Doom Patrol: sezon 1, odcinek 15 (finał sezonu) - recenzja
1. sezon Doom Patrol już za nami. Jak wypada jego finałowy odcinek? Powiem krótko - urwał mi łeb z kablami, jednak nie mogło być inaczej, skoro na ekranie obserwowaliśmy nieustannie przemieszczający się dom wariatów.
1. sezon Doom Patrol już za nami. Jak wypada jego finałowy odcinek? Powiem krótko - urwał mi łeb z kablami, jednak nie mogło być inaczej, skoro na ekranie obserwowaliśmy nieustannie przemieszczający się dom wariatów.
Śpieszę donieść, że finał 1. sezonu Doom Patrol to prawdopodobnie jedno z najbardziej oderwanych od ekranowej rzeczywistości, ale i zarazem najpiękniejszych podsumowań w obrębie gatunku superbohaterskiego w ostatnich latach. Twórcy postanowili zabrać nas na mentalno-emocjonalną karuzelę, na której odnajdziemy wszystko to, co w produkcji platformy DC Universe najlepsze. I tak groteskowa tudzież absurdalna tonacja idzie ramię w ramię z surrealizmem, majaczenie umysłu zaczyna rezonować w zupełnie nietypowym starciu z głównym złoczyńcą, a motywacje bohaterów koniec końców wybrzmiewają w tej opowieści z pełną mocą. Nawet przez chwilę seansu nie poczujemy się tak, jakby scenarzyści postanowili tylko ogrywać sprawdzony trykociarski schemat. Tak, karaluch Ezekiel i Admirał Wąsacz robią tu za Godzille i szerzą zagładę, jednak główny antagonista historii, Pan Nikt, po wykonaniu swojego zadania stracił w życiu cel i daje w palnik, a jego narratorski wpływ na rzeczywistość zaczyna coraz bardziej przypominać nawet nie tyle mocno zakrapiane wesele, co wymykające się spod kontroli poprawiny. Tytułowa drużyna herosów walczy czy to poprzez wejście w magiczny obraz, czy przemierzając układy pokarmowe nacierających zwierzaków w ich gigantycznych wersjach. Poziom szaleństwa przekracza wszelkie granice, a jednak w jakiś cudowny sposób cała ta ekranowa wędrówka kapitalnie się domyka i jeszcze rozbudza nasze apetyty. Oto Doom Patrol w pełnej krasie - herosi, których bez dwóch zdań potrzebowaliśmy.
Bodajże najcudowniejsze w Ezekiel Patrol jest to, że twórcom wcale nie zależy na tym, by ukazana na przestrzeni całego sezonu historia miała ręce i nogi. Wręcz przeciwnie - w finałowej odsłonie serii idzie o to, by te kończyny i przy okazji nasze mocno otumanione ekranowymi wydarzeniami głowy oderwać od reszty ciała. Zaczyna się przecież na mocno sentymentalną i tragiczną w swoim oddziaływaniu modłę, gdy poznajemy prawdziwe zamiary Szefa, który przez lata członków Doom Patrol traktował jak potulne i niczego nieświadome króliki doświadczalne. Nie będzie nam do śmiechu w trakcie kolejnych scen ukazujących, jak bohaterowie stawali się jedynie trybikami w machinie niecnego i szpetnego planu ich rzekomego wybawcy, który zapragnął odnaleźć przepis na nieśmiertelność. Wszystkie te sekwencje wybudzą naszą empatię, jednak i na nią czasu będzie stosunkowo niewiele, skoro chwilę później wstawiony już Pan Nikt zatacza się, siedzi na sedesie i czyta w magazynie o fatalnym przyjęciu 1. sezonu produkcji. Co tu się, do licha, wyrabia? Dorzuć jeszcze na tę psychodeliczną przyczepkę karalucha, wypisz, wymaluj religijnego fundamentalistę, przerośniętego szczura, uwięzioną w obrazie Ulicę Danny, pożeranie się postaci nawzajem i fakt, że grupa antagonistów funkcjonuje pod nazwą... Bractwo Niebezpiecznych Zwierząt. Jakimś błogosławionym zrządzeniem losu i tak trafiamy do domu, przy czym nie ma w nim ani okien, ani klamek. To superbohaterskie Wariatkowo z krwi, kości i odstręczających wydzielin, które nawet w miłosnym uniesieniu karalucha i szczura pozwoli nam dostrzec sens. Ekranowe obłędy już dawno nie wyglądały tak pięknie.
Jasne, fabularne koło, raz wprawione w ruch, wcale nie chce się zatrzymać, przy czym rozpatrywanie Ezekiel Patrol w kategoriach historii o tym, jak to banda świrów o gołębich sercach uratowała świat i pokonała większe zło, jest zupełnym wypaczeniem sensu opowieści. To bardziej fantasmagoryczna podróż przez umysły bohaterów i lokacje z pogranicza snu i jawy, w której tak samo jak o wydawałoby się niemożliwą przyjaźń i heroiczną powinność, idzie o zmierzenie się z ograniczeniami własnej psyche. Zwróćcie uwagę, jak często w finałowym odcinku obraz zaczyna się rozmywać, przypominając nieco taflę jeziora, do którego właśnie wrzuciliśmy kamień. Widać to choćby w scenach z Jane i Cyborgiem, czy wtedy, gdy wyruszamy na ratunek Ulicy Danny i tajemniczej córce Szefa. Tego typu zabiegi realizacyjne znajdują jeszcze dopełnienie w popisach członków obsady, którzy bez najmniejszego wyjątku szarżują na ekranie. Prawdziwy koncert dają Alan Tudyk i Timothy Dalton w rolach Pana Nikt i Szefa; pierwszy z nich gra tak, jakby właśnie delektował się koktajlem stworzonym ze spirytusu i kokainowej białej łąki, drugi natomiast jest bardziej stonowany, przejmujący w swym wpływie na otoczenie. W jednej chwili okazuje się przecież, że przywódcy Doom Patrol chodzi o uratowanie swojej potencjalnie niebezpiecznej dla świata córki, znanej z komiksów Dorothy Spinner (warto jednak dodać, że jej geneza serialowa jest zupełnie inna). Twarzy dziewczynki ostatecznie nie zobaczymy, za to zastygniętych na płótnie Pana Nikt i Łowcę Bród już tak. Idę o zakład, że obaj jeszcze wrócą - to w końcu kapitalne napisane postacie, jak zdecydowana większość z tych, których poznaliśmy przez ostatnie tygodnie.
Znajdą się zapewne malkontenci, których finałowa potyczka Doom Patrol i Bractwa Niebezpiecznych Zwierząt rozczaruje - nie ma tu żadnego łubudu, a i połapanie się w tym, o co naprawdę Ezekielowi chodzi, może być odrobinę trudne. Skoro jednak karaluch o gargantuicznych rozmiarach robi tu za Galactusa, który pożera w zasadzie wszystko, co stanie mu na drodze, by potem wymienić się płynami ustrojowymi ze szczurem, to nasze ewentualne oskarżenia na tym polu będą pozbawione racji bytu. W ostatecznej batalii najważniejsze jest bowiem okładanie się szaleństwem - im sprytniej je wykorzystasz, tym bliżej będziesz zwycięstwa. Tylko pozornie takie podejście ma wnosić w opowieść akcenty humorystyczne; gdzieś na najgłębszym poziomie to w końcu ekspresowa terapia postaci, które docierają do ściany, jeśli chodzi o swój poziom obłędu. Za tą granicą nic już nie ma - członkowie Doom Patrol także odbyli długą podróż, która pozwoliła im odkryć siebie samych, ale i wrócić do bezpiecznego Doom Manor. Fundamenty pod nadchodzące w świecie tych herosów przeobrażenia zostały położone, my mogliśmy poznać ich zaś naprawdę dobrze. Wariaci, ale ostatecznie stali się naszymi przyjaciółmi, takimi do tańca i do różańca. A wszystko to za sprawą niepozornego serialu, który bez większych oczekiwań ze strony widzów wszedł do ramówki i rozsadził ją od środka. Aż żal, że Szefa i spółkę musimy na jakiś czas pożegnać. Sęk w tym, że wróbelki w popkulturowym mieście ćwierkają, iż pewien Potwór z bagien radzi sobie ponoć jeszcze lepiej...
Źródło: Zdjęcie główne: DC Universe
Poznaj recenzenta
Piotr PiskozubDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat