Filthy Rich: sezon 1, odcinek 1-3 - recenzja
Filthy Rich to nowy serial dramatyczny zrealizowany przez Tate'a Taylora, którego znamy najbardziej z docenianego filmu Służące. Czy warto obejrzeć?
Filthy Rich to nowy serial dramatyczny zrealizowany przez Tate'a Taylora, którego znamy najbardziej z docenianego filmu Służące. Czy warto obejrzeć?
Obłudna gra to serial osadzony na południu Stanów Zjednoczonych, skupiający się na historii szalenie bogatej rodziny, która prowadzi program o tematyce chrześcijańskiej. Sami oczywiście są bogobojni, ale szybko się okazuje, że to tylko pozory. Gdy głowa rodziny znika z powodu katastrofy lotniczej, na jaw wychodzi ich hipokryzja - zwłaszcza ojca, który miał trójkę nieślubnych dzieci. Tak prezentuje się pokrótce historia serialu, który na warsztat bierze temat znany z popkultury i mocno kojarzony ze Stanami Zjednoczonymi, aczkolwiek sam w sobie staje się szybko bardziej uniwersalny. Obnażanie hipokryzji rzekomo fanatycznych chrześcijan staje się pretekstem do pokazania ludzkiego zepsucia, chciwości, walki o władze i pieniądze. Nie ma w tym nic z nastawienia drugiego policzka, Jest raczej zniszczenie przeciwnika bez względu na koszty. Nie przeczę, że w paru momentach udaje się przemycić trafne przemyślenia i rozsądne puenty, które piętnują zwyczajne ludzkie zakłamanie.
Po trzech odcinkach okazuje się, że Filthy Rich to nic nowego. Nie tylko temat chrześcijańskich korporacji był zbyt często wałkowany, by pokazać coś świeżego. Cała historia wydaje się powtórką z rozrywki. Natychmiastowo wkraczają skojarzenia z serialem Imperium. Zamieniamy imperium hip-hopowe na chrześcijańską telewizję, a reszta to ten sam schemat: przebojowa matka z pazurem przejmuje stery, ojciec był zdradliwy i zepsuty, dzieci stają się kluczem do walki o władze, wpływy i pieniądze. Dosłownie można odczuć deja vu, że to wszystko już widzieliśmy, a ta manipulacja schematami niewiele zmienia, bo nie oferuje zbyt dużo nowości. Sama kwestia chrześcijaństwa, fanatyzmu i nienawiści do "grzeszników" jest zbyt powierzchownie potraktowana, by zmyć to wrażenie.
Nawet wprowadzenie dodatkowych dzieci to jedynie dość sztuczny próba zbudowania problemu i dysonansu w stosunku do rodziny chrześcijańskiej. Mamy tutaj panią z firmą z kamerkami dla dorosłych, wielbiciela marihuany i zarazem oszusta oraz fightera MMA. Mieszanka dość dziwna, ale szybko okazuje się, że postacie są prowadzone ekstremalnie stereotypowo, a reagowanie na ich "grzechy" jest oparte na totalnych skrajnościach. Brakuje w tym umiaru, subtelności czy przemyślenia. Ginger pomimo tego, że jest szefową pornograficznej strony, staje się najciekawszą postacią z tych wszystkich, bo jest pełna sprzeczności i wówczas czuć ten potencjał. Zwłaszcza gdy staje w szranki z główną bohaterką graną przez Kim Cattrall i potrafi jej z pamięci cytować Biblię, co w kontekście jej profesji stanowi coś nieoczekiwanego. Są to niestety tylko pojedyncze momenty, które nie wykorzystują tej szansy.
Nawet rozwój fabuły staje się typowy dla seriali utrzymanych w tym stylu. Kolejne mroczne sekrety wychodzą na jaw, wzajemna nienawiść pogłębia się, a każdy ma swoje nikczemne cele mające na celu zgromadzenie pieniędzy. To staje się takim współczesnym przykładem, jak budować mainstreamową operę mydlaną. Tym było Imperium, tym jest i Filthy Rich. Chociaż nie ogląda się tego źle i szybko można odnieść wrażenie, że to rozrywka dość przyzwoita, po przemyśleniach jednak nic z nami nie zostaje. Ani kreacja Cattrall nie wyróżnia się, bo jej postać to chodzący stereotyp, ani historia nie stara się wychodzić z ograniczonych ram schematów, ani nikt nie próbuje tu zaskoczyć czymkolwiek. Koniec końców Filthy Rich to taki typowy przeciętniak dla wielbicieli tego typu historii bez potencjału na coś więcej.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat