Dragon Ball Super: sezon 1, odcinek 25 i 26 – recenzja
Po intensywnym wstępie do zemsty Freezera nadszedł czas na jej pełne rozwinięcie. Na pierwszym planie Dragon Ball Super pozostało dwóch najbardziej zaangażowanych wojowników, którzy zapewnią nam rozrywkę na najbliższe kilka odcinków.
Po intensywnym wstępie do zemsty Freezera nadszedł czas na jej pełne rozwinięcie. Na pierwszym planie Dragon Ball Super pozostało dwóch najbardziej zaangażowanych wojowników, którzy zapewnią nam rozrywkę na najbliższe kilka odcinków.
Jeden z (zdawać by się mogło) najważniejszych pojedynków tego sezonu Dragon Ball Super trwa w najlepsze. Podczas gdy jeden narożnik obstawia przemieniony Goku, w drugim stoi (bądź jak kto woli – wisi) przeciwnik o równie wielkiej mocy. Freezer, który szybko osiągnął swoją ostateczną wersję, wyciąga nieoczekiwanego asa z rękawa. Jak się okazuje, rezultatem jego treningu jest wyższy stopień udoskonalenia fizycznego pod postacią tzw. Złotego Freezera. Nazwa, choć nie porywa, istotnie oddaje obecne jestestwo antagonisty.
Przemiana łączy się przede wszystkim ze zwiększoną siłą, którą Freezer postanawia w pełni wykorzystać w ramach swojej zemsty. Napędzany gniewem, nie oszczędza nawet przez sekundę naszego bohatera. Odcinek 25. w pewnym stopniu staje się więc sekwencją typowego mordobicia ku uciesze gawiedzi. Poszczególne sceny na przemian przechylają szalę zwycięstwa to na korzyść Kosmicznego Wojownika, to na stronę jego odwiecznego wroga. Goku jako Boski Super Saiyanin stanowi idealną przeciwwagę dla Złotego Freezera. Jak na ironię, ich wyrównany poziom mocy sprawia, że pojedynek ten nie angażuje widza w odpowiednim stopniu. Sami twórcy prawdopodobnie nie wiedzieli, jak ugryźć już raz naruszone jabłko, tym samym dosyć szybko usuwają Goku ze sceny, pozwalając przejąć pałeczkę Vegecie.
Część fanów mogła poczuć lekki zawód wobec sposobu, w jaki została poprowadzona postać Księcia Saiyan. Sami scenarzyści zaczęli sobie zdawać sprawę z własnej lekkomyślności. Choć z pozoru Vegeta utrzymuje dystans, można wyczuć, iż cała jego dusza rwie się do walki. Po treningu pod okiem Whisa nabrał on pewnej dozy pokory, lecz jednocześnie nie zatracił swojego awanturniczego charakterku. Finał 26. odcinka jest preludium do jego chwili chwały, nie zapominajmy bowiem, że Vegeta również kieruje się zemstą na swym oprawcy. Czy nareszcie uda mu się pomścić swój lud? Wcześniej ową szansę odebrał mu Son Goku, a następnie Trunk, jednak trzecie podejście może zaowocować satysfakcją nie tylko po stronie Vegety, lecz także odbiorców. Miło byłoby zobaczyć dumnego Vegetę w roli zbawcy.
Nieodmiennie najjaśniejszym punktem programu jest humor rzeczonego sezonu. Duża w tym zasługa nowych bohaterów. Jaco jako praworządny Galaktyczny Oficer bawi swoją tchórzliwością, lecz na polu komedii jednogłośnie króluje duet Beerus-Whis. Ponowne sprowadzenie ich na Ziemię było genialnym realizatorskim posunięciem, szczególnie że otwierają nam oni nowy wątek, związany z Champą i galaktycznymi Smoczymi Kulami. Krótka prezentacja relacji między dwoma bogami wystarczyła, by zainteresować (i rozśmieszyć) nawet najbardziej znudzonych widzów. Jedno jest pewne: nie można odmówić Dragon Ball Super bycia źródłem przedniej rozrywki.
Poznaj recenzenta
Agnieszka SudołDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat