Corporate: sezon 1, odcinek 4 i 5 – recenzja
Kolejne odcinki, kolejne smutne realia z życia pracowników największej korporacji. Im jednak dłużej serial trwa, tym większego nabieram przekonania, że dużych emocji to tu raczej nie będzie...
Kolejne odcinki, kolejne smutne realia z życia pracowników największej korporacji. Im jednak dłużej serial trwa, tym większego nabieram przekonania, że dużych emocji to tu raczej nie będzie...
Po trzech ciekawych odcinkach serialu Corporate wiemy już, czego można się po tej produkcji spodziewać – w kolejnych epizodach poznamy kolejne brzydkie prawdy dotyczące pracy w korporacji, a główni bohaterowie, Matt i Jake ponownie staną się specjalistami od najgorszej roboty, podejmując zadania, których nikt nie chce podejmować. I rzeczywiście, po kryzysie PR-owym czy problemach z konkurencją, przyszła pora na kolejne nośne zagadnienie, jakim jest hejt, uosobiony w odcinku czwartym przez postać TradeMarqua. Nienawiść to temat zawsze aktualny, a zwłaszcza na płaszczyźnie zawodowej - w tym jednak przypadku twórcy postawili na rozegranie tego dyskusjami, na czym odrobinę traci całe tempo odcinka. Owszem, skandujące pod drzwiami tłumy lub wyobrażenia pracowników o byciu rozszarpywanym na strzępy dodają całości wyrazistości, ale akcji bieżącej mamy tu niestety niewiele. Odcinek trwa ledwie 20 minut, jednak tym razem momentami odrobinę się dłuży – fakt powielania motywów ze spadającą butelką piwa zdaje się niczym innym jak zapychaczem.
Zamaskowany TradeMarq wyraźnie nawiązuje do popularnego Banksy’ego – artysty, który inspiruje wielu i który nie chce zdradzać swojej tożsamości, stając się tajemniczym uosobieniem pewnych społecznych idei. O ile sama postać jest zarysowana bardzo ciekawie jeśli chodzi o jej prezencję zewnętrzną, o tyle jej charakteru tak naprawdę wcale nie poznajemy. TradeMarq robi tu tylko za iskrę zapalną dla całego konfliktu - zarówno tego firmowego, jak i mniejszego, między głównymi bohaterami. O nim samym nie wiemy kompletnie nic - postać pojawia się i znika z ekranu, nie wywołując tak naprawdę większych emocji. Fajnie wypada jego syntezatorowy ton głosu oraz same cięte teksty, na jakie sobie pozwala. Z jednej strony rozumiem tak pobieżne wykorzystanie postaci - z uwagi na to, że serial jest proceduralem, TradeMarq raczej nie powróci w kolejnych odcinkach, więc i po co się do niego przywiązywać... Mam jednak wrażenie, że potencjał tej postaci nie został do końca wykorzystany i nawet w tak krótkim 20-minutowym formacie dałoby się wycisnąć z niej nieco więcej.
Bieżący odcinek wyraźnie pokazuje, że w wielkim biznesie nie ma czegoś takiego jak kryzys nie do pokonania – wystarczy wyłożyć na stół odpowiednią sumę pieniędzy i można współpracować z kimkolwiek się chce. Szary tłum za drzwiami biurowca zostaje tu sprowadzony do jednolitej masy, która nie widzi, jak zręcznie się nią manipuluje – podczas gdy oni walczą o sprawiedliwość, szefostwo kombinuje, jak wyciągnąć kolejne pieniądze z ich kieszeni, podtykając tłuszczy foodtrucki, gadżety, czy koszulki, które tylko pozornie napędzają hejt. Ludziom wkłada się do ręki broń, która tak naprawdę jest wymierzona wyłącznie w ich portfele – fakt, że aż do końca epizodu nikt z anonimowych protestujących nie doszedł do takiego wniosku, jest smutnym obrazem współczesnego społeczeństwa, które niczym młody pelikan łyka ładowane mu do głów treści. Wielka korporacja ponownie została postawiona na piedestale w kategorii największy złoczyńca tego świata – i zgodnie z ideą tego serialu, puchnie z tego powodu z dumy. Patrząc na groteskowy wydźwięk produkcji, trzeba zapisać jej w tym miejscu kolejny plus – cel osiągnięty, gmach Hampton DeVille z każdą minutą staje się w oczach widza jeszcze większym piekłem na ziemi.
Zaskakującym jest fakt, że kolejny odcinek rozpoczyna się już bardzo beztrosko – ekipa pracowników udaje się samolotem do tropików, by relaksować się we własnym towarzystwie na wyjeździe integracyjnym. Po raz pierwszy opuściliśmy mury korporacji, ale cień firmy Hampton DeVille i tak jest widoczny w każdej minucie epizodu – jej pracownicy są jak zaprogramowane roboty, które nawet po godzinach pracy myślą wyłącznie w kategoriach biznesowych. Świetną sceną była ta, w której Jake poznał nową dziewczynę – przedstawiając się sobie, do imienia i nazwiska dołożyli swoje stanowisko wyrecytowane z wizytówki, co wyraźnie wskazuje na to, jak ścisłymi kategoriami rozumują. Tutaj nikt nie ma własnej tożsamości – wszyscy są trybikami jednej wielkiej machiny i nie ma znaczenia, co kryje się w ich wnętrzach. Zdaje się, że ten wyjazd miał to zmienić i zmobilizować pracowników do kształtowania samych siebie, jednak nie oszukujmy się – to tylko pic na wodę i kolejny z licznych w serialu zabiegów manipulacji ludźmi. Wyprowadzenie akcji poza mury biurowca uznaję za całkiem ciekawe – półmetek sezonu to dobry moment na zaproponowanie czegoś innego niż szare boksy i biurka z papierami. Tak naprawdę jednak sama tropikalna scenografia nie ma większego znaczenia dla wydarzeń i należy traktować ją raczej jak ciekawostkę i chwilową atrakcję aniżeli jakikolwiek przełom.
Matt i Jake z każdym kolejnym epizodem stają się bardziej dookreśleni przez swoje własne czyny. Za sprawą ich zachowania w obliczu sławnego TradeMarqua wiemy już, że panowie wyraźnie różnią się światopoglądami, co wywołało między nimi pierwszy mały konflikt. W odcinku numer pięć panowie spędzają więcej czasu bez siebie nawzajem, dzięki czemu poznajemy ich jako niezależne jednostki z indywidualnymi problemami, a cała fabuła rozbija się o to, kto ma więcej pewności siebie. I choć zdarzają się między nimi chwile napięcia, żaden z tych konfliktów nie ma na tyle siły, by warunkować dalszą relację między kumplami – to było do przewidzenia, że zawsze zdążą się pogodzić i że kolejny epizod rozpoczną z czystą kartą. Taki urok procedurali, na szczęście w tej luźnej komedii nie razi to aż tak bardzo.
W bieżących odcinkach twórcy bardzo skupiają się na człowieku – jego relacjach z innymi, a także siłach i słabościach przyjaźni, które tak naprawdę są przyjaźniami z papieru. Tutaj wszyscy są dwulicowi i wszyscy traktują się nawzajem właśnie jak pionków, nie jak ludzi. Korporacyjna rzeczywistość bardzo pasuje do przemycania tego typu treści i rzeczywiście wypada to przekonująco – prawdy o naturze człowieka stają się jeszcze wyraźniejsze wśród wszystkich tych szarych biur czy sztucznych uśmiechów. Mam jednak zarzut do odcinka numer 5, który wszystkie te prawdy pokazywał głównie poprzez łóżko – w trzech niezależnych wątkach mowa była o seksie, co zdaje mi się przesadą w przypadku serialu trwającego 20 minut.
Serial w dalszym ciągu jest genialnie skonstruowany na płaszczyźnie technicznej – scena z oblewaniem DeVille’a koktajlem to majstersztyk, a wyobrażenia Matta o życiu drwala można byłoby spokojnie puścić w telewizji jak niezależną reklamę. Podobnie rzecz wygląda w następnym epizodzie, gdzie świetnie zmontowano całą integracyjną imprezę – w rytm muzyki i ze znikającym z talerzy jedzeniem. Im jednak dalej brniemy w kolejne odcinki, tym bardziej razi mnie płytkość prezentowanych problemów. Okej, wszystkie z nich są istotne i rzeczywiście mają potencjał, ale tak naprawdę twórcy ślizgają się tylko po ich powierzchni, nawet nie próbując zagłębić się w to bardziej. Kolejne scenki zdają się być odbębnione bardzo mechanicznie, a gdy tylko pojawia się jakiś kryzys, w kolejnym momencie udaje się do zażegnać. To wszystko sprawia, że problemy nie angażują w takim stopniu, w jakim by mogły i całość tak naprawdę ogląda się z obojętnością. Poza momentami ciętego czarnego dowcipu, nie ma tu mowy o większych emocjach.
Po dobrym i wyróżniającym się rozpoczęciu, Corporate zaczyna wyrastać na serial jednolity. Kolejne odcinki udowadniają, że na próżno szukać tu czegoś więcej niż krótkie skecze, a bohaterowie, nawet mimo tego, że poznajemy ich coraz lepiej, nie mają w sobie tyle siły, by zachęcić i wywołać w widzu sympatię. Poza świetną grą aktorską i wysoką jakością wykonania, tak naprawdę mamy tu do czynienia z prostą fabułką, w której tylko co jakiś czas dzieje się coś fajnego. Brakuje mi przede wszystkim emocji, stąd też w tym tygodniu naciągane 6.
Źródło: zdjęcie główne: Comedy Central
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat