„Dom grozy”: sezon 2, odcinek 4 – recenzja
"Dom grozy" ("Penny Dreadful") powrócił do czasów mu współczesnych i powoli pcha akcję do przodu. Poszczególne wątki nie mają ze sobą na razie zbyt wiele wspólnego, co niestety nie wychodzi produkcji na dobre.
"Dom grozy" ("Penny Dreadful") powrócił do czasów mu współczesnych i powoli pcha akcję do przodu. Poszczególne wątki nie mają ze sobą na razie zbyt wiele wspólnego, co niestety nie wychodzi produkcji na dobre.
W poprzednim odcinku „Penny Dreadful skupił się na przeszłości Vanessy, postawił na jeden wątek, który rozwijał przez cały odcinek. Rozwiązanie takie wyszło serialowi na dobre i całość wypadła naprawdę świetnie. Tym razem, w „Evil Spirits in Heavenly Places”, twórcy zdecydowali się na poszatkowanie akcji i wymieszanie wszystkich wątków. Niestety, jako że żaden z nich nie łączy się w logiczną całość z innym, odcinek wydaje się chaotyczny, a akcja, zamiast nabierać tempa, sprawia wrażenie niepotrzebnie spowolnionej.
Próby rozwiązania tajemnicy czarownic wciąż trwają. Grupa bohaterów nadal pochyla się nad przekładami języka diabła i próbuje zrozumieć szatańską przepowiednię. I… przez większą część odcinka to właściwie tyle, jeśli chodzi o główny wątek. Postawiono jednak na rozwój bohaterów. „Penny Dreadful” to nie przeładowany walkami i pościgami film akcji - to subtelny i klimatyczny horror, w którym większy nacisk położony jest na psychologiczny aspekt postaci. W najnowszym odcinku możemy więc dowiedzieć się między innymi, jak na wszystko patrzy - raczej pomijany przez twórców - Sembene, oraz trochę zgłębić charakter relacji Vanessy z Malcolmem i Chandlerem. Nie jest to jednak coś, co wysuwa się na pierwszy plan, twórcy bowiem prowadzą ten wątek w sposób subtelny, nie definiując jednoznacznie żadnego z zachowań czy relacji. To do widza należy osądzanie, a podpierać się może jedynie strzępami informacji, które pozostawiają scenarzyści. Na pierwszy rzut oka wydawać się więc może, że w domu bohaterów akcja rozpoczyna się dopiero podczas ataku wiedźm, gdy tak naprawdę jednak dzieje się tu znacznie więcej od samego początku. I choć zgłębianie charakteru bohaterów może sprawiać przyjemność, szkoda, że twórcy nie zdecydowali się posunąć akcji trochę bardziej do przodu. W tym tempie bowiem, po kilku odcinkach, widzowie mogą poczuć znużenie i zwyczajnie przestaną zadowalać się psychologicznymi smaczkami.
Powoli rozwija się też wątek Chandlera. Z jednej strony mamy ocalałego z masakry w barze i policjanta, który zrobi wszystko, by dowiedzieć się, kto za tym stoi. Z drugiej zaś mamy wiedźmy, które są nim szczególnie zafascynowane i czują coś na kształt strachu. Na razie wciąż więcej tu pytań niż odpowiedzi, ale budowanie tej tajemnicy sprawia, że „Penny Dreadful” ogląda się z zaciekawieniem. Dzięki „Evil Spirits in Heavenly Places” utwierdziliśmy się jednak w przekonaniu, że Ethan jest po prostu dobrym człowiekiem (i jest to dobroć w najczystszej postaci). To taki typ zbawiciela świata, którego natura stoi w opozycji do pragnień. Chandler, który w 1. sezonie wydawał się bohaterem lekko nijakim, teraz ma szansę na swoje pięć minut, czuć w nim bowiem rosnący potencjał.
[video-browser playlist="702059" suggest=""]
Tajemnicą jest dla mnie obecność na ekranie Doriana Graya. Jego wątek zdaje się zupełnie oderwany od całego świata, który tworzy „Penny Dreadful”. Wygląda na to, że twórcy nie mają na niego zupełnie pomysłu i upychają go w odcinkach tylko po to, by widzowie nie zapomnieli o jego istnieniu. Nie ma on żadnego kontaktu z pozostałymi bohaterami, a jego wątek to głównie zabijanie czasu i wymyślanie sobie zajęć. Tym razem zaś gra w ping ponga. Przez cały odcinek próbowałem doszukać się tu jakieś wyższej symboliki, czegoś tajemniczego, ulotnego, czegoś, co mogłoby tłumaczyć sens tego zagrania. Niestety, nie znalazłem nic.
„Penny Dreadful” to przede wszystkim mroczny klimat, który przenika wszystko. Twórcy jednak potrafią puścić do widza oko i rozluźnić atmosferę, czego przykładem jest scena w butiku. Vanessa i Frankenstein pogłębiają swoją relację, cały wątek jest też dobrze umotywowany, ale najbardziej cieszy ta komediowa wręcz atmosfera, ten brak mroku chociaż na kilka chwil, bo choć klimat tworzony jest niesamowicie i stanowi jedną z największych zalet serialu, to taki przerywnik udowadnia, jak intensywnie i jak mrocznie jest tam przez większość czasu.
Czytaj również: Max Greenfield dołącza do „American Horror Story: Hotel”
Poprzedni odcinek był niemal idealny, „Evil Spirits in Heavenly Places” jest jedynie dobry, choć zachowane są wszystkie charakterystyczne elementy „Penny Dreadful” – jest ciężki klimat, jest tajemnica, są skomplikowani bohaterowie. Jest też jednak niestety trochę chaosu, niepotrzebnych zapychaczy i nieprzekonujących rozwiązań.
Poznaj recenzenta
Wojciech PilarzDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat