Dwa dni w maju – recenzja książki
Data premiery w Polsce: 15 lutego 2018Dwa dni w maju to okazja do spędzenie 48 godzin w klimatycznej Barcelonie z późnych lat 40. Jordie Sierra i Fabra, autor powieści daje nam szansę ujrzenia miasta, które odbudowuje się z gruzów wojny i spotkania ludzi, którzy już na zawsze pozostaną ruinami.
Dwa dni w maju to okazja do spędzenie 48 godzin w klimatycznej Barcelonie z późnych lat 40. Jordie Sierra i Fabra, autor powieści daje nam szansę ujrzenia miasta, które odbudowuje się z gruzów wojny i spotkania ludzi, którzy już na zawsze pozostaną ruinami.
Dos días de mayo, powieść Jordi Sierra i Fabra, to czwarta już część cyklu z Miquelem Mascarellem - detektywem zbyt porządnym, by żyć w XX-wiecznej Hiszpanii. Jeszcze przed wojną domową Mascarell był inspektorem policji. Bohater, jak na porządnego Katalończyka przystało, był zagorzałym republikaninem, więc w ostatecznym rozrachunku stracił wszystko, na czym mu naprawdę zależało. W czwartej części nie jest jednak już człowiekiem do cna przegranym. Pomimo zawirowań, dramatów i tragedii, przez które musiał przejść, udało mu się jeszcze załapać na ostatni uśmiech losu. W nieco podeszłym już wieku (gdy spotykamy się w maju, ma 65 lat) przytrafia mu się historia miłosna rodem z kinowych ekranów. Miquel żeni się z dużo młodszą od siebie, przepiękną kobietą – Patro. Żeby nie było zbyt cukierkowo, Patro to postać z przeszłością. Jeszcze kilka lat wcześniej pracowała jako prostytutka, ale Miquel niczym rycerz na białym koniu ocalił ją od ostatecznej zguby. Jak widać przeszłość detektywa obfituje w wiele ciekawych wątków. Czy jest zatem sens zaczynać swoją znajomość z inspektorem od nieco wyrwanej z kontekstu czwartej części jego przygód? Każda książka opowiada o odrębnym śledztwie i koncentruje się na historii, którą można zrozumieć, nie znając fabuły poprzednich tytułów. Jednak sam Miquel dość często wraca myślami do tego, co przeżył. Przez to czytelnik może poczuć się, jak ktoś wyłączony z tematu. Czasem wygląda to jak rozmowa między dobrymi znajomymi, której przysłuchujemy się z boku i próbujemy wyłapać sens z oderwanych od siebie elementów. Na dodatek odbiorcom przydałaby się na początek choćby podstawowa dawka informacji na temat historii Hiszpanii, bo bez niej nie będą w stanie zrozumieć dlaczego te Dwa dni w maju były dla barcelończyków tak wielkim upokorzeniem.
Jest rok 1949 – Barcelona ledwo co wstała z kolan po przegranej wojnie z prawicową opozycją. Każdy w mieście stara się przejść do porządku dziennego. Niestety zbyt wiele osób musi przechodzić w ten sposób nad grobami swoich najbliższych. Nowe czasy wymagają zapomnienia. I znów niestety – nie każdy potrafi pogodzić się z rozwojem wypadków. Mascarell w obliczu tego wszystkiego radzi sobie nie najgorzej. Zamiast rozdrapywać rany, woli cieszyć się odzyskanym życiem. Oczywiście wtedy przeszłość tym zapalczywiej ściga go z całą armią demonów. Jako pierwsza pojawia się wiadomość o podejrzanej śmierci jego szefa, jeszcze z policyjnych czasów. Dość szybko wychodzi na jaw, że wypadek, w wyniku którego zginął, został upozorowany. Miquel nie pali się do tego, by odkrywać prawdę. Już na tym etapie zdaje sobie sprawę, że może go to kosztować co najmniej dużo zdrowia, a w najgorszym wypadku nawet i życie. Barcelona na przełomie lat 40. i 50. to nie najlepsze miejsce do prowadzenia prywatnego śledztwa, które na dodatek zakłada, że policja jest skłonna do największych okrucieństw wobec obywateli. Portret Hiszpanii w książce Sierry i Fabry to przerażająco nieciekawy obrazek. Strach towarzyszy każdemu słowu, wszystko może być podstawą do oskarżeń i w rezultacie wieloletniego pobytu w więzieniu. Mascarell musi radzić sobie w tym labiryncie podejrzeń, by odkryć, do czego może doprowadzić desperacja nawet najtwardszych z ludzi (udaje mu się to zrobić i to w zaledwie dwa dni!).
Książki Jordiego Sierry i Fabry dość często poleca się czytelnikom Carlos Ruiz Zafón, autora m.in. Cienia wiatru. Tymczasem jakiekolwiek porównania do Zafona będą dla twórcy Dwóch dni w maju bardzo krzywdzące. To prawda, że obaj panowie umiejscowili swoje historie mniej więcej w tym samym czasie i miejscu. Co więcej stworzyli podobny melancholijny klimat kraju wycieńczonego wojną. Mimo to ich światy są nieporównywalne. Książki Sierry i Fabry przypominają porządnie zbudowany, funkcjonalny, ale mimo wszystko dość pospolity domek mieszkalny. Za to Zafon buduje swoje fabuły na wzór gigantycznych i monumentalnych obiektów w stylu Sagrady Famili. Może to i sen wariata, ale błądzenie w jego labiryntach to przygoda z zupełnie innego gatunku niż dwudniowe spotkanie z sympatycznym staruszkiem. Różnice w stylu i kreatywności widać dopiero, gdy zestawi się tych dwóch autorów. Bez porównań do Zafona Jordi Sierra i Fabra rysuje się nam w dużo bardziej pozytywnym świetle i można go czytać z dużą większą przyjemnością.
Wszyscy, którzy choć trochę interesują się Hiszpanią, na pewno wiedzą, że ostatni czas był dla niej politycznie dość trudny. Spory na linii władze centralne a władze regionów, zwłaszcza Katalonii, zaostrzyły się na niewyobrażalną skalę. Największe państwo Półwyspu Iberyjskiego wewnętrznie jest bardzo niespójne. Aby zrozumieć podstawy tej niespójności, trzeba zanurzyć się odrobinę w historię. Tym ważniejsze w tej sytuacji okazują się książki takie jak Dwa dni w maju, które w postaci ciekawej fabuły przemycają do naszej podświadomości nie tylko istotne historycznie fakty, ale też klimat i mentalność ludzi z tamtych czasów.
Źródło: Źródło: Albatros
Poznaj recenzenta
Patrycja ŁydzińskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat