Dziecko – recenzja książki
Dziecko Fiony Barton to sequel historii Kate Waters znanej z Wdowy. Tym razem reporterka musi rozwiązać sprawę znalezionego na placu budowy ciała niemowlęcia. Brzmi drastycznie? A to dopiero początek.
Dziecko Fiony Barton to sequel historii Kate Waters znanej z Wdowy. Tym razem reporterka musi rozwiązać sprawę znalezionego na placu budowy ciała niemowlęcia. Brzmi drastycznie? A to dopiero początek.
Tak jak w poprzedniej części, The Child opowiada jedną historię z różnych perspektyw, które nawzajem się dopełniają. Mamy więc wspomnianą już wcześniej reporterkę, która próbuje utrzymać swój stołek w gazecie, łącząc śledztwo z problemami rodzinnymi; Angelę, starszą kobietę, której dziecko zaginęło niedługo po urodzeniu; Emmę i Jude – matkę i córkę, próbujące naprawić swoją zniszczoną relację. Ich losy zaczynają przeplatać się po odnalezieniu zwłok niemowlaka – i łączą się na zawsze po poznaniu okrutnej prawdy.
Przed recenzją Dziecka przypomniałam sobie moją recenzję The Widow sprzed ponad roku. I dopiero konfrontując swoją – wtedy świeżą – opinię o The Widow z teraźniejszą opinią o Dziecku, mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że trochę się poprawiło – a to, co było na dobrym poziomie, takie pozostało. Niestety, są również rzeczy, które się pogorszyły – tak jak w pierwszej części Kate była najmocniejszą stroną książki, tutaj była zwyczajnie średnia. Niestety, Fiona Barton nie potrafiła znów ciekawie przedstawić tej „reporterskiej fuchy” od kuchni, a sztuczki, jakimi posługuje się Kate są znane już czytelnikom. W dodatku w życiu Kate pojawiło się wiele ciekawych wątków, które zostały potraktowane po macoszemu. Jednym z nich było powolne przemijanie reporterskiego fachu na rzecz celebrytów i wyświetleń na stronie. Temat tak naprawdę nieporuszany w beletrystyce i na pewno warty przemyśleń został szybko ucięty jak tylko okazało się, że artykuły Kate o dziecku zdobywają popularność. Tak samo jak czasem pojawiający się, a czasem znikający temat rodzinny, który w sumie nie znalazł rozwiązania i można go spokojnie wyciąć z książki – nie zrobiłoby to żadnej różnicy. Nie zmienia to faktu, że Kate jest nadal ciekawą postacią, ważną dla całej historii. Tylko tym razem – trochę niewykorzystaną.
Tak jak temat rodziny mógłby zostać usunięty, to podobnie można byłoby wyciąć z książki Boba Sparkesa. Choć dużym plusem książki jest to, że jego rola została zminimalizowana to tak naprawdę, zupełnie nie był potrzebny. Jego sceny dotyczyły tylko rozmów z Kate o sprawie, którą się nie zajmował – tak naprawdę mógł zostać podmieniony przez każdą inną postać. Zwłaszcza, że Barton dodała do powieści nowego policjanta – tyle że tak samo płaskiego jak Bob. Choć Sparkes przynajmniej powodował u czytelnika sympatię (jako ten jedyny sprawiedliwy, co stanowiło ciekawy kontrast z Kate i Jean z The Widow), nowy stróż prawa jest po prostu nijaki i niepotrzebny. Spokojnie jego rolę można było oddać Bobowi – rolę miałby nadal odpowiednio zminimalizowaną, a jednocześnie nie byłby zbędny. Nie wykorzystano również potencjału, jaki drzemał w nowym stażyście Kate, tylko zrobiono z niego zupełnie stereotypową postać, która z powodu swojego młodego wieku musi siedzieć ciągle na telefonie i nie rozumieć prostych rzeczy. Oczywiście, ponieważ syn znanej dziennikarki na pewno by nie wiedział jak bardzo potrzebne jest robienie notatek i przeglądanie materiałów z gazet.
Jednak, tak jak pisałam, są aspekty poprawione. Na przykład postacie, z których perspektywy czytamy historię. Trudno nie stwierdzić inaczej – Jean z The Widow zbyt długo była mdła. Nowi bohaterowie tacy nie są, a konflikty między nimi fascynują i powodują, że nie wiadomo, komu do końca wierzyć. Patrząc na to, że tak naprawdę na tych postaciach opiera się cała powieść, to dobrze, że Barton o to zadbała. Rozłożenie również ciężaru na więcej postaci było dobrym pomysłem – każdy czytelnik może sobie wybrać, którą postać lubi bardziej, która go irytuje, a która fascynuje. Co też według mnie jest ważne, to żadnej z tych postaci nie da się polubić w całości, dzięki czemu pojawia się dwuznaczność. Jednak nie irytują jak Jean.
A co pozostało dobre? Akcja. Tak jak poprzednią część, książkę tę od samego początku do końca czytelnik „połyka”, a nie czyta. Historia idzie swoim tempem, a zwroty akcji satysfakcjonują – tak jak już po tylu powieściach i filmach trudno mnie zaskoczyć, tu większości rozwiązań nie odgadłam.
Dziecko mogę polecić wszystkim fanom The Widow. Widać, że autorka nadal utrzymuje swój poziom, poprawiając trochę warsztat. Mam nadzieję, że przyszłe tomy poprawią za to nierówności, które pojawiły się teraz.
Źródło: fot. Czarna Owca
Poznaj recenzenta
Anna OlechowskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat