Donkey Kong: Bananza - recenzja gry
Donkey Kong: Bananza to nowa produkcja zespołu odpowiedzialnego za Super Mario Odyssey. Czuć to już od pierwszych minut! Podobnie jak w grze z 2017 roku, tak i tutaj połączono ogromną swobodę rozgrywki ze zróżnicowanymi poziomami, które po brzegi wypchano sekretami.
Donkey Kong: Bananza to nowa produkcja zespołu odpowiedzialnego za Super Mario Odyssey. Czuć to już od pierwszych minut! Podobnie jak w grze z 2017 roku, tak i tutaj połączono ogromną swobodę rozgrywki ze zróżnicowanymi poziomami, które po brzegi wypchano sekretami.

Mimo że od premiery Super Mario Odyssey minęło już ponad siedem lat, ta platformówka nadal nie opuściła mojego rankingu ulubionych gier na Nintendo Switch. Nie wyszła mi też z głowy — pomimo że ukończyłem ją trzy razy, wciąż zdarza mi się o niej przypominać i chętnie do niej wracam. Wieść o tym, że za Donkey Kong: Bananza, czyli nowy tytuł na wyłączność Switcha 2, odpowiada zespół deweloperów, który pracował właśnie nad Odyssey, bardzo mnie ucieszyła. Nie ukrywam, że miałem przy tym spore oczekiwania, ale też pewne obawy.
Donkey Kong Underground
Fabuła Donkey Kong: Bananza jest wyjątkowo prosta — trudno jednak było spodziewać się czegoś innego po kolorowej, trójwymiarowej platformówce skierowanej do szerokiego grona odbiorców, zarówno młodszych, jak i starszych. Tytułowy bohater trafia na Ingot Isle w poszukiwaniu Banandium Gems, kryształów przypominających banany. Przy okazji odnajduje tajemniczy kamień, wewnątrz którego uwięziona jest młoda piosenkarka o imieniu Pauline. Ich drogi krzyżują się z grupą antagonistów z firmy VoidCo., którzy planują wykorzystać kryształy do własnych celów. Donkey Kong i Pauline ruszają w podróż w głąb ziemi, gdzie — według legend — znajduje się spełniający życzenia Korzeń Banandium.
Choć Bananza to platformówka, klasycznego skakania i unikania przeszkód jest tu mniej niż w przywołanym już Super Mario Odyssey czy innych popularnych grach tego typu. Twórcy zadbali o dużą różnorodność — trafiamy na wyzwania skupione na walce, jazdę wagonikiem czy dwuwymiarowe etapy nawiązujące do klasycznych gier z serii Donkey Kong. Urozmaiceniem są też transformacje głównego bohatera — może on zmieniać się m.in. w strusia czy zebrę, co daje dostęp do nowych umiejętności, jak bieganie po delikatnym podłożu czy szybowanie.
Małpie figle
Tym, co wyróżnia Bananzę na tle poprzednich odsłon i innych platformówek, jest system destrukcji otoczenia. Nie jest to oczywiście nowość w świecie gier — wystarczy wspomnieć choćby serię Red Faction czy niezależne Teardown, gdzie demolka stanowiła trzon rozgrywki. Tutaj jednak liczy się nie tylko to, że można niszczyć, ale przede wszystkim, jak wykorzystuje się to w praktyce. Gracze otrzymują dużą swobodę działania, co pozwala na rozwiązywanie wyzwań na różne, często nieoczywiste sposoby. Na przykład lasery można nie tylko przeskoczyć, ale i przekopać się pod nimi, a do ukrytych znajdziek dotrzeć tradycyjnie lub „siłowo”. Przypomina to The Legend of Zelda: Breath of the Wild i Tears of the Kingdom, gdzie także nagradzano za takie nieszablonowe myślenie i wychodzenie poza schematy.
