Fire Emblem: Engage - recenzja gry
Data premiery w Polsce: 20 stycznia 2023Fire Emblem: Engage to powrót do głównej formuły serii po krótkiej przerwie na spin-off nastawiony na akcję.
Fire Emblem: Engage to powrót do głównej formuły serii po krótkiej przerwie na spin-off nastawiony na akcję.
Three Houses z 2019 roku to jedna z moich ulubionych gier na konsoli Nintendo Switch. Twórcom udało się połączyć angażującą historię (a właściwie kilka historii), wielu ciekawych i zróżnicowanych bohaterów oraz rozgrywkę, na którą składały się taktyczne pojedynki i zarządzanie wojskową akademią. Z wielką przyjemnością sięgnąłem po Fire Emblem: Engage, a więc kolejną odsłonę serii. I choć w moim odczuciu wypada nieco słabiej od poprzedniczki, to miłośnicy cyklu oraz gatunku raczej nie powinni być rozczarowani.
Głównym bohaterem lub bohaterką opowieści (płeć wybieramy na samym początku przygody) jest Alear – Boski Smok, który budzi się z 1000-letniej drzemki. Przebudzenie to nie jest przypadkiem, bo po latach powraca również Sombron, Upadły Smok, którego dawno temu udało się pokonać dzięki 12 herosom. Teraz trzeba będzie powtórzyć ten wyczyn, a by tego dokonać, konieczne będzie odnalezienie 12 pierścieni. W biżuterii tej zaklęto bowiem duchy dwunastu potężnych wojowników, będących postaciami z poprzednich odsłon serii.
Three Houses było naprawdę obszerną grą, a ukończenie tylko jednego wątku fabularnego zajmowało około 50 godzin, co pozwoliło scenarzystom na odpowiednie dawkowanie emocji. Tutaj wygląda to zupełnie inaczej. Alear nie ma nawet czasu, by poprzeciągać się i przetrzeć oczy po trwającym całe milenium śnie. Od razu trafia w wir walki wraz z napotkanymi w pierwszych minutach przygody towarzyszami. Tak wysokie tempo zachowane jest także w kolejnych godzinach – fabularne scenki przeplatane są pojedynkami, w których zbieramy cenne doświadczenie oraz kolejnych towarzyszy, zasilających szeregi naszej niewielkiej armii. Niestety sama historia jest po prostu przeciętna i bardzo przewidywalna. Nasza kompania prze do przodu, odzyskuje kolejne pierścienie, ale poza tym dzieje się naprawdę niewiele.
Rozczarowują także sami bohaterowie, choć taka sytuacja może wynikać z faktu, że poprzednia odsłona zawiesiła poprzeczkę bardzo wysoko i zaoferowała mnóstwo interesujących, zróżnicowanych postaci. Tutaj dostajemy w większości oklepanych, niewyróżniających się niczym herosów, których losami naprawdę trudno jest się przejmować.
Na szczęście rozgrywka wypada zdecydowanie lepiej. Sprawia, że Engage może dostarczyć sporo frajdy. Na pierwszy rzut oka gameplay wygląda bardzo znajomo. Mamy różne klasy postaci i typy uzbrojenia oraz znany od lat turowy system walki. Deweloperzy zdecydowali się jednak na kilka ciekawych nowości i usprawnień, które mogą przypaść do gustu fanom marki i obniżyć próg wejścia dla odbiorców, którzy nie mieli z nią wcześniej do czynienia.
Główną nowością jest tytułowa mechanika "Engage", pozwalająca bohaterom połączyć się z duchami zaklętymi w pierścieniach. Tym samym zmienia się ich wygląd, a do tego uzyskują dostęp do wyjątkowych umiejętności. Same pierścienie nie są na sztywno przypisane do konkretnych herosów, co daje spore pole do eksperymentowania. Szczególnie w późniejszych etapach rozgrywki, gdzie odblokowujemy dodatkowe opcje, takie jak np. możliwość "dziedziczenia" zdolności czy wytwarzania pomniejszych pierścieni zapewniających dodatkowe bonusy.
Twórcy nie zapomnieli o kilku dostępnych poziomach trudności, dzięki czemu zabawa jest przystępna dla każdego. Oczywiście wzorem poprzednich części możemy włączyć lub wyłączyć permadeath, czyli śmierć bohaterów na stałe. Nowością jest zaś możliwość cofania czasu. W dowolnym momencie podczas starcia możemy wycofać jeden z ruchów i podjąć inną decyzję. Niektórzy mogą uznać to za oszukiwanie, ale gra w żadnym momencie do tego nie zmusza. To całkowicie opcjonalne.
Drugim filarem, na którym opiera się rozgrywka Fire Emblem: Engage, jest zarządzanie. Bazą naszych bohaterów jest latająca wyspa Somniel, która stopniowo powiększa się o kolejne obiekty. Możemy ją odwiedzać między rozdziałami. Z czasem znajdziemy tam między innymi kowala i kupców oferujących swoje usługi, arenę pozwalającą na trenowanie jednostek oraz kawiarnię, w której spędzimy czas u boku towarzyszy i rozwiniemy łączące nas z nimi relacje. Niestety liczba i jakość dostępnych tam aktywności zawodzi – po kilku pierwszych godzinach odwiedziny w Somniel były dla mnie jedynie żmudną koniecznością, a nie czymś, co wzbudzałoby we mnie jakieś większe emocje.
Switch lata świetności ma za sobą, ale Fire Emblem: Engage pokazuje, że z podzespołów tej konsolki da się jeszcze sporo wyciągnąć. Gra wygląda świetnie i potrafi zachwycić żywymi kolorami (zwłaszcza na ekranie OLED) oraz efektownymi animacjami towarzyszącymi korzystaniu z pierścieni i aktywowaniu najpotężniejszych z ataków. Kwestią dyskusyjną są natomiast projekty postaci, które odstają od tego, co można było zobaczyć we Three Houses. Tam ciała i stroje bohaterów były zdecydowanie bardziej stonowane i "realistyczne" (przynajmniej jak na standardy japońskiego świata fantasty), tutaj zaś nie brak jaskrawych, pastelowych kolorów (doskonały przykład to włosy głównego bohatera/bohaterki) i obcisłych lub wydekoltowanych strojów.
Fire Emblem: Engage to gra krótsza i ze znacznie prostszą historią niż Three Houses. Solidna oprawa audiowizualna i naprawdę satysfakcjonująca rozgrywka taktyczna sprawiają jednak, że tytuł ten jest wart uwagi – nawet mimo tego, że opowieść zaczyna nudzić po kilku pierwszych godzinach.
Plusy:
+ oprawa;
+ przyjemna rozgrywka;
+ sporo opcji taktycznych.
Minusy:
- rozczarowująca historia;
- krok wstecz w porównaniu z Three Houses.
Poznaj recenzenta
Paweł KrzystyniakDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat