„Fight Club” i „Fight Club 2 #1” – recenzja
Data premiery w Polsce: 6 lipca 2015Blisko dwadzieścia lat po pierwszym wydaniu słynnej powieści Chucka Palahniuka bohaterowie "Fight Clubu" powracają: tym razem dziesięć lat starsi i w formie komiksowej. Zdania o tym, czy to słuszny ruch, są oczywiście podzielone, ale chyba nie znajdzie się fan Tylera Durdena, który nie będzie chciał się przekonać, jakie będą jego dalsze losy.
Blisko dwadzieścia lat po pierwszym wydaniu słynnej powieści Chucka Palahniuka bohaterowie "Fight Clubu" powracają: tym razem dziesięć lat starsi i w formie komiksowej. Zdania o tym, czy to słuszny ruch, są oczywiście podzielone, ale chyba nie znajdzie się fan Tylera Durdena, który nie będzie chciał się przekonać, jakie będą jego dalsze losy.
Do tej pory w serii ukazały się dwa albumy; a żeby być precyzyjnym, album zerowy (udostępniany przez wydawcę bezpłatnie wzorem oryginalnego wydanego na Free Comic Book Day 2015), przypominający w dość przewrotny i skrótowy sposób wydarzenia z powieści Palahniuka, oraz pierwszą odsłonę „Fight Clubu 2”, stanowiącą wprowadzenie do tej komiksowej miniserii. W omówieniu skoncentruję się przede wszystkim na tym drugim komiksie.
Wydarzenia pokazane w pierwszym zeszycie dzieją się dziesięć lat po historii znanej z powieści. Sebastian ożenił się z Marlą, mają syna, z zewnątrz wyglądają na zwykłą amerykańską rodzinę. Jednakże dość szybko pojawiają się pęknięcia, z których spogląda na czytelnika Tyler: nadal „żywy”, nadal knujący, nadal opętany wizją.
Mimo niewielkiej objętości albumu, cechuje się on dość dynamicznym scenariuszem i kilkoma zwrotami akcji. Narracja jest dość rwana, co z jednej strony nieco utrudnia odbiór fabuły, ale z drugiej dobrze oddaje naturę relacji Sebastian-Tyler. Zabieg ten pozwala także na opowiedzenie znacznie większego fragmentu historii i wprowadzenia większej liczby wątków.
Istotne jest, że w komiksie daje się wyczuć duch powieści (i filmu) - i to nie tylko dlatego, że niektóre zagrywki są powtarzane, a znane motywy powracają. Najważniejsze jest, że oddany został nastrój, atmosfera niesamowitości i niedopasowania poszczególnych elementów fabularnych. Na razie za wcześnie jest, by wyrokować, czy Palahniuk miał udany pomysł na powrót do „Fight Clubu”, ale kilka intrygujących scen się pojawia. Całość uzupełniają niezłe rysunki Camerona Stewarta, z jednej strony schematyczne i wyraziste, z drugiej potrafiące oddać chaos panujący w umyśle głównego bohatera.
Odmienną kwestią, której słuszność zostanie zweryfikowana w przyszłości, jest podjęcie decyzji o wydaniu serii “Fight Club 2” w formacie oryginalnym, czyli cieniutkich, nawet nie trzydziestostronicowych zeszytach. Coś, co całkiem nieźle działa na Zachodzie, do tej pory nie przyjęło się na naszym rynku i obawiam się, że nadal cena oscylująca wokół kilkunastu złotych za kilkanaście minut lektury może się okazać barierą nie do przeskoczenia nawet dla najbardziej zagorzałych fanów. Z ciekawością należy obserwować ten projekt i trzymać kciuki, by warunki ekonomiczne pozwoliły na wydanie całej, dziesięciozeszytowej serii.
Poznaj recenzenta
Tymoteusz WronkaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1989, kończy 35 lat
ur. 1988, kończy 36 lat