Elbow - recenzja filmu [TOFIFEST 2024]
Elbow zaczyna się sceną, w której natychmiastowo złapałam sympatię do głównej bohaterki, Hazal. Jednak później fabuła skręca w tak abstrakcyjnym kierunku, że przestałam wierzyć w wydarzenia dziejące się na ekranie, a także samą pro... a może antagonistkę?
Elbow zaczyna się sceną, w której natychmiastowo złapałam sympatię do głównej bohaterki, Hazal. Jednak później fabuła skręca w tak abstrakcyjnym kierunku, że przestałam wierzyć w wydarzenia dziejące się na ekranie, a także samą pro... a może antagonistkę?
Poznajcie Hazal (Melia Kara) – dziewczynę, która niedługo kończy osiemnaście lat, usiłuje znaleźć pracę, żeby oderwać się od piekarni swojej matki. W międzyczasie znajduje czas na zabawę z koleżankami oraz utrzymanie kontaktu z chłopakiem poznanym w Internecie. Już w pierwszych minutach Elbow zdążyłam poczuć sympatię do głównej bohaterki – rozumiałam jej złość, gdy wychodziła z nieudanej rozmowy kwalifikacyjnej. Współczułam jej, kiedy została niesłusznie oskarżona o kradzież, co tylko wskazuje, jak Niemcy traktują migrantów. Nie podobała mi się postawa chłopaka, który zaczepia ją i jej koleżanki na dworcu. Jednak od momentu, kiedy samoobrona kończy się zbrodnią, przestałam dowierzać w to, co dzieje się na ekranie.
Rozumiem pomysł Aslı Özarslan, debiutantki fabularnej, która chciała zilustrować historię przejścia z ofiary panującego systemu do bezlitosnego kata. Elbow jest opowieścią z mocnym potencjałem – skutecznie pokazuje rasizm oraz kulturę turecką, szczególnie, gdy bohaterka ucieka z Niemiec do Stambułu. Podobał mi się również wątek jej przynależności tureckiej oraz fakt, że Hazal nie umie odnaleźć się w ojczyźnie, w której tak naprawdę przebywa po raz pierwszy w życiu. Nie kojarzy bieżących wydarzeń w Turcji, za co współlokator jej chłopaka ją gani. Nie zamierza jednak odrabiać lekcji z patriotyzmu, lecz znaleźć nowe miejsce – szczególnie, że do dzielnicy Wedding w Berlinie wrócić nie może.
Sam akt zbrodni nie jest dla mnie wiarygodny w praktycznie żadnym stopniu. Już od momentu, gdy bohaterki kopią leżącego, zastanawiało mnie, co sobie wtedy myślały. Wszystko działo się w miejscu publicznym – wiadome było, że gdzieś muszą znajdować się kamery. Uciekły dopiero w momencie, gdy było już stanowczo za późno. Zastanawiająca i niepokojąca jest również reakcja niemieckich internautów na nagranie z monitoringu. Podejrzewam, że miała być kolejnym, silnym dowodem na panujący rasizm. Jednak ewidentnie widać, kto zaatakował jako pierwszy, a Hazal jedynie się broniła.
Zresztą postawa głównej bohaterki również budziła we mnie wątpliwości, a z każdą minutą traciłam do niej początkową sympatię. Z jednej strony nie chciała krzywdzić ludzi, a z drugiej nie czuje wyrzutów sumienia (co w pewnym momencie mówi wprost). Ciężko mi ocenić, jakie mam uczucia wobec Hazal. Jest postacią trudną, buntowniczą, ale z pewnością niepozytywną. Mimo wszystko, podczas jej pobytu w Stambule były momenty, w których szczerze jej współczułam – szczególnie w scenie z policją, po której nastolatka dosłownie nie miała gdzie się podziać. To pokazało również okrucieństwo tureckich służb oraz niebezpieczeństwa, jakie czyhają za rogiem.
Muszę również docenić Melię Karę, której mimo wielu wad swojej bohaterki, udało się pociągnąć tę rolę. Gdyby nie jej energia, prawdopodobnie obserwowanie losów Hazal byłoby jeszcze trudniejsze dla mnie. Doskonale ukazała desperacki bunt, a także pociągnęła intrygujący aspekt tej postaci, będącej zarówno sprawcą, jak i ofiarą. Mimo że wspomniane nielogiczności związane z głównym wątkiem nadal sprawiły, że nie umiałam w pełni cieszyć się tym seansem.
Poznaj recenzenta
Kaja GrabowieckaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1982, kończy 42 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1990, kończy 34 lat
ur. 1979, kończy 45 lat