Dom grozy: Miasto Aniołów: sezon 1, odcinek 4 - recenzja
Warto było czekać trzy niemrawe odcinki, żeby zobaczyć to, co twórcy Miasta Aniołów przygotowali dla nas w najnowszej odsłonie. Czy ten świetny epizod to zapowiedź znaczącego wzrostu poziomu serialu?
Warto było czekać trzy niemrawe odcinki, żeby zobaczyć to, co twórcy Miasta Aniołów przygotowali dla nas w najnowszej odsłonie. Czy ten świetny epizod to zapowiedź znaczącego wzrostu poziomu serialu?
Rychło w czas Dom grozy: Miasto Aniołów włączyło drugi bieg. Jeszcze jeden apatyczny odcinek i wielu widzów na dobre dałoby sobie spokój z tą produkcją. Tymczasem John Logan i ekipa przygotowali nam niespodziankę. Dostajemy brutalny, klimatyczny i niezwykle mroczny odcinek. Każdy z wątków dostaje porządnego fabularnego kopa, a nad wydarzeniami wreszcie unosi się ponury nastrój grozy. Elementy fantastyczne zostają uwypuklone, dzięki czemu historia staje się mniej oczywista. Produkcja śmielej rusza w obranym wcześniej kierunku, wynikiem czego w Mieście Aniołów zaczyna w końcu być ciekawie.
Znamienny jest fakt, że w 4. odsłonie na dalszy plan schodzą detektyw Vega i siostra Molly. Historia miłosna tej dwójki stanowiła do tej pory kulę u nogi serialu, który starał się wzbić w fabularne przestworza. Zmarginalizowanie wątku zakochanej pary pozwala ujrzeć światło dzienne temu, co naprawdę interesujące. Czym byłaby opowieść grozy bez mroku, ludzkiej degrengolady, poderżniętych gardeł i krzyków w ciemności. W najnowszym odcinku Miasto Aniołów epatuje tymi motywami i bardzo dobrze, że tak się dzieje, bo po trzech zachowawczych odsłonach byliśmy złaknieni prawdziwego horroru. Wreszcie nasze pragnienie zostaje zaspokojone.
Policyjny oprawca w brutalny sposób gwałci młodą Josefinę, czym ściąga na siebie gniew meksykańskiej społeczności. Zemsta jej brata jest krwawa i bestialska. Wystarczająco okrutna, żeby zaognić i tak napiętą sytuację społeczną w Los Angeles. Skorumpowany radny pozwala sobie na samowolkę w działaniach, na co nie może zezwolić jego demoniczna asystentka. Alex nagrywa swojego szefa podczas schadzki z nazistowskim kochankiem. Teraz Charlton Townsend będzie tańczył tak, jak mu Magda zagra. Tropiciel hitlerowców, Lewis Michener, niespodziewanie otrzymuje pomocną dłoń od żydowskiej mafii, a siostra Molly w trakcie swojego wystąpienia wpada w trans. Najciekawiej ponownie jest jednak u doktora Petera Crafta, który sprowadza na rodzinną imprezę prawdziwą diablicę.
W wątku Crafta tak dużo się dzieje, że można poświęcić mu całą recenzję. Od przerysowanych śpiewów nazistowskich braci w ogrodzie, przez nagły atak namiętności w jednym z zaciemnionych pokoi, aż po przerażającą opowieść „syna” Elsy i senny koszmar jednego z uczestników nocowania. Wątek pediatry od początku intrygował najbardziej. Teraz dostajemy potwierdzenie, że w tej historii kryje się gigantyczny potencjał. Jest coś kiczowatego i groteskowego w scenie, podczas której domorośli amerykańscy naziści prężą muskuły i rozkładają pawie pióra przed niemiecką damą. Wisienkę na torcie stanowi tutaj doskonałe aktorstwo Rory’ego Kinneara wcielającego się w introwertycznego mężczyznę próbującego zaznaczyć swoje terytorium wśród nabrzmiałych ego innych samców alfa.
Ciekawe jest tutaj również to, że wciąż nie wiemy, w co gra Elsa vel Magda. Wszystko wskazuje na to, że kobieta chce wykorzystać naiwność Crafta, żeby wejść w faszyzujące elity Los Angeles. Z drugiej strony, pozwala Peterowi zbliżyć się do siebie, więc w grę wchodzi tutaj również pewnego rodzaju opętanie. W omawianym odcinku twórcy zarysowują konflikt pomiędzy Elsą a panią Craft. Linda w początkowych odcinkach została pokazana jako antypatyczna żona poczciwego męża. Teraz role się odwracają i wszystko wskazuje na to, że jej dekadenckie nastawienie wynika z czegoś konkretnego i zasadnego. Intrygująca jest tutaj również rola chłopca stworzonego przez Magdę, bo przecież nie można nazwać go jej synem. On też ma tutaj do odegrania pewną rolę. Jak na razie budzi niepokój wśród najmłodszych członków arystokracji Miasta Aniołów. Do czego doprowadzą działania tej dziwnej istoty?
W świetle powyższego nie najgorzej wypada również love story Tiago i Molly. Policjant wciąż niewiele ma do zaoferowania charakterologicznie, ale już kapłanka jest dużo bardziej złożoną postacią. Znamienne są jej słowa, w których mówi, że nie zamierza spełniać niczyich oczekiwań. Czy to oznacza, że będzie ona pełnić funkcję jokera w toczącym się konflikcie pomiędzy światłem a ciemnością? Trudno powiedzieć, dobrze jednak, że tym razem twórcy nie eskalują wątku miłosnego, a w sposób stonowany pokazują rodzące się uczucie. Wspólne mycie naczyń jest świetną konkluzją zarówno tego etapu historii Tiago i Molly, jak i całego odcinka.
W omawianym epizodzie nie było ani grama nudy i ani jednej chwili, która wydawałaby się zbędna. Nowe Penny Dreadful łapie drugi oddech i wprowadza toczące się wątki na naprawdę interesujące ścieżki. Mamy więc niezbyt dynamiczne preludium za sobą i mocne uderzenie w postaci omawianego odcinka. Teraz czas na odważną historię, która przytłoczy nas klimatem i zmasakruje fabularną bezkompromisowością. Oby tak się stało, bo grzechem byłoby zmarnować tak wyborny punkt wyjścia.
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat