„Dom grozy”: sezon 2, odcinek 9 – recenzja
"Dom grozy" w przedostatnim odcinku sezonu trochę rozczarowuje. Jest to jeden z tych odcinków, które wszystko przeciągają na siłę i niezbyt satysfakcjonują.
"Dom grozy" w przedostatnim odcinku sezonu trochę rozczarowuje. Jest to jeden z tych odcinków, które wszystko przeciągają na siłę i niezbyt satysfakcjonują.
"Penny Dreadful" serwuje najgorszy typ odcinka, z jakim możemy spotkać się w serialowym świecie. Wszystko jest przeciągane do granic możliwości, aby każdy wątek dotarł do momentu tuż przed kulminacją, do której dojdzie w finale. I chociaż taki odcinek jest potrzebny, nie do końca wychodzi jego realizacja. Niektóre motywy są zbytnio przedłużane, przez co też niewiele tutaj satysfakcji z oglądania.
Mowa oczywiście o całym głównym wątku, który przez większość odcinka skupia się na tym, że bohaterowie chcą odbić Malcolma i ostatecznie idą to zrobić, gdy Vanessa wbrew rozsądkowi wyrusza solo. Każda postać tutaj dochodzi do miejsca, w którym powinno stać się coś wyjątkowego, co będzie działać na emocje. Tylko to się nie dzieje, bo w odpowiednim momencie jest urywane, by te emocje zostawić na finał. Mamy tak w kwestii Frankensteina, pomocnika bohaterów z muzeum i Vanessy. Wszystko pozostaje w zawieszeniu, które nie oferuje satysfakcji, a jedynie irytuje, bo odnoszę wrażenie, że każdą postać można było doprowadzić do tego miejsca w o połowę krótszym czasie, wypełniając resztę odcinka dialogami lub wydarzeniami, które pozostawiłyby po sobie lepsze wrażenie.
[video-browser playlist="720172" suggest=""]
Wątek potworów Frankensteina dzieli się na dwa elementy stojące po przeciwnej stronie barykady. Z jednej strony mamy Calibana/Claire'a, którego historia w tym odcinku jest oczywista, banalna i przewidywalna. Zero zaskoczenia, emocji ani nawet zbudowania tym samym współczucia z uwagi na los postaci. W tym wszystkim kompletnie nie działa też zachowanie córki właściciela muzeum, które zmieniło się diametralnie, bo on ma ręce zimne jak trup. Brak mi w tym elemencie konsekwencji, która nadałaby mu wiarygodności. Z drugiej strony mamy Lily/Bronę, która po raz kolejny oferuje najlepsze sceny odcinka. Jej spotkanie z Dorianem to popis Billie Piper, która imponuje charyzmą, a jej postać pokazuje się z jeszcze mroczniejszej i ciekawszej strony. Pięknie wygląda to, jak manipuluje Dorianem, chcąc poznać jego sekret i mieć sojusznika, jakiego pragnie. Wydaje się, że wynikają z tego dwie ważne rzeczy. Po pierwsze, biorąc pod uwagę wypowiedź Calibana, najwyraźniej zdecydował się uratować swoją duszę i nie być z Lily. Po drugie, wygląda na to, że z tego powodu Lily/Brona zdecydowała się zbałamucić Graya, a tym samym w końcu po 2 sezonach nadać tej postaci jakiś fabularny sens. Czuć w tym fajny pomysł, kreatywną realizację i wyraźną sugestię, że ten wątek odegra ważną rolę w 3. sezonie.
Pomimo klimatu, kilku dobrych dialogów i koniecznego wyjawienia prawdziwej tożsamości Chandlera odcinek nie pozostawia po sobie tak dobrego wrażenia, jak powinien. Ma on dobre momenty, kilka niezłych rozmów, ale też zbyt dużo budowania napięcia pod finał. Do tego jest ten rozczarowujący cliffhanger z Ethanem i Sembene, który nie pozostawia z emocjami i chęcią natychmiastowego obejrzenia kolejnego odcinka.
Czytaj również: „Dom grozy” – stacja Showtime zamawia 3. sezon
Istotne znaczenie ma też kwestia oczekiwań. Genialny monolog Lily/Brony z końcówki poprzedniego odcinka pozostawił widzów z obietnicą czegoś jeszcze lepszego, ale twórcy wyraźnie nawet nie chcieli temu zadaniu sprostać i poszli w innym kierunku. Może to i lepiej? Dzięki temu w finale 2. sezonu "Penny Dreadful" będziemy mieć samą kulminację, która dostarczy emocji, skoro wszystkie podwaliny pod nią zostały już położone.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat