Dziewczyny nad wyraz: sezon 3, odcinek 7 - recenzja
Serial Dziewczyny nad wyraz w końcu dostał pierwszej zadyszki i zaproponował odcinek, który stoi poziomem nieco niżej od dotychczasowych. Na pierwszy rzut oka tego nie widać, ale po pewnym czasie odcinek wydaje się być po prostu nijaki.
Serial Dziewczyny nad wyraz w końcu dostał pierwszej zadyszki i zaproponował odcinek, który stoi poziomem nieco niżej od dotychczasowych. Na pierwszy rzut oka tego nie widać, ale po pewnym czasie odcinek wydaje się być po prostu nijaki.
Na ogół serial bardzo dobrze sobie radzi, niezależnie od tego, czy skupia się na warstwie czysto rozrywkowej, czy też wypowiada się w tematach ważnych społecznie. Tym razem jednak fabuła nie wyczerpuje obu wątków, pozostawiając spore uczucie niedosytu. Pojawia się też pewne zmęczenie materiału. Oglądając ten odcinek, mam wrażenie, że jest on jedynie poczekalnią na większe wydarzenia, które powinny niedługo nadejść. Niby jest kolorowo, niby główne bohaterki dokonują znacznych postępów, zwłaszcza w życiu osobistym, ale czegoś tutaj brakuje. Uwaga widzów ma skupić się na związkach tytułowych dziewczyn, a wielkie osiągnięcia, na które tak ciężko pracują, zostają zepchnięte na drugi plan. Przez to odcinek wydaje się być po prostu bez charakteru, jest nieprzyjemnie spłycony.
Najwięcej w tym odcinku jakąkolwiek głębię charakteru ma Kat, która w dalszym ciągu aktywnie kandyduje w wyborach do rady dzielnicy. Ona i jej dziewczyna, a zarazem menadżerka sztabu wyborczego, Tia, padają ofiarami aktu rasizmu. Takiego bardzo codziennego, wynikającego z niezrozumienia, stereotypowego myślenia i po prostu ludzkiej głupoty. Tym samym serial próbuje zwrócić uwagę widzów, jak niewiele trzeba, by coś tak niewinnego jak wspólne zdjęcie mogło zakończyć się interwencją policji. Na przykładzie Kat i Tii widać również jak w dalszym ciągu bardzo ważny jest kolor skóry i w jaki sposób ludzie są postrzegani przez jego pryzmat. Dodatkowo doskonale można zauważyć w jakiej bańce żyła przez lata Kat, skoro mimo dość dojrzałego wieku, jest to jej pierwsze, tak poważne spotkanie z rasizmem. Serial poświęca też bardzo dużo czasu na jej reakcję, która przechodzi z chęci natychmiastowego nagłośnienia sprawy, do jej wyciszenia i sięgnięcia po inne metody. Wyraźnie zaznacza się, jak istotne są social media w tym świecie i co ciekawe, jak bardzo ludzie na nich polegają. W wyobraźni Kat, social media są czymś tak bardzo prawdziwym, jak jej osobiste doświadczenia. Są przedłużeniem jej osobowości. Takie postrzeganie swojej pracy i obecności w internecie wnosi nieco nerwowości, a także konflikt do jej relacji z Tia. Oczywiście wszystko kończy się lepiej niż dobrze, choć nie na długo, bo do miasta przybywa Adena. Czy oznacza to, że serial celuje w nowy trójkąt miłosny? Na pewno wzbudzi to nie lada poruszenie wśród fanów.
Jeśli zwrócimy uwagę na Jane, to ten odcinek opiera się w dużej mierze o jej sprawy mieszkaniowe. O ile wątek śledztwa w sprawie Pameli Dolan porusza się w tempie ślimaczym, o tyle sprawy w życiu osobistym nabierają tempa. Tym razem Jane poświęca swoją energię na poszukiwanie nowej współlokatorki. I zamiast poprosić od razu Ryana, by z nią zamieszkał, to wybór pada na Alexa, któremu akurat w tym właśnie momencie zalało całe mieszkanie. Jane w tym odcinku się marnuje, jakby zabrakło jakiegokolwiek pomysłu na jej postać. Niby można się doszukać drugiego dna odnośnie do gigantycznego kroku w dorosłość, jakim jest wspólne zamieszkanie z partnerem. Można to interpretować, że jej związek jest na innym etapie niż Richarda z Sutton i stąd jej obawy, a także Ryan jest na innym etapie kariery, więc ogólnie decyzja jest trudna i nie można jej tak tak prosto szufladkować. Rzecz w tym, że ten wątek sobie leci, sceny przeskakują po sobie… i nic w gruncie rzeczy się nie dzieje. Jest po prostu nijako. Rozmowa z Ryanem ma swoje małe plusy, ale w dalszym ciągu nie jest wybitnie interesująca. A wykorzystanie postaci Alexa, jako potencjalnego współlokatora, zwłaszcza po kilku odcinkach przerwy, wydaje się być nie na miejscu. W tym sezonie Alex jest niczym instrument, którego używa się wyłącznie od święta, bo akurat jest taka potrzeba. A szkoda, bo do tej pory była to jedna z ciekawszych postaci drugoplanowych.
Podobne niewykorzystanie potencjału postaci przypada w udziale Sutton, która w tym odcinku stoi w cieniu Richarda. Nawet nie chodzi o to, że to jego jest specjalnie dużo na ekranie. Po prostu większość działań Sutton jest stworzonych w oparciu o Richarda i jego potrzeby. Richard obchodzi swoje pierwsze od śmierci ojca urodziny i ewidentnie wiąże się z tym wewnętrzna trauma. Też brakuje mi tutaj ciągłości z tym tematem. Wyciąganie żałoby, bo akurat w tym konkretnym miejscu jest wygodne, a całkowite jej przemilczenie przy innych odcinkach, odbiera nieco przyjemności z oglądania całego serialu. Sytuację może i ratuje trochę Jacqueline, która znów matkuje Sutton i uświadamia jej, z jakimi problemami może zmagać się jej partner. Choć i to nie jest tak do końca optymalne rozwiązanie. Rozmowa Sutton z Jaqueline działa na korzyść pani redaktor, ukazując jednocześnie niedojrzałość Sutton oraz to, jak mało Sutton jeszcze wie na temat Richarda. Oczywiście i w tym wątku jest małe, szczęśliwe zakończenie, ale pewne rozczarowanie pozostaje.
Mam wrażenie, że w tym konkretnym odcinku rozjeżdża się chęć scenarzystów, by powiedzieć coś ważnego z tego końcowym wykonaniem. Wątek rasizmu jest mocny i miałby o wiele większy impakt, gdyby poświęcić mu po prostu więcej uwagi, gdyby dać czas,by jakoś bardziej dotarł do rozbawionej świadomości widzów. Motyw żałoby też jest potraktowany po macoszemu. Widać, że twórcy chcą dużo powiedzieć, ale tym razem się nie udało osiągnąć założonego celu. Serial jest idealny w swojej lekkości i byciu zabawnym. Ma jednak swoje momenty, które zwracają uwagę na coś więcej niż piękne stroje i spełnianie marzeń. I tutaj, niestety daje się odczuć, że wyszło po prostu gorzej niż zwykle. Na szczęście finał sezonu zbliża się wielkimi krokami i już teraz widać potencjał na całkiem niezłe wydarzenia.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Paulina WiśniewskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat