Dragon Ball Super: sezon 1, odcinek 69 – recenzja
W Dragon Ball Super dzień uratowała właśnie różowa emoji kupka. Odcinek 69. zaskakuje absurdem serwowanym z ogromnym dystansem wobec bieżących standardów serialu. Tak głupie, że aż fajne?
W Dragon Ball Super dzień uratowała właśnie różowa emoji kupka. Odcinek 69. zaskakuje absurdem serwowanym z ogromnym dystansem wobec bieżących standardów serialu. Tak głupie, że aż fajne?
Zanim odpowiemy na postawione pytanie, łapka w górę kto zawahał się, czy aby na pewno odpalił najnowszy odcinek Dragon Ball Super. Wstęp rysujący magiczną krainę potrafi inicjalnie zaskoczyć, a nawet wprawić w konsternację. Dopiero po chwili dociera fakt, że kolorowa wieś, to ukłon w stronę oryginalnej serii, a jednocześnie motyw, który jakiś czas temu mignął już w serialu. Oto ukazał się bowiem Pingwinówek i Arale, cyborg - zabawka, która stanowi mechaniczne uosobienie dziecięcego wigoru. Nawiązywanie przez produkcję do swoich korzeni to niewątpliwie walor dla fanów, ale chaos jaki z tego wynikł nie do końca się sprawdził.
Zdecydowanie udana była ekspozycja, pokazująca Vegetę, Trunksa i Bulmę na gali naukowych nagród, a także Goku pracującego w roli ochroniarza. Interesującą i miłą dla oka wariacją był sam wygląd bohaterów - Vegeta w bordowym garniturze prezentował się elegancko i był to image, który wyjątkowo dobrze mu pasował. Próba ulizania włosów przez Goku, to również fajny detal, podobnie jak i beztroskie zachowanie bohatera, który wyżej niż pracę ceni sobie wypoczynek na łące. Za to właśnie uwielbiamy saiyańskiego lekkoducha!
Ciemna strona rozgrywającego się kabaretu, to jednak umniejszanie po raz kolejny dumy i charakteru Vegety - nazbyt często służy on jako comic relief, a nie właściwy dla serii antybohater. Słabą postacią okazał się ponadto dr. Senbei Norimaki oraz jego nemezis z zaświatów. Niespecjalnie potrafili zaciekawić, ich sceny oglądało się jednym okiem, a wynalazek spełniający pragnienia okazał się przede wszystkim kanwą absurdu.
W takiej właśnie zupełnie niepoważnej tonacji utrzymany został odcinek. Niektóre pomysły oglądało się przez palce (różowa kupka), a inne pozwalały pokładać się ze śmiechu (motyw odpadającej głowy i komiczna reakcja bohaterów). Rozbawić mogły także niestrawności Beerusa, choć pomysł przywołania go był abstrakcyjny. Od strony realizacyjnej nadmienić można jeszcze, że dostosowana do treści była także kreska - ta miejscami wypadła w wyjątkowo uproszczony i nieco koślawy sposób.
Do całości podejść trzeba jednak z przymrużeniem oka, skoro sam serial komentarzem o komediowej mandze i charakterystycznym wygaszeniem, świadomie wkłada scenariusz w nawias bezpretensjonalnej zgrywy. Szukając zaś odpowiedzi na otwierające pytanie rzec można, iż z oceną końcową takowego Dragon Ball Super można iść w dowolną stronę – to bowiem odcinek jednakowo głupiutki i obrazoburczy oraz świeży i przyjemnie niekonwencjonalny.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Piotr WosikDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat