„Detektyw”: sezon 2, odcinek 2 – recenzja
Niby w 2. sezonie "Detektyw" nie zachwyca tak jak przed rokiem, jednak cały czas jest w tym serialu ta dusza i moc, która nas pochłonęła. Bohaterowie stają w coraz jaśniejszym (ciemniejszym?) świetle, a Nic Pizzolatto sięga wreszcie po potężne zagrania, po których będziemy zbierać szczękę z podłogi.
Niby w 2. sezonie "Detektyw" nie zachwyca tak jak przed rokiem, jednak cały czas jest w tym serialu ta dusza i moc, która nas pochłonęła. Bohaterowie stają w coraz jaśniejszym (ciemniejszym?) świetle, a Nic Pizzolatto sięga wreszcie po potężne zagrania, po których będziemy zbierać szczękę z podłogi.
"True Detective" w 2. sezonie może spowodować, przynajmniej patrząc z perspektywy uważnego telewidza, że poczujemy się jak w domu. Wbrew temu, co pisał tydzień temu Marcin, uważam, że podobieństwo nowej serii do tej sprzed roku jest niezaprzeczalne – przejawia się nie tylko w praktycznie identycznej czołówce, ale także w kreowaniu bohaterów, charakterystycznych jazdach samochodem, panoramach miasta itd. Jednak przede wszystkim ci, którzy oglądali „The Wire”, z uśmiechem potraktują nowe rozwiązania Nica Pizzolatto.
Mamy bowiem trzech detektywów, niekoniecznie nadających się do wyznaczonego im zadania, którzy zakładają swoją własną małą jednostkę na rzecz śledztwa. Ponadto każdy z wydziałów, którym podlegają bohaterowie, ma w tej sprawie ukryty interes. Wydaje się, że najczystsze intencje ma Antigone’a (Antygona brzmi… zbyt dramatycznie), choć Pizzolatto już nas nauczył, by nie oceniać bohaterów na samym początku. Z drugiej strony przecież mamy Raya, który rozdarty jest pomiędzy obowiązki służbowe a te mniej legalne. Co ciekawe, rozwiązanie sprawy niekoniecznie wiąże się z zaleceniami pracodawcy.
O ile 1. sezon bazował na elektryzującej charyzmie Matthew McConaugheya i Woody’ego Harrelsona oraz tajemniczej kryminalnej zagadce, tutaj klimat tworzy przede wszystkim miasto – to kolejne porównanie do "The Wire". Znamy jego struktury, co najmniej dwa lub trzy charakterystyczne miejsca; znamy także historię i ambicje Vinci, co może być istotnym czynnikiem w rozwiązywaniu sprawy. Ta zaś od samego początku nie jest aż tak tajemnicza – poszlak jest sporo, podejrzanych też nie brakuje. Największym problemem będzie prawdopodobnie niedoświadczenie głównych bohaterów (to nie są ci „prawdziwi detektywi” co z 1. sezonu) oraz rozbieżne interesy każdej ze stron… a ich w 2. sezonie jest kilka.
[video-browser playlist="720200" suggest=""]
W „Night Finds You” wątki osobiste są jedynie zaznaczone i najwięcej cierpi na tym właśnie Ani (Rachel McAdams), która wydaje się niesamowicie interesującą postacią, a mamy o niej jedynie skrawki informacji. Inaczej jest w przypadku Raya (Colin Farrell), o którym wiemy, że jest kompletnie rozwalonym gościem, mimo że stara się jakoś funkcjonować. Do postaci Kitcha nie jestem przekonany, ale z drugiej strony jest szalenie intrygująca. Nie wiemy nic o tym człowieku, ale prawdopodobnie pod wpływem pewnych impulsów dowiemy się o jego najmroczniejszych cechach… W końcu to serial Pizzolatto.
No właśnie, rok temu twórca ten potrafił nas zaskoczyć zmyślną fabułą i ciekawą konstrukcją. Pomysł, by 1. sezon "True Detective" prowadzić z pewnej perspektywy i w różnych liniach czasowych, pozwalał na mnóstwo genialnych zagrań. W 1. odcinku i przez prawie cały 2. nowego sezonu wydawało się, że tym razem fabuła będzie prowadzona po bożemu - aż nagle nastąpiło coś niezwykłego… Ostatnie sekundy odcinka to z pewnością rzecz tak mocna jak pojawienie się „potwora” pod koniec 3. odsłony w 1. sezonie – coś nieznanego, tajemniczego i - przede wszystkim - niespodziewanego oraz niezrozumiałego stanęło na drodze jednego z bohaterów. Jeśli to tylko zwykły cliffhanger rodem z "Game of Thrones", to będę zawiedziony. Liczę, że ten moment będzie jakimś niezwykłym punktem zwrotnym (w 2. odcinku!), który wywróci – zwyczajną na pierwszy rzut oka – zagadkę do góry nogami.
Zobacz również: „Detektyw”: Aktorki z 2. sezonu w seksownej sesji zdjęciowej
No i co? "True Detective" okazuje się cały czas być tym serialem, w którym rok temu się zakochaliśmy. Jasne, nie ma Matta ani Woody’ego, ale cały czas jest ten feeling, ten brud, te krajobrazy (tym razem industrialne), które budują świat… Świat, na który zasłużyliśmy, jak to wspomniał Raymond. Wydaje mi się, że wolny początek i długa ekspozycja, która została wymuszona przez wielu głównych bohaterów (zresztą spójrzcie na wspomniane już "The Wire" – tam pierwsze 10 odcinków było wstępem do genialnej fabuły), zaowocują czymś naprawdę niesamowitym. I nie wystarczy, że będzie choć w połowie tak dobre jak sezon 1… Może innym serialom by to uszło na sucho - „True Detective” ma jednak pod górkę.
Poznaj recenzenta
Jędrzej SkrzypczykDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat