Evil na pierwszym rzut oka idzie zgodnie ze schematem wytyczonym choćby przez Z Archiwum X. Jest specjalna jednostka pracująca dla Kościoła, która sprawdza doniesienia o potencjalnych opętaniach, cudach i innych zjawiskach nadnaturalnych. Z jednej strony mamy wierzącego mężczyznę, który chciał być księdzem, a z drugiej niewierzącą kobietę, psycholog sądową, która jest sceptyczna. Duet zatem na papierze podobny do Muldera i Scully, ale w praktyce wszystko wygląda zupełnie inaczej.
Przede wszystkim jest to tzw. procedural, czyli każdy odcinek skupia się na zamkniętej sprawie, którą zajmują się bohaterowie. Nie ma tutaj zasygnalizowanej większej historii i wbrew pozorom, nie zawsze jest to potrzebne. Dobry procedural to nic złego, jeśli ma być wciągającą rozrywką. W przypadku pilota mamy kwestię potencjalnego opętania seryjnego mordercy przez demona, który dokonywał tych zbrodni. Brzmi ciekawie? I takie też jest, ale twórcy prowadzą swoją opowieść w sposób zaskakująco niejednoznaczny. Wprowadzono dostrzegalny dysonans, który widzimy także w dwójce bohaterów. Przekłada się to na całkowitą niepewność, czy oglądamy prawdziwe opętanie, czy chorobę psychiczną. Udaje się to ciągłe zbijanie z tropu, które pozostawia widza z zadawaniem pytań i zastanawianiem się nad poszczególnymi aspektami opowieści i jej detalami. Aż do ostatecznego wyjawienia prawdy, obie wersje wydają się wiarygodne i własnie to okazuje się siłą Evil. Nic nie jest tutaj oczywiste i za to brawa.
Koncept pozornie wydaje się prosty i zasadniczo taki jest, ale budowanie historii w oparciu o wspomnianą niejednoznaczność to tylko jedna z zalet Evil. Realizacyjnie dostajemy też rzecz przesyconą napięciem, które determinuje siłę wielu scen nacechowanych grozą. Przez to też wywoływane jest u widza uczucie ciągłego niepokoju, które trochę uwiera podczas seansu i daje do myślenia. Szczególnie, jeśli serial ogląda się wieczorem, efekt może być porównywalny do dobrego horroru, który nie straszy banalnymi metodami, ale oddziałuje na emocje i pozostaje długo w głowie.
Obsada też się sprawdza. Zwłaszcza Katja Herbers w głównej roli sceptycznej pani naukowiec, która staje się emocjonalnym fundamentem Evil i przez jej perspektywę obserwujemy niejednoznaczność. Trudno na razie przekonać się do Mike'a Coltera w roli Davida, jej wierzącego kolegi, bo wciąż zbyt mocno przypomina Luke'a Cage'a z serialu Netflixa. Trudno cokolwiek powiedzieć o reszcie postaci poza tym, że są obecni na ekranie. W tym aspekcie serial jeszcze nie trzyma poziomu fabuły i realizacji. Jest tu pole do poprawy.
Evil to zaskoczenie, bo jego niejednoznaczność i dobra, pełna napięcia i atmosfery grozy realizacja budują coś wartościowego i nietypowego. I to pomimo prostej i pozornie sztampowej konwencji inspirowanej Z Archiwum X. Kolejne odcinki dadzą nam pojęcie, czy taki poziom zostanie utrzymany do końca.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaZastępca redaktora naczelnego naEKRANIE,pl. Dziennikarz z zamiłowania i wykładowca na Warszawskiej szkole Filmowej. Fan Gwiezdnych Wojen od ponad 30 lat, wychowywał się na chińskim kung fu, kreskówkach i filmach z dużymi potworami. Nie stroni od żadnego gatunku w kinie i telewizji. Choć boi się oglądać horrory. Uwielbia efekciarskie superprodukcje, komedie z mądrym, uniwersalnym humorem i inteligentne kino. Specjalizuje się w kinie akcji, które uwielbia analizować na wszelkie sposoby. Najważniejsze w filmach i serialach są emocje. Prywatnie lubi fotografować i kolekcjonować gadżety ze Star Wars.
Można mnie znaleźć na:
Instagram - https://www.instagram.com/adam_naekranie/
Facebook - https://www.facebook.com/adam.siennica
Linkedin - https://www.linkedin.com/in/adam-siennica-1aa905292/