Gameplayowa wolność i zniszczalne otoczenie mogłyby być przepisem na katastrofę. Nietrudno wyobrazić sobie sytuację, w której gracz niszczy platformy niezbędne do dalszej eksploracji. Na szczęście deweloperzy przewidzieli takie scenariusze — pewne elementy są wytrzymałe, a z poziomu menu można w każdej chwili zresetować poziom do jego początkowego stanu. Nie ma też ryzyka, że zakopiemy się zbyt głęboko — Kong potrafi wspinać się po niemal każdej powierzchni, co pozwala wydostać się z opresji.
Jedynym poważniejszym (choć nie dla wszystkich) mankamentem Bananzy jest niski poziom trudności. Twórcy nie przygotowali zbyt wielu wymagających wyzwań, a dodatkowo w grze znajdziemy mnóstwo ułatwień, takich jak balony ratujące przed upadkiem czy możliwość aktywowania śpiewu Pauline, który prowadzi nas prosto do celu. Nieco trudniejsze segmenty pojawiają się dopiero pod koniec gry (i w niektórych opcjonalnych etapach), ale i one nie będą stanowić przeszkody dla osób zaznajomionych z gatunkiem. Niski poziom trudności szczególnie dał mi się we znaki podczas starć z bossami — te zapowiadały się świetnie, zarówno pod kątem designu, jak i mechanik, ale większość walk kończyła się, zanim zdążyły się na dobre rozkręcić.
Nie oznacza to, że gra jest krótka czy mało satysfakcjonująca. Wręcz przeciwnie! To pełnoprawny collectathon — w każdej lokacji ukryto mnóstwo przedmiotów czekających na odkrycie. Każdy z nich przynosi jakąś korzyść: za kryształowe banany odblokowujemy nowe umiejętności, skamieliny pozwalają kupować stroje (zarówno czysto kosmetyczne, jak i dające pasywne bonusy), a złoto można przeznaczyć m.in. na budowę kryjówek czy zakup przedmiotów zużywalnych, takich jak miksturki lecznicze czy mapy prowadzące do skarbów.
Warto było czekać na następcę Switcha
Donkey Kong: Bananza to drugi — po Mario Kart World — tytuł dostępny wyłącznie na Nintendo Switch 2. Już podczas rozgrywki da się odczuć, dlaczego gra nie trafiła na starszą konsolę. Oprawa graficzna prezentuje się świetnie — modele postaci są szczegółowe, a lokacje zróżnicowane. Odwiedzimy m.in. skute lodem krainy i dżungle pełne bujnej roślinności i trujących zbiorników wodnych. System destrukcji robi wrażenie, choć potrafi czasem stanowić wyzwanie dla sprzętu — sporadycznie można zauważyć spadki płynności. Na szczęście nie są one zbyt dotkliwe i nie wpływają negatywnie na wrażenia z rozgrywki.
Niestety, Nintendo przy okazji Switcha 2 nie zmieniło swojego podejścia do języka polskiego — gra dostępna jest wyłącznie po angielsku. Na szczęście treści do zrozumienia jest tu stosunkowo niewiele, a najmłodsi sporo wyciągną z samych animacji i barwnych przerywników. Na osobne wyróżnienie zasługuje muzyka — usłyszymy zarówno klasyczne motywy, jak i zupełnie nowe kompozycje. W ucho wpadają szczególnie te, które towarzyszą transformacjom.
Choć z Mario Kart World spędziłem ponad 20 godzin i świetnie się bawiłem, to dopiero Donkey Kong: Bananza jest grą, która naprawdę mogłaby przekonać mnie do zakupu Nintendo Switch 2, gdybym jeszcze nie posiadał tej konsoli. Deweloperzy wykonali kawał świetnej roboty, tworząc produkcję z kapitalną oprawą graficzną, prostą, lecz satysfakcjonującą rozgrywką i pełnym atrakcji światem, który aż chce się eksplorować.
Poznaj recenzenta
Paweł Krzystyniak



naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1967, kończy 58 lat
ur. 1986, kończy 39 lat
ur. 1945, kończy 80 lat
ur. 1959, kończy 66 lat
ur. 1964, kończy 61 lat

