Gdy Denis Villeneuve postanowił zekranizować powieść Franka Herberta, uznał, że pierwowzór literacki jest tak obszerny, że nie da się go zamknąć w jednym filmie. Nie chciał powtarzać błędu Davida Lyncha. Podzielił więc historię na dwie części. W 2021 roku dostaliśmy pierwszą produkcję prezentującą ród Atrydów oraz drastyczne losy jego członków po tym, jak baron Vladimir Harkonnen (Stellan Skarsgard) przeprowadził zamach na Księcia Leto Atrydę (Oscar Isaac). Przez to Paul Atryda (Timothee Chalamet) i jego matka Lady Jessica (Rebecca Ferguson) musieli uciec. Znaleźli schronienie na pustynnej planecie. Problem polegał na tym, że jej mieszkańcy niekoniecznie spoglądali na przybyszów przychylnym okiem. Diuna była pewnym wprowadzeniem do całej historii. Reżyser zaprezentował nam świat i zasady, jakie w nim panują, a także przedstawił najważniejszych bohaterów dramatu, który rozgrywał się na naszych oczach. Ustawił pionki na szachownicy w odpowiedni sposób. Wszystko przygotował tak, by w dziele Diuna: Część druga przejść płynnie do akcji i kulminacyjnych wydarzeń wpływających na losy tego świata.
Villeneuve, pisząc scenariusz wraz z Jonem Spaihtsem, postanowił trochę poprawić dzieło Herberta. Nie zostawił widzom pola do własnej interpretacji na temat tego, kim tak naprawdę jest Paul i jakie przyświecają mu cele. Denis jest świadomy, że twórca Diuny był niezadowolony z tego, jak niektórzy czytelnicy zinterpretowali poczynania Paula. Nie podobało mu się, że uznawano go za bohatera. Dlatego zresztą napisał Mesjasza Diuny – by podkreślić, o co tak naprawdę mu chodziło. Wybraniec – Muad’Dib, jak sam się nazywa – nie jest bowiem zbawcą, na jakiego czekali ludzie. To kolejny polityk, który widzi przed sobą szansę zdobycia władzy poprzez manipulację innymi i rzeczywistością. Nie robi tego ze szlachetnych pobudek. Kieruje nim żądza zemsty na tych, którzy zabili jego ojca, na tych, którzy do tego dopuścili, a nawet na tych, którzy po prostu przyglądali się temu w milczeniu. Krótko mówiąc – chce się zemścić na wszystkich. I nie ma co mu się dziwić. Ten świat jest brutalny i nie obowiązują w nim już żadne zasady.
Paul znakomicie potrafi się dostosować do warunków, w jakich się znajduje. Włożył wiele pracy w to, by zyskać sympatię lokalnej społeczności. Jest w stanie ryzykować własne życie, by zrealizować zamierzony cel. Podobnie jest z jego matką, Lady Jessicą. Timothee Chalamet i Rebecca Ferguson są genialni w swoich rolach. Widać ogromny progres rozwoju talentu aktorskiego u młodego aktora. Dwuletnia przerwa w zdjęciach pozwoliła mu trochę dorosnąć i zmężnieć. A to wpływa również na Paula. Widz jest w stanie uwierzyć w czas, który minął, i to, jak pobyt na Arrakis zmienił chłopca w mężczyznę. A Ferguson w tej odsłonie ma więcej scen, w których może się wykazać inwencją i talentem. Jej przekształcenie się z Lady Jessiki w Matkę Wielebną wygląda fenomenalnie. Aktorka też nie pozostawia nam złudzeń co do prawdziwych intencji swojej bohaterki. Udowadnia wszystkim, że może jest to męski świat, ale tak naprawdę dowodzą nim kobiety. Oczywiście na fotelach baronów czy imperatorów siedzą faceci, ale to stojące za nimi panie pociągają za sznurki. Wiedzą, jak manipulować nimi, by uzyskać to, na czym im zależy.
Podoba mi się także sposób, w jaki Stellan Skarsgard ukazuje nam ogromną przemianę, jaka zaszła u barona Vladimira Harkonnena po zamachu na jego życie. Nie jest on już takim pewnym siebie władcą. Staje się bardziej chaotyczny w swoich ruchach. W jego poczynania coraz widoczniej wkrada się strach przed śmiercią. Wie, że nie ma wiele czasu. Jego otoczenie też to widzi, przez co wszyscy zaczynają się skupiać na tym, kto go zastąpi. Zresztą jego plan mający na celu przejęcie władzy totalnej zaczyna się sypać. Dowódcy nie są w stanie wygrać walki z rebeliantami i zabezpieczyć dostaw najcenniejszej substancji we wszechświecie. I to również wpływa na postrzeganie barona przez innych władców. Harkonnen coraz bardziej desperacko zaczyna rozglądać się za kimś, kto będzie kontynuował dzieło po jego śmierci. Jego oczy kierują się w stronę sadystycznego i niezrównoważonego psychicznie Feyda-Rautha (Austin Butler). Amerykański aktor przeszedł ogromną wizualną metamorfozę i jest prawie nie do poznania, dzięki czemu kreuje świetną postać. Widz nie widzi w nim nawet śladów zagranego niedawno Elvisa. Muszę powiedzieć, że jestem pod ogromnym wrażeniem, jak szybko rozwija się ten artysta – co chwila prezentuje nam nowe ciekawe kreacje.
Wisienką na torcie jest natomiast Zendaya. To moim zdaniem najciekawsza kreacja w jej dotychczasowej karierze. W poprzedniej części była zaledwie tłem, a teraz rozpościera skrzydła i udowadnia, że zaangażowanie jej do tego projektu nie było chwytem czysto marketingowym. Jest świetna jako Chani i dostarcza widzom wielu emocji. Sprawia, że postać staje się bardziej realna. Widz z miejsca wierzy w uczucie, jakie z biegiem czasu rodzi się pomiędzy jej bohaterką a Paulem. Zdaje sobie też sprawę, jak wielkim zawodem dla niej było to, co się wydarzyło.
Denis Villeneuve wizualnie dopracował ten świat do perfekcji. Wygląda on fenomenalnie. Nawet na sali kinowej czujemy piasek pod nogami, wiatr, który hula po pustyni, i ciepło, które jest tam cały czas obecne. Po prostu możemy poczuć się tak, jakbyśmy byli z bohaterami na piaszczystej powierzchni Arrakis. Do tego reżyser musiał wymyślić, jak przestawić proces ujeżdżania Czerwia, by nie wyglądał banalnie. I trzeba przyznać, że wykombinował to z wielką finezją. Cała sekwencja, gdy Paul wykonuje tę sztuczkę po raz pierwszy, dostarcza widzom adrenaliny i pozostawia w osłupieniu. Do tego dochodzi perfekcyjnie skomponowana i idealnie dobrana do scen muzyka Hansa Zimmera, która jeszcze podnosi poziom produkcji.
Diuna: Część druga jest dla mnie filmem perfekcyjnym. Oczywiście niektórzy będą narzekać, że zbytnio skupia się na akcji i nie poświęca tyle czasu na rozwój świata. Jednak obie części tworzą spójny, przemyślany i skończony projekt. Denis Villeneuve wykonał tytaniczną robotę – dał nam dzieło na miarę trylogii Władcy Pierścieni czy pierwszej trylogii Gwiezdnych Wojen. Jest to bowiem film, który na stałe zapisze się w panteonie klasyków. Do tego sposób jego wykonania sprawia, że będzie się bardzo wolno starzeć. Reżyser tym samym potwierdził, że jest jednym z najlepszych twórców w swojej branży.