznie szybciej, niż początkowo myśleli, nie zmienią swojego nastawienia. TwórcyColony mają bardzo specyficzne podejście, jeśli chodzi o klarowne określenie roli ludzkich kolaborantów w okupacji Ziemi. Czasem wydaje się, iż są oni wyłącznie wiernymi wykonawcami rozkazów Klików, którzy nie mają absolutnie nic do powiedzenia w żadnej kwestii, a w tym odcinku jest dane do zrozumienia, że ich opinia ma jednak jakieś znaczenie. Ewidentnie dokładane są wszelkie starania, aby w Colony nic nie było w pełni przejrzyste, lecz to już znak firmowy serialu. Wydawało się, że stosunek Klików do Ziemian został w miarę jasno przedstawiony, ale najwyraźniej również ta kwestia pozostaje wciąż nierozstrzygnięta. Może to tylko niewielkie potknięcie scenariusza albo rzeczywiście świadome prowadzenie historii. Tak czy inaczej, na tym etapie fabuły jest raczej błędem logicznym.
Na temat nowej kolonii Seattle nie da się obecnie wiele powiedzieć, lecz z pewnością sposób jej funkcjonowania niezwykle intryguje. Bardzo mocną stroną Colony jest nieustanna nieprzewidywalność fabuły. Jedyną rzeczą, która aktualnie wydaje się w miarę oczywista, to przybycie na Ziemię w finale trzeciego sezonu wrogów Klików (przynajmniej tak można wnioskować z rozmowy Heleny i Alana). Prawie cały odcinek jest bezbłędny, a jego konstrukcja opierająca się na kontraście pomiędzy wymagającą podróżą do Seattle Bowmanów i pławiącym się w luksusie Alanem, to bardzo ekspresyjny oraz przemyślany motyw o wymownym wydźwięku. Jedno potencjalne potknięcie jakoś szczególnie nie wpływa na ogólny, wysoki poziom epizodu. Dodatkowo tak naprawdę nie wiadomo, w którą stronę skieruje się fabuła serialu, jest ona ciągle wciągająca i chce się poznać jej dalszy ciąg. Ciężko o lepszą zachętę do oglądania kolejnych odcinków.
Poznaj recenzenta
Bartłomiej CyzioDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat