

Diabeł z prowincji to króciutka powieść Juana Cardenasa, kolumbijskiego autora i scenarzysty, której przekład na angielski został uhonorowany nominacją do amerykańskiej National Book Award. Podtytuł, Bajki w miniaturach, dość dobrze oddaje nastrój kameralnej, a jednocześnie gęstej od znaczeń i sugestii historii.
Bohaterem Diabła jest bezimienny biolog, wracający po rozwodzie i kilkunastu latach za granicą do rodzinnego, prowincjonalnego miasta. Praca w żeńskim studium nauczycielskim z internatem nie stanowi szczytu marzeń, ale zapewnia dochód oraz, co może ważniejsze, sposób wypełnienia kolejnych dni. Powrót do krainy młodości, gdzie biolog dorastał, chodził do szkoły, odnosił pierwsze sukcesy i przeżywał pierwsze rozczarowania, oznacza konieczność zmierzenia się ze zmianami, ale także z ich brakiem. Co prawda matka mieszka w nowym domu, ale nadal dominuje w nim atmosfera wspomnień o zmarłym – jak się należy domyślać tragicznie – bracie, wcześniej ukrywającym przez dłuższy czas swój homoseksualizm. Spędzane w barach wieczory pozwalają bohaterowi nawiązać nowe przelotne znajomości, ale też spotkać ludzi niegdyś dla niego ważnych, w szczególności kobietę odgrywającą kiedyś rolę dziewczyny brata. Czy samego biologa coś z nią wiązało? Czy wyjazd na hacjendę, gdzie prowadzona przez kobietę firma kręci właśnie kolejny film, otworzy nowe szanse prywatne lub zawodowe, czy raczej zaciągnie bohatera głębiej w labirynt dawnych uwikłań?

Słowem-kluczem do fragmentarycznej powieści Kolumbijczyka jest „niepokój”. Nic nie jest takie, jakie się wydaje, a każda z postaci zdaje się wplątana w szerszą sieć zależności. Atmosfera przypomina filmy Davida Lyncha (a czasami także innego Davida, Cronenberga), jednocześnie pozostaje zatopiona w południowoamerykańskiej rzeczywistości. Jak pisze autor, „Bóg jest w śmierci, a nie życiu”. Zagrożenia są widoczne i ukryte; na przykład wiadomość o zagadkowych śmierciach dziewcząt ze studium nauczycielskiego pojawia się mimochodem, by niemal natychmiast zniknąć z centrum uwagi. Spotykamy chorego umysłowo wujka, rzekomo ukrywającego wiadomości o zmarłym bracie, a także Rycerzy (czy też Rycerza) Wiary, bliżej nieokreśloną sektę, przez dłuższy czas objawiająca się wyłącznie w umieszczonej na samochodowej szybie naklejce.
Jeśli czytelnik liczy na jasne rozstrzygnięcia, zapewne się rozczaruje. Z jednej strony można uznać, że biolog w pewnym momencie staje przed fundamentalnym wyborem. Z drugiej jednak jest jasne, że tak naprawdę wyboru nie ma. Jaki jest sens uczenia? Czy opowieści o kryzysie klimatycznym mają szansę być czymś innym niż recytowaną z pamięci listą zalatujących dydaktyzmem formułek? W tej baśni nie ma nagród dla pozytywnych bohaterów. Jest tylko niepokój, niepokój, niepokój. Opowiedziany ciekawie i angażująco.
Poznaj recenzenta
Adam Skalski
