Colony: sezon 3, odcinek 7 – recenzja
Data premiery w Polsce: 22 listopada 2024Colony w 7. odcinku wyraźnie obniża loty, serwując zdecydowanie najgorszą odsłonę trzeciego sezonu, aczkolwiek na pewno nie jest ona słaba.
Colony w 7. odcinku wyraźnie obniża loty, serwując zdecydowanie najgorszą odsłonę trzeciego sezonu, aczkolwiek na pewno nie jest ona słaba.
Po serii epizodów pełnych akcji i prężnego rozwoju fabuły przyszedł czas na stonowaną obyczajówkę, zgłębiającą zmiany, jakie zaszły w Willu i jego rodzinie. Dodatkowo odcinek przedstawia też sposób funkcjonowania nowego typu kolonii w Seattle, choć tylko jej wierzchnią stronę. Pomimo braku fajerwerków, na swój sposób jest intrygująco.
Początek odcinka zaskakuje przeskokiem w czasie akcji, ponieważ po zakończeniu poprzedniego epizodu, można się było spodziewać czegoś zupełnie innego niż Bowmanowie przystosowujący się do mieszkania w Seattle. Po pierwszych scenach takie przesunięcie fabuły do przodu wywołuje lekką konsternację, bo postacie są już bardzo osadzone w nowych realiach, ale odkrywanie i poznawanie kontekstu zachowań oraz obecnych relacji między bohaterami dobrze się sprawdza. Trzeba przyznać, że pozmieniało się sporo, jeśli chodzi o charakter Willa, Katie i Brama.
Nowa kolonia to naprawdę przemienieni bohaterowie, których jedynym wspólnym mianownikiem jest dogłębne poczucie porażki i beznadziejności obecnej sytuacji. Will stał się gburowaty, cyniczny i naprawdę zgorzkniały. Nie jest już kochającą głową rodziny, ciągle zatroskaną o swoich najbliższych, ale snującym się po mieście gniewnym samotnikiem, który chwilami przejawia wręcz obojętność, a nawet chłód. Trzeba przyznać, że transformacja Willa bardzo zaskakuje, może nawet z nią przesadzono. O dziwo, ma on jednak potrzebę działania, w przeciwieństwie do swojej żony (co zresztą sam słusznie stwierdził). Will z Katie zamienili się rolami po zamieszkaniu w Seattle. Ona chce się podporządkować na tyle, aby zadbać o rodzinę w systemie panującym w kolonii, a on wprost przeciwnie, irytuje się bezczynnością. Sytuacja zupełnie odwrotna do tej, która miała miejsce w Los Angeles, gdzie to Katie była odważniejsza a Will bardziej przezorny. Z kolei Bram został niestety uwsteczniony jako postać. Z dojrzałego młodego mężczyzny z wielkim zapałem do działania, zrobiono nieco zblazowanego nastolatka w okresie umiarkowanego buntu, z typową pracą dla młodocianej osoby, który najwyraźniej stał się głównym opiekunem swojej siostry z powodu problemów małżeńskich rodziców. Jest to rozczarowujące, bo rozwój postaci Brama w serialu był dotychczas bardzo dobrze prowadzony, więc oby wrócił on na właściwe tory w kolejnych odcinkach.
W pobycie Bowmanów w Seattle zastanawia mimo wszystko jedna rzecz, a mianowicie fakt, że… ciągle tam przebywają. Z jednej strony Will i Katie nie mają (co zrozumiałe) żadnego pomysłu na dalsze stawianie oporu, więc opcja pozostania w rzekomo bezpiecznej kolonii stanowi potencjalnie najlepsze rozwiązanie dla ich dzieci, ale mimo wszystko ryzykowanie nawet w najmniejszym stopniu trafienia w ręce Okupantów i zostawienia Brama oraz Gracie samym sobie wydaje się po prostu nieodpowiedzialne. W przekonaniu, że Seattle jest lepszą opcją od np. ukrywania się na odludziu na wzór pierwszego odcinka tego sezonu (zwłaszcza, iż Bowmanowie nie znajdują się już w posiadaniu rękawicy) brakuje zwyczajnie trochę logiki. Naiwnością byłoby również myślenie o bezproblemowym utrzymaniu się przykrywki, skoro przez tyle czasu nie zostali zdemaskowani (jednak takiemu przekonaniu wydają się przeczyć starania Brama o nową pracę i mieszkanie). Z tego powodu motywacje bohaterów odnośnie przebywania w Seattle nie są całkowicie sensowne, a więc nie w pełni zrozumiałe.
Siódmy odcinek prezentuje się jak premiera sezonu. Jest przeskok w czasie, przedstawienie nowego miejsca akcji, krystalizacja wątku przewodniego (tworzenie przez Kliki super żołnierzy?) i tak dalej. Pomimo braku odpowiedzi na istotne pytania i zwolnienia tempa akcji, to i tak odcinka nie da się określić jako słaby. Skupienie się na bohaterach było dobrym pomysłem, choć otrzymany efekt nie należał do bezbłędnych. Może lepszą opcję stanowiłoby np. równoległe pokazanie, jak do Seattle dostał się Broussard, żeby uczynić akcję bardziej różnorodną. Tak czy inaczej, jako wprowadzenie do dalszej części sezonu, odcinek jest dobry, choć odbiega poziomem od wszystkich pozostałych z trzeciej serii serialu. Z pewnością kolejne epizody zapowiadają się bardzo zachęcająco (m.in. ponowne pojawienie się Broussarda i prawdopodobnie budowanie przez niego nowego ruchu oporu, odkrywanie kolejnych tajemnic Seattle, potencjalny powrót do Los Angeles itd.), więc powinno być ciekawie. Colony w tym sezonie wręcz rozpieszcza i jeden nieco słabszy odcinek to absolutnie nic wielkiego. Potencjał serialu jest ciągle bardzo duży.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Bartłomiej CyzioKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1989, kończy 35 lat
ur. 1988, kończy 36 lat