Deadpool Classic. Tom 6 - recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 13 lutego 2019Kosmos, Nowy Jork czy Wakanda – Deadpool zawsze narobi sobie wrogów podczas misji i zawsze będzie starał się wykaraskać, używając jednocześnie dwóch argumentów – uroku osobistego i arsenału broni wszelakiej. W końcu z urokiem bywa różnie a pistolet ma pewną wagę… argumentu…
Kosmos, Nowy Jork czy Wakanda – Deadpool zawsze narobi sobie wrogów podczas misji i zawsze będzie starał się wykaraskać, używając jednocześnie dwóch argumentów – uroku osobistego i arsenału broni wszelakiej. W końcu z urokiem bywa różnie a pistolet ma pewną wagę… argumentu…
Seria Deadpool Classic to specyficzna lektura i nie chodzi wcale o postać głównego bohatera. Nie da się ukryć, że obecnie publikowane w tej serii zeszyty to reprezentacja tego, co z lat dziewięćdziesiątych w komiksie jest obecnie nieco wyśmiewane – przerysowane mięśnie, z którymi żaden kulturysta nie może się równać, bardzo przypadkowe drugo- i trzecioplanowe postaci, a nade wszystko rozchodząca się w szwach fabuła. Na szczęście postać taka jak Najemnik z Nawijką bez problemu odnajduje się w takich klimatach i jest w stanie poprowadzić czytelnika przez swoje przygody z humorem i polotem.
Tom szósty zbiera kilka historii związanych głównie z różnymi zleceniami realizowanymi przez Deadpoola, ale najważniejsza chyba jest ta, gdzie nałożona przez Lokiego klątwa zmienia twarz naszego antybohatera, by wyglądał jak pewien szalenie popularny aktor Thom Cruz – podobieństwo imienia i nazwiska z pewnością przypadkowe nie jest. A ponieważ twarz jest obca i na dodatek przeszkadza w pracy (fani, fani wszędzie!), pierwszą reakcją Deadpoola jest szał autodestrukcji – niestety, czynnik regenerujący nie pozwala na zmianę wizerunku. Pozostaje zebrać drużynę, jakoś żyć i zarabiać. Następuje więc łańcuch zleceń, wypraw w kosmos, bójek, kolejnych bójek, kłótni w zespole – zwyczajny dzień antybohatera. Aż przychodzi zlecenie na „odzyskanie” wielkiego kota powiązanego z dworem królewskim Wakandy i niepoprawny Najemnik trafia w środek konfliktu między T’Challą a Killmongerem. Oczywiście nie może się obejść bez walki i złośliwych komentarzy, bo kimże byłby Deadpool, gdyby nie jego niewyparzony język i doskonale stoickie podejście do życia pomieszane z niezdrową fascynacją Śmiercią?
Kolejne historie nie są być może porywające, ale autorzy poświęcili dość uwagi, by Deadpool miał zawsze coś niepoprawnego do powiedzenia a jego kwestie wywoływały uśmiech. Nie brakuje również nawiązań do popkultury i Najemnik z Nawijką śpiewający Britney Spears niezawodnie bawi. W ten sposób lektura komiksu sprzed dwudziestu lat nie boli – a mówimy o schyłkowych latach 90-tych, gdy poziom większości zeszytów był cokolwiek dyskusyjny. Z drugiej strony jest to ciekawy wgląd w ewolucję zarówno samego bohatera, jak i twórczości komiksowej. Deadpool pierwotnie był pomyślany jako trochę parodia a trochę antyteza bohatera komiksowego i początkowe historie tworzyły właśnie taką chaotyczną postać, której kibicuje się ze świadomością, że to mrugnięcie okiem twórców do czytelników.
Źródło: fot. Egmont
Poznaj recenzenta
Gabriela PiaseckaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat