Dragon Ball Super: sezon 1, odcinek 131 (finał serialu) – recenzja
Zakończenie Dragon Ball Super to rozstrzygnięcie jednocześnie najbardziej przewidywalne i zarazem optymalne z możliwych. Co więcej, pomimo tego, że zostało ono zbyt przyspieszone, nie sposób odmówić mu uroku.
Zakończenie Dragon Ball Super to rozstrzygnięcie jednocześnie najbardziej przewidywalne i zarazem optymalne z możliwych. Co więcej, pomimo tego, że zostało ono zbyt przyspieszone, nie sposób odmówić mu uroku.
W zasadzie od samego początku finał Turnieju Mocy był oczywisty. Zakończenie, w którym wszystkie Wszechświaty zostają przywrócone, wydawało się po prostu jedyną możliwą opcją. Mimo że tak się właśnie stało, to przewidywalność nie jest wcale żadną jego wadą. Zrezygnowanie z tylu świetnych bohaterów biorących udział w turnieju byłoby niemożliwe, tym bardziej, iż nie należało ich wszystkich postrzegać jako typowych złoczyńców. Wiadomo też, że planuje się kolejną serię. W zasadzie jedyną niewiadomą stanowiło nie to, jakie życzenie wypowie zwycięzca Turnieju Mocy, ale kto je wyartykułuje. Fakt, że tą postacią okazał się C-17, jest mimo wszystko zaskakujący. Ogólnie istotność jego roli w całej sadze była mocno nieoczekiwany. Jakoś stawianie w centrum wydarzeń tak wyraźnie pobocznej postaci dla całego uniwersum bardzo zastanawia. W jego miejscu mógł równie dobrze znaleźć się Son Gohan, który wreszcie miałby większą rolę do odegrania w tej serii. Naprawdę szkoda, że aż tak bardzo zmarginalizowano tę postać w Dragon Ball Super. Ogólnie jednak pełny ideałów C-17 wykonał zadanie bez zarzutu i można się jedynie zastanawiać, czemu wraz Goku nie mieli uzgodnionej wspólnej wersji życzenia jeszcze przed rozpoczęciem turnieju? Lekko podrasowana scena, względem tego, co zaprezentowano, w której bohaterowie skinęliby do siebie głowami i uśmiechem dali do zrozumienia, że od początku taki, a nie inny był ich plan, zadziałałaby chyba trochę lepiej, niż przypadek, iż to dobrotliwy android akurat wypowiadał życzenie.
Prawie żadnych zastrzeżeń nie można mieć również odnośnie do finału batalii z Jirenem. Starcie trzech na jednego zadziałało świetnie. Kombinacje ataków i współpraca bohaterów Wszechświata 7 wypadła znakomicie. Walka była płynna, miała świetną i wyraźnie zarysowaną animacją ciosów. Dodatkowo doskonale odzwierciedlono wysiłek, jaki bohaterowie w nią wkładali (szczególne wrażenie zrobił moment wyrzucenia Jirena z ringu, w którym m.in. Goku ma problem, żeby w ogóle osiągnąć poziom Super Saiyanina). Na pewno sceny walki z tego odcinka należą do absolutnego topu całej sagi. Jedyną rzeczą, do której się można przyczepić, to oczywiście zbyt szybki finał całego pojedynku. Trudno momentami nie odnieść wrażenia, że starcie jest trochę przyspieszone, żeby w odcinku zmieścić jak najwięcej scen. Można było lepiej rozplanować tempo akcji i na pewno przydałby się jeszcze jeden odcinek, aby w płynniejszy sposób zakończyć całą sagę (oraz serię), bez nadmiernego zwiększenia prędkości prezentowanej historii.
Finał Dragon Ball Super można zdecydowanie zaliczyć do udanych, choć daleko mu do perfekcji. Mimo wyraźnego odczucia, że twórcy niewłaściwie rozplanowali tempo zakończenia sagi Turnieju Mocy (poprzez zbytnie przyspieszenie jej kulminacyjnych momentów), to i tak odcinek wypadł bardzo solidnie. Co zaskakujące, nawet minimalistyczny epilog wcale nie przeszkadzał i przyzwoicie wkomponował się w akcję epizodu. Wynika to zapewne z faktu, że Dragon Ball będzie kontynuowany w formie filmu, a ten odcinek zwyczajnie przypominał bardziej finał sezonu niż całego serialu. Bardzo przewidywalne zakończenie Turnieju Mocy również jest całkowicie zrozumiałe, ponieważ taki, a nie inny sposób poprowadzenia fabuły stanowił jedyne sensowne rozwiązanie, choć zdecydowanie należało stonować akcję w niektórych momentach. Nie zabrakło też dobrego humoru, a finałowa scena z Goku i Vegetą od razu wywołuje kolokwialnego banana na twarzy. Dragon Ball Super mimo swoich ewidentnych przywar i tak dostarczył mnóstwo świetnej rozrywki.
Otwartość zakończenia, chociaż nieperfekcyjnego, zdecydowanie zachęca do oczekiwania na kolejne perypetie Goku i spółki. Wiele wskazuje na to, że będzie ich jeszcze bez liku i oby nie kazano na nie zbyt długo czekać. Niezależnie od jakości, jest coś niezwykłego w tych bohaterach i ich przygodach, co po prostu przyciąga i daje dużo frajdy z oglądania. Oby następna seria również utrzymała ten poziom swoistej, jedynej w swoim rodzaju magii. Nic, tylko czekać na więcej!
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Bartłomiej CyzioKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1969, kończy 55 lat