Firebrand – recenzja filmu [Cannes 2023]
Mam nadzieję, że po tej recenzji któryś z dystrybutorów w Polsce skieruje swój wzrok w stronę anglojęzycznego debiutu Karima Ainouza – Firebrand wart jest zainteresowania i pokazania polskim widzom. Jedno z największych zaskoczeń canneńskiego konkursu.
Mam nadzieję, że po tej recenzji któryś z dystrybutorów w Polsce skieruje swój wzrok w stronę anglojęzycznego debiutu Karima Ainouza – Firebrand wart jest zainteresowania i pokazania polskim widzom. Jedno z największych zaskoczeń canneńskiego konkursu.
Katarzyna Parr (Alicia Vikander) była szóstą żoną jednego z najsłynniejszych angielskich królów – Henryka VIII (nierozpoznawalny Jude Law). Nie był on znany z wielkich osiągnięć na tronie, a z tego, że mordował kolejne żony i wyciągnął Kościół angielski spod zwierzchnictwa Stolicy Apostolskiej. W czasie swojego szóstego małżeństwa wyruszył na wojnę, podczas której jego żona została regentką tronu, de facto przez czas jego nieobecności pozostając władczynią Anglii. W tym czasie w królestwie działały różne grupy religijne, które nie chciały się podporządkować władztwu króla. Przywódczynią jednej z takich grup była Anne Askew, prywatnie przyjaciółka królowej z przeszłości. Aby dać przykład, że herezje nie będą tolerowane przez angielski tron, król nakazał spalenie Askew na stosie. Pętla wokół szyi Katarzyny Parr zaczęła się coraz mocniej zaciskać.
Katarzyna Parr jest postacią w Polsce raczej nieznaną. Kiedy mówi się o okresie panowania Henryka, wspomina się zazwyczaj albo jego, albo jego pierwszą żonę Annę Boleyn, której wizerunek kino wykorzystywało nader często (nawet w ostatnich latach w filmach i serialach), albo jego córkę Elżbietę, wciąż uznawaną za jedną z najważniejszych władczyń, jakie kiedykolwiek rządziły królestwem. Szkoda, że tak po macoszemu traktuje się Parr – postać w istocie fascynującą. Była w końcu pierwszą w historii kobietą, która publikowała w Anglii pod swoim nazwiskiem (po angielsku, a nie po łacinie, jak to było ówcześnie przyjęte), intelektualnie wyprzedzała kobiety i mężczyzn swoich czasów i jako jedyna przeżyła Henryka. Władca do ostatniej chwili próbował znaleźć sposób na zabicie jej w majestacie prawa, ale nie zdążył. Ten krótki opis sam w sobie pokazuje, że Parr zasługiwała na biopic i szczęśliwie znalazł się odpowiedni człowiek do jego nakręcenia. Karim Ainouz, brazylijski reżyser z algierskim rodowodem, wybrał jedyną słuszną drogę na opowiedzenie tej historii. Nie ma więc w Firebrand sterylnych strojów, pięknie oświetlonych komnat, czystego świata. Dostajemy zaś brud, mięso (literalnie i w przenośni), choroby, brak higieny, uprzedmiotowianie kobiet, zezwierzęcenie mężczyzn – wszystko to, co byśmy mogli kojarzyć z XVI wiekiem, a czego nie chcą nam pokazywać hollywoodzcy producenci, którzy uważają, że świat z ich filmów musi być bez skazy, bo tylko taki działa w obrazku.
Otóż nie, pokazał to nie tak dawno w fantastycznym Ostatnim pojedynku Ridley Scott, pokazuje to także tutaj Karim Ainouz. Anglia, a właściwie dwór angielski, to miejsce chaosu, wojen podjazdowych, zgnilizny, walki o wpływy. W takim środowisku każdego dnia o życie walczy Katarzyna Parr, która wie, że jedynym ratunkiem dla niej jest… śmierć jej męża. Ainouz, mimo że historia jest znana, opowiada ją tak sprawnie, że mamy w końcówce filmu niemal thrillerowe napięcie. A to w połączeniu z bardzo emocjonalnym dramatem kostiumowym, w którym niebagatelne znaczenie ma świetna muzyka i przepiękne zimne zdjęcia Helene Louvart, daje efekt piorunujący.
Nie byłoby go jednak, gdyby nie para głównych aktorów. Alicia Vikander jako Katarzyna Parr nie była tak dobra bodaj od swojej oscarowej roli w Dziewczynie z portretu – jest w niej siła Parr, jest też słabość wynikająca z pozycji kobiety w ówczesnym świecie, jest w końcu inteligencja i determinacja, które pozwalają jej przetrwać. Wyśmienita kreacja, a jej dopełnieniem jest absolutnie kapitalny Jude Law. Co za aktor, co za rola! On naprawdę potrafi wszystko – umie być czarującym papieżem, amantem w komedii romantycznej, a teraz najbardziej obrzydliwym z angielskich (a może nie tylko) królów. Law powinien dostać za swoją rolę Oscara. Nigdy nie sądziłem, że mogę czuć wobec niego tak wielką odrazę – to jest swoiste dziedzictwo fenomenalnej kreacji.
Firebrand to jeden z tych filmów, które biorą nas z zaskoczenia. Mamy tak zwany wolny slot na festiwalu, więc rezerwujemy sobie seans bez większego sprawdzenia filmu. Czasem można się na tym mocno przejechać, ale nie tym razem – Firebrand pozostanie w mojej konkursowej topce. Tak dobre jest to kino.
Poznaj recenzenta
Maciej StasierskiKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1957, kończy 67 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1989, kończy 35 lat