„Czarownice z East Endu”: sezon 2, odcinek 7 i 8 – recenzja
Czarownice z East Endu to dużo wzdychania i romansów, przez co najciekawszy element serialu gdzieś zanika.
Czarownice z East Endu to dużo wzdychania i romansów, przez co najciekawszy element serialu gdzieś zanika.
Czarownice z East Endu ("Witches of East End") przez większość 2. sezonu pozwoliły zapomnieć o fakcie, że za produkcję odpowiada stacja telewizyjna skierowana do kobiet. Było interesująco, historia miała niezłe zwroty akcji, nie brakowało tajemnic. Jednak w kolejnych 2 odcinkach twórcy za bardzo powracają do mdłych wątków romantycznych, które znacznie obniżają poziom tego serialu. Tak było w 1. sezonie i tutaj nic się nie zmieniło - wszelkie romanse są sztuczne, naciągane i nie przekonują w warstwie emocjonalnej, wiec ponoszą porażkę w każdym najważniejszych aspekcie.
Zdecydowanym plusem jest pojawienie się Jamesa Marstersa (Buffy The Vampire Slayer), który jako potężny zły czarownik sprawuje się wyśmienicie. Charyzmy mu odmówić nie można, a kiedy trzeba, potrafi być mroczny. Satysfakcjonujące wydaje się też wyjaśnienie całego celu fabularnego związanego z powrotem Fredericka (Christian Cooke) oraz działalnością mandragory. Udaje się to poprowadzić całkiem solidnie, wykorzystując proste, acz skuteczne metody, by wywoływać emocje.
Powrót sercowych zawiłości był kwestią czasu i nawet na to czekałem, ale twórcy poszli tutaj w skrajność. Zamiast stopniowo je wprowadzić, by widz na nowo się przyzwyczaił, dostajemy wszystko na raz z wielkim hukiem. Szczególnie boli tutaj zachowanie Ingrid (Rachel Boston), które jest dziwaczne, absurdalne i niepodparte żadnymi argumentami. Niepotrzebne popsucie sympatycznej postaci, która w takiej sytuacji bez rozsądniejszych argumentów nie powinna stawiać Dasha (Eric Winter) ponad Freyę (Jenna Dewan-Tatum).
[video-browser playlist="633311" suggest=""]
Sam wątek Kiliana (Daniel Di Tomass) jest nawet ciekawy, choć na razie rozwija się dość wolno. Interesujące są motywy żony bohatera, dla których robi to, co robi. Ta tajemnica pobudza zainteresowanie. Jednak w tym aspekcie dobrze wygląda odwrócenie ról. Jak w 1. sezonie Dash był tym dobrym, a Killian uchodził za buntowniczego złego, tak teraz wszystko wywrócono do góry nogami. O ile dobrotliwość Killiana jest przekonująca, to mroczne przemyślenia Dasha już niekoniecznie. Czegoś tutaj brakuje, by uwiarygodnić tę przemianę.
Czytaj także: Kalendarz premier seriali - jesień 2014
Wątek Wendy (Madchen Amick) w pewnym sensie jest najbardziej humorystyczny w obu odcinkach. A to lekki konflikt z Joanną (Julia Ormond), a to wyjawienie prawdy o sobie swojemu chłopakowi, a już szczególnie bawi pojawienie się jej byłego męża. Fajnie, że Eddie McClintock z Magazynu 13 w końcu gdzieś się pojawił i od razu wykorzystał swój talent komediowy. Świetnie się sprawuje w takich rolach i momentalnie dodał Czarownicom z East Endu luzu, którego ten serial potrzebuje.
Przeciętniak - tak chyba najlepiej podsumować Czarownice z East Endu. Choć nadal jest o wiele ciekawiej niż w 1. sezonie, to da się odczuć marnowanie potencjału na coś o wiele lepszego. Są tutaj interesujące motywy, z których powinno się wyciągnąć o wiele więcej.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat