Czas zmierzchu
"Gdyż nieszczęście świata w tym, że chory jest Bóg jego, stąd i świat choruje. W gorączce jest Pan i jego dzieło gorączkuje. Umiera Bóg i stworzony przez niego świat umiera. Lecz nie jest jeszcze za późno..." - takie oto intrygujące słowa widnieją na okładce najnowszej powieści Dmitrija Glukhovskiego. Prawda, że rozbudzają wyobraźnię?
"Gdyż nieszczęście świata w tym, że chory jest Bóg jego, stąd i świat choruje. W gorączce jest Pan i jego dzieło gorączkuje. Umiera Bóg i stworzony przez niego świat umiera. Lecz nie jest jeszcze za późno..." - takie oto intrygujące słowa widnieją na okładce najnowszej powieści Dmitrija Glukhovskiego. Prawda, że rozbudzają wyobraźnię?
Pewien zawodowy tłumacz, pragnąc podreperować swój domowy budżet, chwyta się niecodziennego zlecenia, jakim jest przetłumaczenie XVI-wiecznego dziennika hiszpańskiego konkwistadora, który z polecenia franciszkanina Diego de Landy wyruszył z wyprawą po święte księgi Majów. Zlecenie jest o tyle nietypowe, iż język hiszpański jest tłumaczowi niemalże obcy. Jednak za coś żyć trzeba, a zawsze przecież pozostają jeszcze słowniki, z pomocą których można poskromić niejeden tekst. Prawdziwe problemy pojawiają się natomiast wraz z tłumaczeniem kolejnych rozdziałów, kiedy to tajemniczy rękopis zaczyna wywierać na bohatera bliżej nieokreślony wpływ. Fikcja zaczyna mieszać się z rzeczywistością. Przeszłość z teraźniejszością. Cywilizacja Majów, ich bóstwa, wszystko to powoli przenika do współczesnego świata. Jednocześnie cały glob ogarniają klęski żywiołowe, pochłaniające setki tysięcy ofiar. Czyżby istniał związek pomiędzy XVI-wieczną wyprawą opisaną na kartach dziennika a obecnymi, tragicznymi wydarzeniami?
Tym razem Glukhovsky zabiera nas z ciasnych tuneli metra wprost na rozległe ulice Moskwy oraz do gorącej i niezbadanej dżungli Jukatanu. Nuklearna apokalipsa zaś zastąpiona zostaje krwawymi obrzędami Majów i podbojem Ameryki Środkowej. Nie zmienia się natomiast jedno: wprawa, z jaką autor posługuje się słowem pisanym oraz żywy, barwny język, dzięki któremu wykreowany przez pisarza świat staje się prawie że namacalny.
"Czas zmierzchu" łączy w sobie najlepsze cechy thrillera, kryminału, powieści przygodowej i historycznej. Otrzymujemy więc doprawdy interesującą hybrydę gatunkową. Jednak nie to świadczy o wyjątkowości omawianego tytułu, ale zabieg zastosowany przez Glukhovskiego, który na potrzeby recenzji pozwolę sobie nazwać "powieścią w powieści". Nie tylko śledzimy losy tłumacza zajmującego się przekładem dziennika, ale również wraz z nim ów dziennik czytamy, tym samym przenosząc się z jesiennej Moskwy do tropikalnej selwy. To właśnie kolejne rozdziały rękopisu przybliżają nam historię hiszpańskiej konkwisty i ich zmagania z niebezpieczeństwami, jakie czyhają na nich na ziemiach Majów. Czytelnik, podobnie jak i główny bohater, będący zarazem narratorem opowieści, niecierpliwie wyczekuje kolejnych stronic dziennika, które później zachłannie pochłania, pragnąc poznać zakończenie tej niezwykłej wyprawy.
Główny bohater przez większość czasu pozostaje dla nas anonimowy, jego imię przewija się w powieści raptem dwa razy. Niewiele też wiemy o nim samym poza tym, że jest w średnim wieku i nieszczególnie radzi sobie w kontaktach towarzyskich. Jest to poniekąd rodzaj takiego przeciętnego człowieka, z którym nietrudno się utożsamić. Pomaga w tym zresztą pierwszoosobowa narracja oraz niewielka ilość dialogów jak i samych bohaterów. Przez większość czasu pozostajemy sam na sam z tłumaczem, a jego przemyślenia i obsesja na punkcie XVI-wiecznego dziennika w pewnym sensie stają się naszymi. Bardzo łatwo jest się dać wciągnąć w wir historii, tym bardziej, że język, jakim napisana jest powieść skutecznie przemawia do wyobraźni. Czytając kolejne stronice praktycznie przenosimy się do moskiewskiego mieszkania, w którym na starej maszynie do pisania tłumaczymy nadgryzione zębem czasu, pożółkłe kartki tekstu.
Kolejną ciekawą rzeczą świadczącą na korzyść "Czasu zmierzchu" jest pewien zwrot akcji, który następuje w dwóch ostatnich rozdziałach, a który wywraca nagle całą historię do góry nogami. W zasadzie nie do końca wiem, czy zaliczyć to na plus, czy też na minus, bo z pewnością tak radykalna zmiana nie każdemu musi przypaść do gustu, ale z drugiej strony to, co serwuje czytelnikowi Glukhovsky jest doprawdy pomysłowe i oryginalne, a przy tym dające do myślenia. Można powiedzieć, że w pewnym momencie thriller, jakim przez większość czasu jest najnowsze dziecko autora "Metro 2033" staje się swego rodzaju traktatem filozoficznym o śmierci, człowieku i jego miejscu we wszechświecie. Być może nieco przesadzam, ale ciężko oprzeć się wrażeniu, że pisarzowi zebrało się nagle na filozofowanie i swoje rozważania postanowił przelać później na karty powieści. Osobiście nie mam nic przeciwko temu, gdyż wyszło mu to doprawdy nie najgorzej.
"Czas zmierzchu" to powieść klimatyczna, wciągająca i oryginalna, choć z pewnością nie dla każdego. Niewielka ilość dialogów, raptem kilku bohaterów, a także prawie zupełny brak typowej akcji może odrzucić wielu amatorów co bardziej "dynamicznych" opowieści. Pozostałych zaś z pewnością ucieszy stopniowo i umiejętnie budowane napięcie, wiele informacji na temat kultury Majów, a także zaskakujący i przewrotny finał, o którym będziecie rozmyślać jeszcze dłuższą chwilę po skończonej lekturze. Jeżeli lubicie tematykę dawnych upadłych cywilizacji, ich krwawych rytuałów oraz żądnych ofiar bóstw, a także macie ochotę dla odmiany przeczytać coś spokojniejszego, aczkolwiek nie nudnego, to omawiany tytuł jest pozycją dla was. Ja bawiłem się wyśmienicie, czego i wam życzę.
Ocena: 9/10
[image-browser playlist="605297" suggest=""]
Autor: Dmitry Glukhovsky
Okładka: Miękka
Liczba stron: 399
Przekład: Paweł Podmiotko
Wydawnictwo: Insignis
Rok wydania: 2011
ISBN: 978-83-61428-47-3
Poznaj recenzenta
Marcin KargulDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1978, kończy 46 lat