Fear the Walking Dead: sezon 4, odcinek 15 – recenzja
Data premiery w Polsce: 9 maja 2016Czwarty sezon Fear the Walking Dead miał swoje lepsze i gorsze momenty, ale najnowszy odcinek zasługuje na pochwały, ponieważ został poprowadzony wzorowo, a emocji nie brakowało ze względu na śmierć jednego z bohaterów.
Czwarty sezon Fear the Walking Dead miał swoje lepsze i gorsze momenty, ale najnowszy odcinek zasługuje na pochwały, ponieważ został poprowadzony wzorowo, a emocji nie brakowało ze względu na śmierć jednego z bohaterów.
Rzadko mamy okazję chwalić Fear the Walking Dead, które często nawet z dobrze zapowiadającym się scenariuszem nie potrafiło uzyskać wysokiej jakości odcinka, a także po prostu wzbudzić emocje. Co prawda były one zapewnione w najnowszym epizodzie z racji tego, że Jim został ugryziony, co oznaczało jego pewną śmierć, ale serial niestety pod względem zabijania postaci najczęściej się nie popisywał. Zazwyczaj kończyło się na rozczarowaniu, nieprzyjemny zaskoczeniu i słusznej krytyce. Jedynym wyjątkiem był zgon Nicka, który szokował, ale też potrafił doprowadzić do łez. Więc można było mieć obawy, że śmierć Jima nie zrobi żadnego wrażenia, szczególnie, że znamy tego bohatera zaledwie od kilku odcinków. A jednak, dzięki dobremu zarysowaniu fabuły udało się sprawić, że jego poświęcenie nabrało znaczenia i powagi oraz nie wzięło się z powietrza. Zanim skoczył z dachu widzieliśmy go wcześniej na gzymsie, a także obserwowaliśmy Morgana zrzucającego zainfekowanego z dachu, aby włączyć alarm w aucie. Nie wspominając, że zostało to też zaspojlerowane podczas napisów otwierających odcinek. Ale najważniejsze, że całe wydarzenie miało sens, a widz nie czuł się, jakby go prowadzono jak po sznurku do tego heroicznego i tragicznego rozwiązania. Co prawda przekazanie przepisu na piwo było do przewidzenia, ale uzyskano tu podniosłą atmosferę pożegnania. Może śmierć Jima nie wzruszała, ale na pewno poruszała, ponieważ została nakręcona z uczuciem.
Natomiast trzeba powiedzieć, że głównym bohaterem odcinka był Morgan. Choć uwaga widzów skupiała się na humorzastym Jimie, który nie potrafił się pogodzić z niechybnie zbliżającym się końcem to większość akcji dotyczyła „Mo-Mo”, jak go zabawnie nazywa Sarah. Muzyka świetnie podkreślała to, jak ważną osobą stał się dla całej grupy, która zjednoczyła siły, aby go uratować. Może niektórzy, jak choćby Alicia, zbyt szybko dali się przekonać do jego filozofii życiowej, ale w tym wypadku nawet to nie przeszkadzało. Widowiskowo wyglądały sceny, gdzie Morgan przedostawał się na wóz strażacki, a także serce mogło szybciej zabić, gdy szamotał się na balkonie z zarażonym. Udało się tu też utrzymać iluzję, że wydarzenia rozgrywają się na wysokości, dodając dreszczyku emocji. W połączeniu z poświęceniem się Jima, cała akcja ratownicza trzymała w napięciu. Dzięki temu jej szczęśliwy finał po prostu cieszył, szczególnie, gdy grupa wymyślała nazwę dla piwa, aby uhonorować towarzysza podróży.
Zgodnie z przewidywaniami Alicia i Charlie odnalazły Johna i Victora, którzy utknęli na wyspie. Twórcy szybko postanowili się uporać z problematycznym obszarem powodziowym, więc po prostu wsadzili dziewczyny w militarny wóz, aby przeprawiły się na drugą stronę brzegu. Prostota pomysłu, aż zaskoczyła, głównie ze względu na płytkość wody, ale była jak najbardziej skuteczna przeciwko żarłocznemu aligatorowi. Natomiast starcie z Marthą rozczarowało, bo skończyło się tylko na wymianie ognia oraz jej złowieszczemu dogadywaniu. Ta postać zaczyna irytować, bo bardzo łatwo przejmuje kontrolę nad wydarzeniami, nie mając przecież przewagi liczebnej, a grupa wciąż daje się naiwnie wodzić za nos, sprowadzając na siebie niebezpieczeństwo. Do tego teraz wykorzysta przemienionego Jima do swoich szalonych celów, co przyniesie jej jeszcze mniej sympatii. Z kolei miłe nawiązanie pojawiło się do The Walking Dead, gdy Charlie założyła na głowę kapelusz Johna, co od razu mogło się skojarzyć z Carlem. Może nie byłoby takim złym pomysłem, gdyby ta dziewczynka pełniła podobną rolę w spin-offie, skoro cała ekipa ją zaakceptowała.
Najnowszy odcinek na pewno był emocjonalny ze względu na śmierć Jima. Nie brakowało też momentów grozy w szpitalu. Twórcy postarali się, aby epizod wzbudzał różne uczucia, od radości ze zjednoczenia postaci, jak Johna z June, aż po smutek. Tylko irytująca Martha zaburzała ten ciekawy przebieg wydarzeń w walce o przetrwanie. Za tydzień nasi bohaterowie skupią się na poszukiwaniach Al, ale po tak dobrym bieżącym odcinku, nie musimy się martwić, że zabraknie emocji w finale sezonu!
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat