Fargo: sezon 2, odcinek 10 (finał) – recenzja
Finał drugiego sezonu Fargo nie nawiązał do fenomenalnego poziomu kilku ostatnich odcinków. Zupełnie nie wpłynęło to jednak na ogólną ocenę tej serii, która zachwyciła i na długo pozostanie w pamięci widzów.
Finał drugiego sezonu Fargo nie nawiązał do fenomenalnego poziomu kilku ostatnich odcinków. Zupełnie nie wpłynęło to jednak na ogólną ocenę tej serii, która zachwyciła i na długo pozostanie w pamięci widzów.
Finałowy odcinek drugiego sezonu Fargo niestety trochę rozczarował. Słodko-gorzkie, przegadane zakończenie, pozbawione „fajerwerków” czy dramatycznych wydarzeń raczej nie było tym, czego oczekiwaliśmy. Ten specyficzny serial potrafi szokować, wplatać nadprzyrodzone zjawiska w niespodziewanych momentach, bawić absurdalnym humorem oraz budować niezwykłe napięcie, a w finale tego właśnie zabrakło. Największy problem Palindrome tkwi w tym, że na tle wcześniejszych odcinków ten był po prostu… normalny i wyjątkowo życiowy. W gruncie rzeczy był bardzo dobry, tylko w porównaniu do całego, genialnego sezonu wypadł słabiej, pozostawiając lekki niedosyt.
W dziesiątym odcinku najlepiej wybronił się wątek Peggy i Eda. Uciekając przed Hanzeem, ukryli się w chłodni z mięsem i przez to w pewien sposób ich historia zatoczyła koło. Ostatnia rozmowa Blumquistów, w której padły szczere słowa na temat ich małżeństwa, była pełna smutku. Halucynacje zszokowanej Peggy sprawiły, że śmierć Eda stała się jeszcze bardziej poruszająca, a charakterystyczny motyw muzyczny spotęgował ponurą atmosferę. Dramat to kolejne oblicze Fargo w tym sezonie i bardziej wrażliwych widzów ta sytuacja mogła nawet wzruszyć.
Jednak chyba większe wrażenie zrobiła rozmowa w radiowozie Peggy z Lou. Zazwyczaj w Fargo głębszy sens dialogów musimy odczytywać między wierszami. Tutaj uderza bezpośredniość, z jaką twórcy przedstawili trudy życia zarówno kobiet, jak i mężczyzn w tamtych niespokojnych czasach. Kirsten Dunst perfekcyjnie ukazała złożoność swojej postaci, jej spojrzenie na świat i szerszą analizę motywów działania. Peggy przeżywała mnóstwo emocji – od złości po bezradność. Popełniła wiele błędów, a mimo to czujemy do niej żal. To zasługa aktorki, którą możemy bez wahania wskazywać jako faworytkę do Złotego Globu.
Nie bez szans na statuetkę jest również Patrick Wilson, który opowiedział jedną z najbardziej zapadających w pamięć historii w drugim sezonie Fargo. Wstrząsająca relacja z Wietnamu, którą Lou opowiedział Peggy, wyjątkowo działała na wyobraźnię. Wilson pod tym względem dorównał fantastycznemu Keithowi Carradine’owi z pierwszego sezonu. Ręce same składają się do oklasków.
Natomiast mógł rozczarować wątek Hanzee'ego, który szybko wycofał się z pościgu za Edem i Peggy. Jak na finał przystało, spodziewaliśmy się raczej walki do ostatniej kropli krwi albo choćby połamanych kończyn (tak w stylu braci Coen), ale twórcy poszli w innym kierunku. Postanowili, że Indianin otrzyma nową tożsamość i jako pan Tripoli rozpocznie swoją działalność przestępczą, która pośrednio zapoczątkowała wydarzenia w pierwszym sezonie. Nawet zobaczyliśmy młodego pana Wrencha, który najprawdopodobniej właśnie po tej bójce został zwerbowany do pracy dla Hanzee'ego. W taki sposób twórcy spięli klamrą dwa sezony, uzupełniając nieco wydarzenia tego typu ciekawostką, która nie okazała się aż tak satysfakcjonująca, jak można było oczekiwać.
Podobnie rzecz się ma z Mikiem Milliganem, który wyszedł zwycięsko z tej mafijnej wojny. Jednak ironią stało się to, że awansem okazało się korporacyjne biurko. Niewątpliwie taki los to symbol zmiany czasów, który przewijał się na przestrzeni całego sezonu. Gorzki finał jednej z najbardziej charyzmatycznych postaci drugiej serii chyba nie do końca był celnym wyborem. Z drugiej strony w tej banalności sytuacji i zderzeniu z rzeczywistością było coś porażającego i dającego do myślenia.
Ostatni odcinek serii należy też pochwalić za domknięcie niemal wszystkich wątków. Nawet zagadka pokoju Hanka, wypełnionego symbolami, znalazła swoje mało ciekawe wyjaśnienie. Ponadto drugi sezon zgrabnie odniósł się do potwierdzonego trzeciego, w którym najprawdopodobniej ponownie zobaczymy w akcji Molly Solverson. Twórcy pomysłowo wykorzystali do tego sen Betsy, który miał formę wizji przyszłości, a przy okazji widzowie mogli sobie przypomnieć kilka znajomych twarzy z pierwszego sezonu. Ten moment można serialowi zaliczyć na plus.
Finał drugiej serii Fargo okazał się lekko rozczarowujący, ale z czasem powinien zostać bardziej doceniony przez widzów. Nie zmienia to faktu, że cały sezon okazał się wielkim sukcesem. Każdy odcinek wciągał od pierwszej do ostatniej minuty. Barwne postacie, interesująca historia, czarny humor, napięcie, zaskakujące zwroty akcji wyniosły tę serię na niebotyczny poziom. Możemy się również zachwycać znakomicie dobraną muzyką, obsadą aktorską, świetną stylizacją na końcówkę lat 70., genialnymi dialogami i coenowskim klimatem. W odróżnieniu od pierwszego sezonu druga seria wydaje się pełniejsza i dopracowana w każdym szczególe. Dziesięć odcinków Fargo dostarczyło mnóstwo rozrywki, do której można wielokrotnie wracać - i to nie tylko ze względu na to, że na kolejną odsłonę musimy poczekać do 2017 roku…
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1982, kończy 42 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1990, kończy 34 lat
ur. 1979, kończy 45 lat