Dexter – 06×09
Po obejrzeniu dziewiątego odcinka serialu Dexter krążą we mnie mieszane uczucia. Trudno pojąć, czym kierowali się scenarzyści, sprowadzając losy naszego mordercy na tę jakże niepewną drogę.
Po obejrzeniu dziewiątego odcinka serialu Dexter krążą we mnie mieszane uczucia. Trudno pojąć, czym kierowali się scenarzyści, sprowadzając losy naszego mordercy na tę jakże niepewną drogę.
Główny wątek, wokół którego kręci się historia szóstego sezonu Dextera jest świetny. To nie podlega najmniejszej wątpliwości. Z odcinka na odcinek działo się coraz więcej, aż wreszcie w tym tygodniu poznaliśmy drugie oblicze sprawy Zabójcy Dnia Sądu. Tak właśnie, zabójcy.
Wiadome było, że prędzej czy później musi dojść do jakiegoś fabularnego boom. Nie spodziewałem się takiego właśnie obrotu spraw, bo miałem nadzieję że w akcie desperacji scenarzyści nie skorzystają z tej metody. Szkoda, bo wydarzenia z tego odcinka osiągnęły szczyt naiwności. Prawdę mówiąc, rzadko pozwalano sobie w Dexterze na aż tak jawną ignorancję inteligencji widza.
Dziewiąty odcinek to przede wszystkim pogoń za profesorem Gellarem. Dexter pokłada przesadnie dużo zaufania i nadziei w Travisie. Ani na chwilę nie zastanawia się nad ryzykiem jakie podejmuje, obnażając swojego mrocznego pasażera przed zupełnie obcym facetem. Mało tego, w pościgu za Gellarem decyduje się na bezpośrednią konfrontację. Goni po uczelni ubrany w swój strój, czarne rękawiczki i podręczną strzykawkę. Od kiedy Dexter nie dobiera się do swojej ofiary z ukrycia? Zwłaszcza, że w tym przypadku ma wiele czasu na przygotowania. Odpowiedź jest łatwa: bo scenarzyści poszli na łatwiznę wybierając liczne skróty, dzięki którym uda im się więcej upchnąć w ostatnie odcinki bieżącego sezonu. Efekt jest fatalny.
[image-browser playlist="606641" suggest=""]
Od samego początku budowano otoczkę sprytu i przebiegłości wokół Zabójców Dnia Sądu. Całość zdawała się na tyle realna, byśmy mogli uwierzyć w prawdopodobieństwo zaistnienia takiej sytuacji, tak jak dotychczas wierzyliśmy w przebiegłość Dextera, dzięki której tak długo utrzymał się na powierzchni. Cała praca twórców poszła na marne, gdy tylko zaczęli karmić nas widokiem Dextera który jest zwyczajnie… naiwny (bez najmniejszego uzasadnienia).
Na komisariacie dzieje się dużo. Łatwo wyróżnić kilka wątków, które rozwijane są już od przynajmniej kilku epizodów. Przede wszystkim jesteśmy świadkami swego rodzaju spowiedzi Debry przed psychologiem. Stopniowo dowiadujemy się coraz więcej o jej dzieciństwie, a całość nieubłaganie skłania się ku sekretowi Dextera i Harry'ego. LaGuerta powraca na pierwszy plan ze zdwojoną siłą, gdy ostatecznie okazuje się co tak naprawdę stało się z prostytutką, którą odnaleziono martwą w jednym z luksusowych hoteli. Scenki rozgrywane pomiędzy Batistą i Quinnem są zabawne i trudno odmówić im uroku. Finałowe minuty odcinka zwracają naszą uwagę na relacje siostry Batisty i tajemniczego praktykanta Masuki. Od początku coś było z nim nie tak, a jego zainteresowanie Dexterem było nadzwyczaj oczywiste. Teorii co do dalszych poczynań Louisa może być wiele. Pozwoliłem sobie myśleć, że będzie on chciał dokończyć ostatnie morderstwo Briana, ale biorąc pod skalpel inną dziewczynę. To byłoby naprawdę coś ciekawego. Pytanie tylko, czy wątek Louisa zostanie rozwiązany jeszcze w szóstym sezonie, czy też może stanie się zaczątkiem siódmego? A może też kierujące nim intencje wcale nie są złe?
[image-browser playlist="606642" suggest=""]
Gdy dowiadujemy się o śmierci Gellera i domniemanym rozdwojeniu jaźni Travisa (lub czymś podobnym) cała otoczka tajemniczości związana z Zabójcą Dnia Sądu pryska jak mydlana bańka. Tak diametralna zmiana, dodatkowo wcale niepotrzebna, nie była ani trochę pomysłowa. Takie coś widzieliśmy już setki razy, zarówno filmach jak i serialach. Jeśli Travis faktycznie wszystkiego dokonywał sam, to dlaczego we wcześniejszych odcinkach nie raz śledziliśmy sceny tylko z udziałem Gellara? Dlaczego Travis wytykał profesora palcem przed Dexterem, a my oglądaliśmy jak ten maszeruje zabić wykładowcę? Gdyby Gellar pojawiał się tylko w obecności Travisa (tak jak Harry, ojciec Dextera), łatwiej byłoby uwierzyć w problemy psychiczne tego drugiego. Argument mówiący, że Gellara nikt poza Travisem nie widział, choć jak najbardziej prawdziwy, ani trochę mnie nie satysfakcjonuje. Zbyt dużo uproszczeń, za mało uzasadnień.
Poznaj recenzenta
Marcin MoszykDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat